Kto kogo tłucze? Nowa "Furioza" to chaos i niepotrzebna nagość
"Druga Furioza" trafiła właśnie na Netfliksa i nie mam wątpliwości, że będzie hitem. Przygotujcie się na trzy godziny kibolskich porachunków, Damięckiego w roli Goldena i rozebrane aktorki w co drugiej scenie. Największe zaskoczenie to jednak nuda, jaką odczuwa się podczas seansu.
Kiedy pierwsza "Furioza" trafiła na ekrany kin, wszyscy wychwalali drugoplanową rolę Mateusza Damięckiego, który wcielił się w kibola – gangstera Goldena. Aktor nie tylko zmienił się fizycznie do roli - schudł, wymalowano mu tatuaże na całym ciele, ogolono mu głowę i dodano złote zęby - ale też stworzył wyjątkowo udaną kreację postaci na granicy szaleństwa, uzależnionej od narkotyków, czerpiącej frajdę z przemocy. Trudno się dziwić, że to właśnie on został głównym bohaterem "Drugiej Furiozy".
Twórcy drugiej części mieli ciekawy pomysł na tę historię. Postanowili opowiedzieć jeszcze raz to samo, tyle że właśnie z perspektywy Goldena. O ile w pierwszej części był czarnym charakterem, o tyle w drugiej staje się postacią niemal tragiczną, targaną potrzebą udowodnienia światu, że jest coś wart. A przynajmniej taki był zamysł.
Piotr Adamczyk o filmie "Seks dla opornych". Jak pracowało mu się z Heleną Englert?
Golden, którego historię śledzimy, nie jest jeszcze tak szalony, jak w pierwszej części. Owszem, jest ryzykantem, który kocha adrenalinę. Potrafi w sekundę podejmować decyzje, które mogą go wiele kosztować. To wszystko dlatego, że jest ambitny, a ambicja to jego jedyny kompas moralny.
Już na początku filmu widzimy, jak Golden zabija swojego przyjaciela i zarazem założyciela Furiozy, czyli klubu pseudokibiców z Trójmiasta. Cała wina za śmierć Kaszuba zostaje zrzucona na Mrówę - szefa wrogiego klubu. Golden staje na czele Furiozy i dość szybko wkręca się w gangsterski świat. Do tego stopnia, że w drodze na szczyt nie cofnie się przed żadną współpracą i żadną zdradą. Po drodze zakochuje się w przypadkowo poznanej w klubie tancerce, bo jak wiadomo, bez romantycznego wątku nie ma filmu. W tym samym czasie grana przez Weronikę Książkiewicz "Dzika", czyli policjantka, która kiedyś była członkinią Furiozy, próbuje rozpracować gangi narkotykowe kierowane przez Mrówę i Goldena.
Znamy już te wątki z pierwszej części i wiemy, dokąd nas doprowadzą. Historia jest dość prosta, ale mimo to niestety łatwo się w niej pogubić. Co pięć minut mamy na ekranie nową jatkę i trudno się połapać, kto, kogo i dlaczego tłucze. Montaż, który jest bardzo szybki nie tylko w scenach akcji, jest też niestety bardzo chaotyczny. Ale nie to jest głównym problemem.
Główny problem jest taki, że mimo montażowych zabiegów, scen walki i interesującego przecież Goldena, "Druga Furioza" jest po prostu nudna. Można odnieść wrażenie, że niektóre sceny się powtarzają, a bohaterowie stoją w miejscu. Dopiero pod koniec akcja przyspiesza, a Golden, który znalazł się w potrzasku, przechodzi pewną metamorfozę. Z ambitnego, nieustraszonego gangstera, w narkomana z paranoją, prześladowanego przez przeszłość.
Film, który trwa niemal trzy godziny, spokojnie można by skrócić, a całość mogłaby na tym zyskać. Było tu jednak za dużo pomysłów na uatrakcyjnienie filmu, jak na przykład wszystkie sceny, w których Golden i Mrówa regularnie meldują się na komendzie "na dozór" poprzebierani w wymyślne kostiumy. Niestety, te sceny, zamiast rozluźniać fabułę i dodawać humoru, wprowadzają tylko zamęt.
Razi też to, że w tak długim filmie nie było czasu na rozbudowanie postaci. Dzika wypada bardzo sztucznie, zwłaszcza obok policjanta Jacka granego przez Łukasza Simlata. Jacek jest zarazem zabawny i groźny, opanowany i wściekły. Książkiewicz z kolei nie ma tu za wiele do grania. I czy naprawdę wszystkie policjantki w polskim kinie muszą mieć krótkie włosy, ubierać się w bure kolory i cedzić słowa ze wściekłą miną?
Inna postać kobieca, czyli ukochana Goldena, jest tancerką, więc w zasadzie w każdej scenie, w której nie uprawia seksu, kręci piruety. Pomijając to, że jej decyzje co do relacji z Goldenem i zero zainteresowania tym, skąd jej kochanek ma pieniądze, by ją nimi obrzucać, są po prostu nierealistyczne. Wszystkie inne kobiety (10-20?), które się przewijają przez ekran, są nagie i albo uprawiają seks, albo na niego namawiają. Słowem - traktowane są jak przedmioty. Rozumiem, że taką mają funkcję w świecie, który oglądamy, ale co najmniej połowę takich scen można było sobie darować.
Pierwsza "Furioza" pokazywała też pewną prawdę na temat środowiska polskich kiboli. Oczywiście było to wszystko podkoloryzowane i ubrane w fabułę o braterstwie, przyjaźni, miłości i honorze, ale czuło się w tym coś realnego, a reżyser i scenarzysta Cyprian T. Olęcki podkreślał, że przeprowadził wiele rozmów z kibicami i policjantami w trakcie pracy. Tym razem miałam poczucie, że oglądam coś mocno przesadzonego i wydumanego.
Damięcki jednak wciąż jest świetny w roli Goldena. To pierwsza "Furioza" odkryła, że stać go na wiele więcej niż role przystojnych chłopców (z Cyprianem T. Olęckim zrobił też później całkiem udany serial "Prosta sprawa", w którym pokazał swoją "twardą" stronę). "Furioza" okazała się hitem w polskich kinach. Pół roku później trafiła na Netfliksa i szybko stała się międzynarodowym hitem, plasując się w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych produkcji nieanglojęzycznych w 74 krajach. Nie mam wątpliwości, że "Druga Furioza", która 15 października zadebiutowała na Netfliksie, również będzie chętnie oglądana. Pytanie tylko, czy ta historia się już nie wyczerpała.