WAŻNE
TERAZ

Nawrocki już po rozmowie z Trumpem. "Rozmowy potwierdziły jedność"

"Omar": Sypiając z wrogiem

Obraz
Źródło zdjęć: © Studio Munka-SFP

W swym siódmym pełnometrażowym filmie reżyser Hany Abu-Assad, skompromitowany hollywoodzkim debiutem sprzed dwóch lat (b-klasowy *"Kurier" z Jeffreyem Deanem Morganem), niespodziewanie powraca do ojczyzny, a przy okazji do stałego lejtmotywu swej twórczości – konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Tematykę tę ma w małym palcu; jak sam przyznaje, rozpisanie struktury filmu zajęło mu zaledwie 4 godziny, zaś całego scenariusza – tylko 4 dni. Efekt? Druga w jego dorobku nominacja do Oscara.*

Na mapie światowego kina Abu-Assad pojawił się w roku 2005, kiedy zrealizował „Paradise Now”, odważną i błyskotliwą opowieść o dwóch Palestyńczykach przygotowujących się do samobójczego zamachu bombowego. Jego szczery i dosadny ton został dostrzeżony – w kategorii najlepszego filmu zagranicznego „Paradise...” otrzymało Złoty Glob oraz nominację do Oscara. Za spektakularnym sukcesem nie przyszła jednak równie spektakularna kariera. Nakręcony po 7 latach „Kurier”, który miał otworzyć Abu-Assadowi drzwi do kariery na Zachodzie, okazał się ogromnym rozczarowaniem – tak artystycznym, jak i finansowym. I choć można zgadywać, że po tej wpadce reżyser wracał do kraju z podkulonym ogonem, to za sprawą „Omara” udowodnia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Tytułowym bohaterem jego filmu jest młody Palestyńczyk, oddzielony izraelskim „murem bezpieczeństwa” od przyjaciół z dzieciństwa. Każdego dnia Omar wspina się po nim, by spotkać bliskich – ukochaną Nadię, jej brata Tareka i kolegę Amjada. Przeskakując przez mur, chłopak ląduje w innym świecie, stając się innym człowiekiem – z prostego piekarza przeistacza się w romantycznego kochanka i zapalonego bojówkarza, wymieniającego miłosne liściki z Nadią i planującego działania przeciwko izraelskiemu wojsku z Tarekiem i Amjadem. Przyzwyczajony do wiecznego czekania na to, co kiedyś ma – być może – nastąpić, niespodziewanie staje przed koniecznością podwójnej konfrontacji. Nadchodzi moment, kiedy musi przekuć słowa w czyny – powiedzieć Tarekowi o uczuciu wobec jego siostry i... wziąć udział w zamachu na izraelską placówkę. Wkrótce światopogląd i relacje Omara z bliskimi zostaną poddane brutalnej weryfikacji. Kto tak naprawdę okaże się wrogiem, a kto przyjacielem?

Obraz

Kreśląc tę iście szekspirowską pajęczynę kontrastów pomiędzy lojalnością a instynktem przetrwania, Abu-Assad pozostaje w rozdarciu pomiędzy językiem kina autorskiego, a rytuałami kina gatunków. Sceny wyciszenia, kojarzące się z estetyką arthouse'u, łączą się więc ze scenami pościgów ulicami (i dachami) miasta, które równie dobrze mogłyby znaleźć się w którymś z tanich sensacyjniaków ze stajni Luca Bessona, zaś skomplikowane relacje między bohaterami przeplatane są iście telenowelowymi zwrotami akcji. Co ciekawe, mariaż tych dwóch światów wypada niezwykle naturalnie, a rozpisana w ten sposób historia, z wątkiem miłosnym jako pozornym filarem całości, staje się doskonałym pretekstem, by konfliktowi palestyńsko-izraelskiemu przyjrzeć się z perspektywy zakleszczonej jednostki.

Abu-Assad nie ukrywa – interesuje go kino w wersji pop, bezpośrednie i uproszczone, mogące dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Dlatego w jego filmie brakuje czasem odkrywczych niuansów, ale jednocześnie samo ujęcie tematu nie jest powierzchowne czy tendencyjne. Reżyser stara się dostrzegać racje obu stron, nawet jeśli są one trudne do zaakceptowania, a jedną z ciekawszych postaci jego filmu jest izraelski oficer, który schwytanemu Omarowi stawia ciężkie ultimatum. Pod maską potwora Abu-Assad dostrzega człowieka rodziny, który być może zatracił swą drogę, a być może za bardzo wrósł w swoją pracę, by wiedzieć, że kiedykolwiek dokądś zmierzał. Ich nieoczywista relacja, oparta na pozornym zaufaniu i specyficznej równowadze sił, w pewnym momencie staje się motorem filmu. By przetrwać, bohater będzie musiał się z niej wyzwolić.

Tu znów daje o sobie znać gatunkowa świadomość Abu-Assada. Z czasem okaże się bowiem, że niepozorne nawiązanie do „Ojca chrzestnego” w jednej z pierwszych scen filmu jest tak naprawdę zapowiedzią całego rytuału przejścia – Omar, podobnie, jak młody Michael Corleone grany przez Ala Pacino, będzie musiał wbrew woli wykarczować sobie drogę do swej niezależności, nie oglądając się przy tym na nikogo i na nic.

Ocena: 6/10

Obraz

Wybrane dla Ciebie

Strach się bać. Kultowy horror będzie serialem
Strach się bać. Kultowy horror będzie serialem
Mówi o nałogu. Brał tak dużo, że nawet kartel odmówił mu współpracy
Mówi o nałogu. Brał tak dużo, że nawet kartel odmówił mu współpracy
Nigdy nie był tak wielki. Nałożyli na niego kostium pełen mięśni
Nigdy nie był tak wielki. Nałożyli na niego kostium pełen mięśni
Był za mocny dla kin. Cenzura wkroczyła do akcji. Do obejrzenia w domu
Był za mocny dla kin. Cenzura wkroczyła do akcji. Do obejrzenia w domu
"To nieakceptowalne". Lawina krytyki po wypowiedzi aktorki
"To nieakceptowalne". Lawina krytyki po wypowiedzi aktorki
Eleganckie limuzyny, balowe suknie, a nad wszystkim - flagi ze swastykami. Byliśmy na planie "Breslau"
Eleganckie limuzyny, balowe suknie, a nad wszystkim - flagi ze swastykami. Byliśmy na planie "Breslau"
Ochrona powiedziała: "nie jedź". Aktorka boi się zwolenników Trumpa
Ochrona powiedziała: "nie jedź". Aktorka boi się zwolenników Trumpa
Murowany przebój. To może być najlepszy polski serial dekady
Murowany przebój. To może być najlepszy polski serial dekady
"Nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę". Zarabiała mniej niż aktorzy serialu
"Nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę". Zarabiała mniej niż aktorzy serialu
Już ponad 130 mln wyświetleń. Cały świat szaleje na jej punkcie
Już ponad 130 mln wyświetleń. Cały świat szaleje na jej punkcie
Jest niemile widziany. Nie został zaproszony na ślub brata
Jest niemile widziany. Nie został zaproszony na ślub brata
Mroczne słowa. Żona Bruce'a szykuje córki na śmierć aktora
Mroczne słowa. Żona Bruce'a szykuje córki na śmierć aktora