"Furioza": Gangsterka po polsku. Kibole wymachujący maczetami i ustawki w lesie [Recenzja]
Ociekający testosteronem zwiastun z obsadą wyjętą z komedii romantycznych… co tu mogło pójść nie tak? Wszystko. A jednak "Furiozę" ogląda się bez bólu.
Już pierwsza scena filmu wrzuca nas w brutalny świat, w którym zostaniemy na najbliższe dwie godziny. Scena rozgrywa się w pociągu. Dwóch agresywnych młodych kiboli terroryzuje pasażerów pociągu. Dotkliwie biją przypadkowo spotkanego studenta prawa. Nikt ze współpasażerów nie reaguje. Gdy podchodzą do innego młodego mężczyzny i zadają sakramentalne pytanie "za kim jesteś?", ten uparcie milczy.
Ta scena będzie powracać we wspomnieniach głównego bohatera Dawida (Mateusz Banasiuk). To on był owym młodym mężczyzną dręczonym przez agresorów. Dziś jest lekarzem. Gdy pewnego dnia w jego szpitalu zjawia się dawna miłość Dzika, odżywają wspomnienia. Dzika (Weronika Książkiewicz) jest dziś policjantką. Ale kiedyś oboje zadawali się z grupą osiedlowych kiboli. Do czasu aż brat Dzikiej nie skończył z nożem w brzuchu. Teraz Dawid ma przeniknąć do klubu Furioza, gdzie nadal działa jego brat Kaszub (Wojciech Zieliński), by pomóc Dzikiej w rozwiązaniu sprawy sprzed lat. Ale im bardziej przenika do środowiska kibolskiego, tym bardziej zaczyna go ono pochłaniać. A na horyzoncie pojawiają się kolejne trupy.
Nie mam pojęcia, jak wygląda kibolski świat od środka, ale "Furioza", która zabiera nas w centrum ustawek i narkotykowej dilerki, wygląda bardzo przekonująco. Pobicie przez chuliganów członków "własnej" drużyny za przegrany mecz czy obcinane maczetami ręce – to wszystko znamy z nagłówków, które co jakiś czas pojawiają się w mediach. I choć podejrzewam, że to tylko fragment tego, co się w tym świecie dzieje, twórcom "Furiozy" udało się utkać z tego wiarygodną, wciągającą opowieść o honorze, lojalności i braterstwie.
Pomysł, by obsadzić Mateusza Damięckiego – tego dżentelmena z klasą, ekranowego amanta – w roli wytatuowanego, agresywnego Goldena, okazał się genialny. To metamorfoza roku. Golden jest przerażający, szalony, gwałtowny. Damięcki balansuje nieco na granicy przerysowania, ale pasuje to do klimatu filmu. A ten aż kipi od testosteronu.
Kobiet w "Furiozie", poza Dziką, jest niewiele, a jak się już pojawiają, to są przedstawione stereotypowo – jako ameby przyklejone do swoich facetów. Z drugiej strony kibole jeżdżący do lasu na ustawki tylko po to, by spuścić komuś łomot lub samemu dostać po mordzie, też nie wyglądają tu na intelektualistów. Choć są wśród nich osoby wykształcone, kierują się pierwotnymi emocjami i ulegają zachowaniom stadnym.
To, czego zabrakło w tym filmie, to nieco więcej ciężaru. Trochę liczyłam na emocjonalny skręt w stronę "Chrztu" Marcina Wrony, nasuwającego się tu na myśl choćby z powodu Wojciecha Zielińskiego, który zagrał w obu filmach. Choć twórcy "Furiozy" próbowali pokazać braterskie więzi między bohaterami czy konsekwencje przestrzegania twardego gangsterskiego kodeksu, nie do końca to wybrzmiało.
Zdarzają się też czerstwe dialogi i żarty-niewypały. Ale mimo to film ogląda się dobrze. "Furioza" to naprawdę niezłe kino gangsterskie z bohaterami wyjętymi z naszych polskich blokowisk. Brutalne, mocne i wiarygodne.