"Uwodziciel i erotoman". Krążyły o nim legendy. Miał mnóstwo kochanek
25 września 1926 roku urodził się Tadeusz Pluciński. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów PRL, choć w filmach i serialach pojawiał się wyłącznie w rolach drugoplanowych. W życiu prywatnym uważany był za największego amanta swoich czasów w naszym kraju.
Tadeusz Pluciński urodził się w Łodzi. W czasie wojny aktywnie działał przeciwko okupantowi, razem z matką pomagał w ucieczce Żydom. Po wojnie rozpoczął studia prawnicze, aktorem został przez przypadek. "To sprawka Aliny Janowskiej. Jechała pociągiem przez Koluszki i zobaczyła mnie na peronie. Zachłysnęła się mną i odnalazła w Łodzi. A gdy odnalazła, to już nie puściła. Była tancerką, więc przychodziłem do niej do teatru" - wspominał na łamach "Super Expressu".
Emerytury polskich gwiazd. Narzekają, że mają je za niskie
Jeszcze podczas nauki w PWST zadebiutował w sztuce o wymownym tytule "Fircyk w zalotach". W latach 70. Pluciński uchodził już za największego kobieciarza polskiego kina. Aktor określał siebie z tamtego okresu jako "pocztówkowego faceta". Przylgnęła do niego łatka amanta, uwodziciela, erotomana. Jak sam wspominał, wręcz maniakalne zamiłowanie do płci przeciwnej najprawdopodobniej odziedziczył po swoim ojcu – koneserze kobiet. Zafascynowanie płcią przeciwną przejawiał już od najmłodszych lat. Podboje miłosne Plucińskiego przeszły do historii (jednym z najgłośniejszych był związek z Kaliną Jędrusik).
W ciągu długiego życia aktor miał także cztery żony (śpiewaczkę operową Bożenę Brun-Barańską, aktorkę Ilonę Stawińską, tancerkę Krystyną Mazurówną i aktorkę Jolantę Wołłejko), z którymi po rozstaniu pozostawał w przyjaznych relacjach.
W życiu zawodowym, chociaż prawie nigdy nie grał pierwszoplanowych ról w filmach i serialach, przez lata był jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Głównie za sprawą licznych epizodów w komediach – m.in. "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", "Dzięcioł", "Brunet wieczorową porą", "Poszukiwany , poszukiwana", "Hydrozagadka". Potrafił też jednak z powodzeniem wcielić się w negatywnych bohaterów ("Stawiam na Tolka Banana", "Czarne chmury"), a prawdziwą perłą w jego dorobku była rola w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy", w którym zagrał Jaszuńskiego, ministra rolnictwa.
Tadeusz Pluciński zmarł 23 kwietnia 2019 roku w Skolimowie, w Domu Aktora. Miał 92 lata. Po raz ostatni stanął przed kamerą w 2013 roku, gdy zagrał pensjonariusza domu opieki w serialu "Ojciec Mateusz" (odcinek "Zielony zakątek").
"Na scenie stawialiśmy pierwsze kroki niemalże w tym samym czasie. Zaraz po wojnie. Znaliśmy się i lubili. Był świadkiem historii. Miał bogate życie. Przeciętny śmiertelnik wie o nim tylko, że był komediowym aktorem. Grał w rozrywkowych filmach i że miał cztery żony. Był uwodzicielem i erotomanem. Mówiono o nim 'Na wieki wieków amant'. Ja natomiast znam go z lepszej, nie plotkarskiej strony. Był szlachetnym i dobrym człowiekiem. Wspaniałym kolegą. O nikim nigdy nie mówił źle. Był gentlemanem i wybitnym aktorem. Większość życia spędził w teatrach dramatycznych. Grał wielkie role. Ale o tym dzisiejszy widz nic nie wie" – napisał w dniu śmierci Plucińskiego aktor i przyjaciel Witold Sadowy.
Miliony wyświetleń "Obcy: Ziemia", katastroficzny finał "I tak po prostu" i mieszane uczucia po "Nagiej broni". O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: