Noc pełna gwiazd i zombie. Byliśmy na paryskiej premierze 2. sezonu "The Last of Us"
W gorący wiosenny wieczór centrum Paryża stało się miejscem imprezy promującej start nowego sezonu "The Last of Us". Zgromadzeni widzowie nie tylko poznali kilku aktorów z produkcji (w tym dwie nowe twarze), ale także zostali przestraszeni przez dwójkę "klikaczy" znanych z ekranu. Co jeszcze widzieliśmy na premierze serialu?
Na kilka dni przed oficjalną premierą 2. sezonu hitowego "The Last of Us", HBO zaprosiło wielu dziennikarzy, fanów i influencerów na przedpremierowy pokaz 1. odcinka w paryskim kinie Le Grand Rex. Klimat imprezy robił wrażenie - przed wejściem zebrała się pokaźnych rozmiarów kolejka, ciągnąca się wokół wejścia do budynku, co w połączeniu z byciem w centrum paryskiego starego miasta nadawało wszystkiemu oldschoolowego klimatu.
Premiera "The Last of Us" w Paryżu - relacja
W środku na widzów czekały natomiast kolejne niespodzianki. Kino zostało nieco "upiększone" czy to artystyczną instalacją z logotypem serialu, czy też plakatami przedstawiającymi nam głównych graczy nowego sezonu "The Last of Us". Podobnie było zresztą z salą kinową, która po obu stronach była przyozdobiona transparentami z hasłami promującym serial (oczywiście w języku francuskim). Może i skromnie, ale za to schludnie.
Na następne niespodzianki trzeba było jednak poczekać - HBO po kilkudziesięciu minutach przygasiło światła na sali, a pomiędzy rzędami foteli zaczęły przechadzać się dwie modelki, które ucharakteryzowane były na "klikaczy" - jeden z rodzajów "zombie", które oglądać możemy w serialu. Te wiły się, wydawały niepokojące odgłosy i czasami rzucały się na niespodziewających się niczego widzów, co było niewątpliwie interesującą częścią pokazu.
Przed samym seansem na scenie pojawili się natomiast aktorzy z produkcji - w Paryżu zawitał Gabriel Luna (Tommy) oraz nowe twarze w głównej obsadzie: Isabela Merced (Dina) oraz Young Mazino (Jesse). Gwiazdy pokrótce opowiedziały o pracy na planie, skomplementowali twórców serialu, a także zażartowali, że do stolicy Francji wysłano "fajne dzieciaki", a nie "scenarzystów-sztywniaków", którzy odwiedzili Madryt. Po kilkunastominutowej rozmowie z prowadzącą i serii aplauzu, w końcu nadszedł czas na danie główne, czyli 1. odcinek nowego sezonu.
"The Last of Us" powraca
Tak jak książki nie można ocenić po okładce, tak trudno ocenić serial przez pryzmat jednego odcinka. Nie mniej, zarówno fani growego pierwowzoru, jak i ci, którzy pokochali adaptację HBO, powinni być zadowoleni z tego, co showrunnerzy Craig Mazin i Neil Druckmann przygotowali dla nas w 1. rozdziale 2. sezonu "The Last of Us".
Po napisach końcowych i głośnym aplauzie ze strony publiczności HBO zaprezentowało jeszcze materiał promujący swoje nadchodzące seriale - widzieliśmy m.in. pierwsze fragmenty "Rycerza siedmiu królestw", czyli kolejnej po "Rodzie smoka" produkcji osadzonej w świecie "Gry o tron". Nie zabrakło też scen z wyczekiwanego 2. sezonu "Peacemakera", czy finału "Białego Lotosu".
Chociaż niespodzianki były raczej skromne, to jednak krótkie spotkanie z aktorami i danie główne w postaci odcinka "The Last of Us" nie rozczarowały. Jeżeli kolejne odsłony 2. sezonu podtrzymają poziom, to będzie to kolejny potężny hit HBO.