Nierozłączni. W tym horrorze wynieśli swoje małżeństwo na nowy poziom
Gdy kręcili "Together", stali się niemal nierozłączni – dosłownie i emocjonalnie. Allison Brie i Dave Franco, para nie tylko na ekranie, ale i w życiu, opowiadają o fizycznych wyzwaniach, wzajemnej inspiracji i tym, jak osobista historia reżysera wpłynęła na ich grę. W szczerej rozmowie zdradzają też, czym dla nich jest "za dużo" w relacji i dlaczego horror może być… uzdrawiający.
"Together" to psychologiczny horror z 2025 roku w reżyserii Michaela Shanksa, który opowiada o parze przeprowadzającej się na wieś, by naprawić swoją relację – i trafiającej w sam środek czegoś znacznie mroczniejszego. Allison Brie i Dave Franco, prywatnie małżeństwo, wcielają się w Millie i Tima – bohaterów uwięzionych nie tylko w coraz bardziej klaustrofobicznym domu, ale i w coraz bardziej toksycznym układzie. Film łączy body horror z czarną komedią i emocjonalnym dramatem, a jego siłą jest nie tylko styl, ale też osobiste podejście twórców do tematu bliskości i granic w związku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Together" zwiastun
Powiedzcie, czy po nakręceniu tego filmu potrzebowaliście trochę osobnej przestrzeni dla siebie?
Allison Brie: Tak naprawdę było odwrotnie. Zaraz po zakończeniu zdjęć musiałam wyruszyć w trasę promującą inny projekt i byliśmy wtedy osobno. To było straszne. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że w czasie pracy nad tym filmem staliśmy się trochę bardziej zależni od siebie.
Dave Franco: Tak, cały ten film sprawił, że zaczęliśmy zastanawiać się nad naszą relacją i doszliśmy do wniosku, że tak, jesteśmy zdecydowanie uzależnieni. Ale to też jest czasem miłe, że nasze prace nas od siebie oddzielają. To trudne, ale dobrze jest też za sobą zatęsknić.
Jakie było największe wyzwanie na planie?
AB: Największym wyzwaniem była fizyczna strona pracy i tempo, w jakim kręciliśmy. Zdjęcia trwały tylko 21 dni. To było bardzo ambitne jak na taki czas. Codziennie robiliśmy coś bardzo intensywnego fizycznie, np. sceny pod prysznicem. Wiele rzeczy wykonywaliśmy sami – na przykład miałam dublerkę w scenie, gdzie ktoś uderza o szklaną szybę w biurze, ale uznałam, że to nie wygląda wystarczająco mocno, więc zrobiłam to sama. Potem przez resztę zdjęć miałam siniaka na nosie, ale było warto.
DF: Zgadzam się, to było bardzo fizyczne. Mamy nawet dokumentację wszystkich moich obrażeń – powstała z tego mała kolekcja. Byłem cały w siniakach. Ale, jak mówi Allison, byliśmy podekscytowani tym, co kręciliśmy. Czuliśmy, że tworzymy coś przewrotnego, coś, czego ludzie jeszcze nie widzieli, i to nas napędzało mimo bólu. Prawie każdego dnia wchodziliśmy na plan z energią na poziomie 100 proc. i musieliśmy ją utrzymać przez cały dzień. To było wyczerpujące, ale też ekscytujące.
Skąd czerpaliście inspirację podczas przygotowań? Oglądaliście może horrory, body horrory albo dramaty?
AB: Ja wróciłam do "Lśnienia". Obcięłam sobie grzywkę w stylu Shelley Duvall. Chciałam się zmierzyć z jej wrażliwością w tym filmie. Tam nie ma ani krzty próżności. To ikoniczna rola. Przez lata niektórzy wyśmiewali jej przesadzoną grę, ale ja ją podziwiam, bo tak właśnie mogłaby się zachowywać osoba w sytuacji zagrożenia życia.
DF: Ja obejrzałem kilka body horrorów. Nasze ulubione to "Muchy" i "Coś" – klasyki. I filmy Michaela Shanksa.
AB: Bo w sumie grałeś jego trochę.
DF: Właśnie. Mój bohater był bardzo, bardzo luźno oparty na naszym reżyserze i scenarzyście, Michaelu Shanksie. W pewnym momencie próbował zostać muzykiem, ale to nie wyszło. Był z nami bardzo szczery – opowiedział o swoich atakach paniki. Mój bohater też ich doświadcza. W trakcie prób poprosiłem Michaela, żeby pokazał mi, jak one wyglądają – nagrałem to i potem w filmie przeniosłem te ruchy i reakcje do swojej postaci. Studiowałem go bardzo dokładnie.
Bycie w związku to bycie razem, to piękne, ale czasem bywa za dużo. Zastanawiam się, czym dla Was jest "za dużo" w relacji?
AB: Ten film rzeczywiście bada lęki związane z monogamią i to, gdzie kończy się zdrowy związek, a zaczyna toksyczna współzależność. Jak Dave wcześniej wspomniał – nasze prace pozwalają nam czasem spędzić czas osobno, dzięki czemu zachowujemy niezależność. Myślę, że ważne jest też to, by każdy z partnerów miał swoich przyjaciół. My się tym naprawdę szczycimy – spędzamy czas solo z przyjaciółmi. To bardzo ważne.
DF: Tak, mamy swoje osobne rytmy.
AB: W ciągu dnia robimy swoje.
DF: A wieczorem znowu jesteśmy razem. Ale oczywiście mamy też swoje wspólne rytuały. W niedziele właściwie nie wychodzimy z łóżka. To taki leniwy dzień – nie spotykamy się z nikim. Zamawiamy pączki, oglądamy cztery filmy i odcinamy się od świata. Chodzi o równowagę.
Michael Shanks mówił, że scenariusz jest dla niego bardzo osobisty. Jak łączyliście jego osobisty stosunek z własną interpretacją?
AB: Myślę, że mocno się z Shanksem połączyliśmy na tym poziomie. Jesteśmy razem ponad 13 lat. My wszyscy mieliśmy podobne doświadczenia długoterminowych relacji. Dla mnie i Dave’a ważne było, by nawet jeśli ta para przez większą część filmu się kłóci, widz miał poczucie, że pod tym wszystkim jest prawdziwa miłość. To było coś, co ustaliliśmy razem z Michaelem – że nawet jeśli pojawia się irytacja czy konflikt, to u podstaw musi być miłość i szacunek.
DF: W pierwszej wersji scenariusza mój bohater był większym d**kiem. Myślę, że to była wersja Michaela, który pisał siebie w najgorszym świetle. Ale kiedy go poznaliśmy – okazało się, że to czuły, troskliwy, fantastyczny człowiek. Chcieliśmy, by ta łagodność też pojawiła się w postaci. Żeby widz rozumiał, skąd biorą się jego reakcje – że to wynika z traumy i prawdziwego bólu.
Co was fascynuje w body horrorze?
AB: W horrorze ogólnie kocham to, że to najbardziej przekraczający granice gatunek. Twórcy horrorów mogą robić dziwne rzeczy, ryzykować, przesuwać granice. Zwłaszcza w body horrorze. Poza tym uwielbiam to, że horrory łączą ludzi. Dają przypływ adrenaliny, przypominają, że fajnie jest żyć. Seans w kinie to wspólne przeżycie – śmiech, krzyki, westchnięcia – i to sprawia, że czujemy się mniej samotni.
DF: Ukradła mi odpowiedź. Próbuję wymyślić coś jeszcze. No, może to, że są bardzo zmysłowe – można wręcz poczuć te wszystkie obrzydliwe momenty. Dźwięk też jest świetny. Ale to, co powiedziała Allison, było dużo bardziej elokwentne.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski
Miliony wyświetleń "Obcy: Ziemia", katastroficzny finał "I tak po prostu" i mieszane uczucia po "Nagiej broni". O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: