Tylko u nas. Jest jedną z twarzy "czarnego protestu", a zagrała w "Botoksie". Katarzyna Warnke broni filmu Patryka Vegi
- Postawmy sprawę jasno: nie stoję po stronie pro-life. Mam nadzieję, że było to widoczne choćby w moich mediach społecznościowych. Uczestniczyłam też w "czarnych protestach" i od tego czasu moje poglądy się nie zmieniły – mówi Katarzyna Warnke w rozmowie z WP odpierając zarzuty o promowanie przez "Botoks" postawy pro-life.
"Przerysowany", "ordynarny" i "drastyczny". Krytycy nie szczędzą mocnych słów pod adresem najnowszego filmu Patryka Vegi. Część dziennikarzy zwraca też uwagę na ich zdaniem antyaborcyjny wydźwięk "Botoksu".
Łukasz Knap z WP nazwał film "zawoalowaną płachtą antyaborcyjną", Łukasz Brzezicki z Wirtualnych Mediów pisze, że "Botoks" "ociepla ideologię ruchów pro-life", a Karolina Piotrowska mówi wprost, że trafniejszym tytułem byłaby po prostu "Aborcja".
Takie głosy wynikają z obecności wątku lekarki, która po przeprowadzeniu ponad 700 zabiegów przerwania ciąży odchodzi z pracy. W bohaterkę wciela się Katarzyna Warnke, której jeden z recenzentów zarzucił wręcz hipokryzję, bo jest ona kojarzona z "czarnym protestem".
Jak do tych zarzutów ustosunkowuje się aktorka? Czy jej zdaniem są one zasadne? Poprosiliśmy Katarzynę Warnke o komentarz.
- Postawmy sprawę jasno: nie stoję po stronie pro-life. Mam nadzieję, że było to widoczne choćby w moich mediach społecznościowych. Uczestniczyłam też w "czarnych protestach" i od tego czasu moje poglądy się nie zmieniły – mówi Katarzyna Warnke w rozmowie z WP.
Aktorka zaznacza, że od początku miała wpływ na konstrukcję swojej bohaterki i scenariusza.
- Z uwagą podeszłam do czytania scenariusza z zaproponowaną przez Patryka Vegę rolą i od początku czułam, że temat jest trudny społecznie i politycznie. Po kilku rozmowach wspólnie z reżyserem zdecydowaliśmy, że dla mojej postaci i reprezentowanego przez nią wątku aborcji najlepiej będzie unikać upolityczniania i skupić się na przeprowadzeniu procesu emocjonalnego, który uwiarygodni podejmowane przez nią decyzje i zbliży ludzi do problemu, niezależnie od poglądów. W filmie nie padają takie słowa jak "zygota" czy "wybór sumienia", wyrażenia związane z religią, kojarzone z ruchem pro-life. Nie chodziło nam o to, aby mówić, co jest dobre, a co złe. Widz ma po prostu na chwilę znaleźć się w skórze kobiety i poczuć ciężar podejmowanych przez nią wyborów – tłumaczy aktorka.
Warnke dodaje, że z troską pochyliła się nad postacią i w taki sposób kierowała swoją rolą, aby wątek lekarki Magdy była jak najbardziej osobisty.
- Moja bohaterka rezygnuje z pracy po długim okresie natężonego napięcia. Przechodzi własną ciążę ciężko pracując, bardzo trudny poród z zagrożeniem życia dziecka, umiera z jej winy prowadzona przez nią pacjentka. Przeżywa załamanie nerwowe i zwalnia się. Decyzja nie jest uzasadniona zmianą poglądów, ale właśnie kryzysem. Zagrałam kobietę, która na początku nie rozpoznaje swojej wrażliwości, nie ma pojęcia, co się z nią dzieje, kiedy po powrocie z pracy płacze. Dopiero będąc w ciąży zaczyna rozumieć swoje potrzeby i je szanować. Odchodzi z pracy, bo nie jest w stanie pracować w taki sposób, jak wcześniej. Postępuje fair wobec pacjentów i nie ma w tym żadnej ideologii. "Botoks" to w moim przekonaniu film o tym, że nasza psychika nie nadąża za technologią, a wybory, których musimy dokonywać wiążą się czasami z konsekwencjami, które trudno przewidzieć.
W rozmowie z WP aktorka odniosła się też do zarzutów o próbę ocieplenia środowiska antyaborcyjnego. Jej zdaniem takie opinie są nieuprawnione.
- Zarzucanie "Botoksowi" promowania postawy pro-life jest chybione. Patryk nie kryje się ze swoją wiarą, ale scenariusz nie reprezentuje przecież poglądów katolickich. Ten, kto widział film, wie, że jest tam mocno wyeksponowany wątek in vitro, na dodatek potraktowany bardzo pozytywnie. Tak samo jak problematyka zmiany płci.
Zdaniem aktorki w dyskusji o aborcji najważniejsza jest kobieta, a nie mężczyzna. Bo to ona ponosi wszelkie konsekwencje tej decyzji. To ona powinna mieć przestrzeń, prawo do podjęcia tego kroku, który dotyczy przecież jej ciała.
- W "Botoksie" Patryk pochyla się nad kobiecą perspektywą i funkcjonowaniem kobiet we współczesnym świecie. Po projekcjach wiele kobiet dziękowało mi za ten film. Rozmawiałam w kinie też z poruszonymi mężczyznami. Żyjemy w świecie, który odsuwa śmierć i brutalność narodzin. To istnieje poza naszą perspektywą. Do niedawna ludzie mieli kontakt z umierającymi, z porodami, teraz sublimujemy te przestrzenie, żeby nie powiedzieć, że zakłamujemy. Vega w tym filmie pokazuje strach, samotność, ból, rozpacz, narodziny i śmierć. Może warto się z tym spotkać?
Czy Katarzyna Warnke dalej będzie pojawiać się na marszach i wspierać ideę "czarnego protestu"?
- Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy by mnie tam zabrakło. Chcę, aby kobiety w naszym kraju mogły podjąć każdą możliwą decyzję. Żeby nie były wyśmiewane za postawę pro-life, ani za opowiedzenie się po stronie pro-choice. Żebyśmy się wzajemnie szanowali. Kobietom w podejmowaniu tak trudnych decyzji należy się pomoc i wsparcie, przestrzeń pewnej intymności - w końcu to dotyczy ich ciała. Ale żeby tak było, musi być zapewniona możliwość wyboru i nikt nie powinien nikomu narzucać swojego zdania. Edukacja seksualna, antykoncepcja, badania prenatalne, tabletka "dzień po" – to wszystko jest absolutnie niezbędne i uważam, że każde nowoczesne i demokratyczne państwo powinno to gwarantować swoim obywatelom. A nasze ma coraz większe zakusy, aby nam te podstawowe prawa odbierać. To niedopuszczalne i przeciwko temu protestuję.