Jeff Daniels skrytykował Trumpa. "Nixon by tego nie zrobił"
Aktor Jeff Daniels wystąpił na żywo w programie stacji MSNBC. Skrytykował Donalda Trumpa za odpowiedź na protesty "No Kings". - Czy naprawdę musimy tak traktować ludzi? - Dopytywał.
Jeff Daniels, aktor znany m.in. z filmu "Głupi i głupszy" czy serialu "Newsroom", pojawił się w programie "Deadline: White House" na antenie MSNBC, gdzie zaprezentował piosenkę "Crazy World". Występ nawiązywał do protestów "No Kings" w USA, które – jak podkreślano w programie – zgromadziły miliony uczestników.
W trakcie programu Daniels odniósł się do reakcji Donalda Trumpa na demonstracje, w tym do wideo wygenerowanego przez AI, który prezydent USA opublikował w mediach społecznościowych. Na nagraniu widać myśliwiec z napisem "Król Trump", za którego sterami siedzi sam prezydent w koronie na głowie. Maszyna przelatuje nad protestującymi zrzucając na nich brązową maź.
Eddie Murphy: "Śmieszne to po prostu śmieszne"
Jeff Daniels postawił pytanie o granice przyzwoitości w debacie publicznej. "Czy naprawdę musimy tak traktować ludzi?", dopytywał. Porównał obecne standardy do tych kojarzonych z wcześniejszymi prezydentami.
Daniels pytał retorycznie, czy na podobne działania zdecydowaliby się dawni przywódcy USA. - Nixon by tego nie zrobił. Reagan by tego nie zrobił. Bush by tego nie zrobił... żaden z nich. Myślę, że ludzie na Środkowym Zachodzie, gdzie mieszkam… cenimy sobie przyzwoitość i uprzejmość - mówił Daniels.
Pod koniec rozmowy Daniels wyraził przekonanie, że "przyzwoitość i uprzejmość znów będą miały znaczenie", gdy wyborcy "zagłosują za zmianą" w nadchodzących wyborach.
Według stacji MSNBC w protestach "No Kings" wzięło udział 7 milionów osób. Odbyły się one 18 października w Waszyngtonie oraz w innych miastach USA. Ruch "No Kings" nawiązuje do wydarzeń sprzed 250 lat, kiedy to Amerykanie zdecydowali, że nie chcą żyć pod rządami króla Jerzego III i ogłosili niepodległość.
Protestujący sprzeciwiają się m.in. agresywnym represjom imigracyjnych, obecności Gwardii Narodowej w dużych miastach, drastycznym cięciom w programach federalnych oraz samej naturze rządów Donalda Trumpa.