"To cud, że żyję". Szczera do bólu spowiedź aktora
Syn aktora Martina Sheena wcześnie poszedł w ślady znanego ojca. Za sławą i pieniędzmi szybko podążyła mroczna strona sukcesu. Charlie Sheen przez uzależnienia stracił rodzinę i pracę, upadł na samo dno. Dziś rozlicza się z przeszłością.
3 sierpnia Charlie Sheen skończył 60 lat. Wydaje się, że to dobry czas na podsumowania, bilans życiowych zysków i strat. Aktor znany z sitcomu "Dwóch i pół" ma sporo materiału do przemyśleń. I właśnie okazało się, że zrobił z niego użytek. 9 sierpnia do księgarń w USA trafi jego autobiografia "The book of Sheen", a dzień później na Netfliksie będzie miał premierę dwuczęściowy dokument "Aka Charlie Sheen".
Teraz w długim wywiadzie z People, który zapowiada okładka ze słowami: "to cud, że żyję", stwierdza bez ogródek, że jest za nim więcej dni, niż przed nim. - I to jest w porządku - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Charlie Sheen: "Jestem nosicielem wirusa HIV"
W ślady ojca
Charlie zadebiutował już jako 12-latek. Nic dziwnego, jego ojcem jest Martin Sheen, który syna zabierał na plany filmowe, w tym ten na Filipinach, gdzie kręcił "Czas Apokalipsy". Amerykańscy krytycy i widzowie zaczęli baczniej śledzić karierę Charliego Sheena po jego roli w głośnym "Plutonie" Oliviera Stone’a. Ten sam reżyser obsadził go również w kolejnym ważnym projekcie – "Wall Street" (1987), gdzie Sheen miał okazję grać u boku Michaela Douglasa. Oba filmy nie tylko otworzyły mu drzwi do wielkiego Hollywood, lecz także pokazały pełnię jego aktorskich możliwości i do dziś uchodzą za jedne z najważniejszych punktów w jego filmografii.
Pod koniec lat 80. Charlie Sheen pojawił się na ekranie u boku swojego brata Emilio Esteveza. Choć epizody w komedii "Balanga na autostradzie" (1988) nie zapisały się w historii, to już wspólny występ w westernie "Młode strzelby" (1988) okazał się godny uwagi. Za rolę Richarda Brewera Sheen otrzymał unikalną nagrodę Brązowego Jeźdźca, przyznawaną przez Muzeum Dziedzictwa Kultury Kowbojskiej i Westernowej.
Na fali
Największe sukcesy miały jednak dopiero nadejść. Sheen coraz częściej sięgał po role w filmach wojennych i przygodowych, co było wstępem do jego najbardziej rozpoznawalnej kreacji. W 1991 roku do kin trafiła zwariowana komedia "Hot Shots!", w której aktor wcielił się w podporucznika Toppera Harleya. To właśnie ta postać przyniosła mu ogromną popularność. Sheen z lekkością i błyskotliwością sparodiował role Kevina Costnera, Matta Wade’a czy Toma Cruise’a, pokazując, że potrafi bawić widzów równie skutecznie, jak wcześniej poruszać ich dramatycznymi występami.
W pierwszej dekadzie XXI wieku Sheen skoncentrował się na karierze telewizyjnej, przede wszystkim w produkcjach serialowych. Przyniosło mu to cztery nominacje do nagrody Emmy oraz trzy do Złotego Globu za kreację w popularnym sitcomie "Dwóch i pół" (2003–2009). Wcześniej, w latach 2002–2003, zdobył także Złoty Glob za rolę w serialu komediowym "Spin City".
Upadek
To historia stara jak show-biznes: Sheen z dostępem do pieniędzy, używek, imprez, szemranego towarzystwa wpadł w nałogi. Pierwsze doniesienia o problemach pojawiły się już w latach 90., kiedy trafiał do klinik odwykowych i niejednokrotnie lądował na pierwszych stronach gazet z powodu skandali. Sam wielokrotnie przyznawał, że imprezy, w które się angażował, balansowały na granicy życia i śmierci.
Teraz oczywiście wraca do tego tematu w autobiografii i netfliksowym dokumencie.
- Większość czasu po 50. roku życia spędziłem na przepraszaniu ludzi, których skrzywdziłem. Nie chciałem też pisać z pozycji ofiary. Nie byłem nią i biorę odpowiedzialność za wszystko, co zrobiłem. To po prostu ja, wreszcie opowiadający te historie tak, jak naprawdę się wydarzyły - mówi w rozmowie z People i od razu dodaje: - Przynajmniej te historie, które jeszcze pamiętam.
W tej samej rozmowie wyznaje, że wie, że balansował na granicy życia i śmierci. Mówi, że to cud, że "tylko raz przedawkował" i miał "jedno bliskie spotkanie ze śmiercią". – Na moich imprezach zawsze mówiłem: "Zostawcie osądy za drzwiami. Zero bólu w sypialni. I nikt nie może umrzeć" – wspomina. – To były dobre zasady.
Sheen sięgnął dna, gdy w marcu 2011 roku został zwolniony z przebojowego sitcomu "Dwóch i pół". Niedługo później udzielił swojego niesławnego wywiadu w programie "20/20", w którym twierdził, że w jego żyłach płynie "krew tygrysa". (W swoich wspomnieniach wyjaśnia, że poza narkotykami uzależnił się wtedy także od kremu z testosteronem, który zamienił go w – jak mówi – "szaleńca w amoku").
Życie w trzeźwości
Dziś od niemal 10 lat Charlie Sheen nie pije i nie bierze narkotyków.
- Mam w głowie listę najgorszych, najbardziej wstydliwych rzeczy, które zrobiłem, i mogę do niej zajrzeć w myślach, kiedy nachodzi mnie ochota na drinka – mówi i dodaje bez ogródek: – Nieważne, czy to prawda, czy nie, lubię myśleć, że następny "strzał" by mnie zabił.
Dreszcze wstydu
– Przebaczenie to wciąż coś, co się we mnie rozwija – mówi. – Nadal miewam coś, co nazywam "dreszczami wstydu". To te momenty, kiedy uderzają mnie okropne wspomnienia, wybory i ich konsekwencje. Pojawiają się coraz rzadziej, więc chyba jest postęp. Ciekawe w całym procesie naprawiania relacji było to, że większość ludzi mówiła: "Hej, między nami jest okej, stary, ale mamy nadzieję, że ty też sobie wybaczyłeś".
Miliony wyświetleń "Obcy: Ziemia", katastroficzny finał "I tak po prostu" i mieszane uczucia po "Nagiej broni". O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: