Sława, popularność i pieniądze. Witold Dębicki od lat walczy z alkoholizmem
Aktorstwo wybrał przypadkowo. Przez lata praktycznie nie schodził ze sceny, zagrał też w wielu filmach i serialach. Największą rozpoznawalność bez wątpienia przyniósł mu serial "Siedem życzeń", w którym wcielił się w Witolda Tarkowskiego, ojca głównego bohatera. I chociaż na brak popularności nie narzeka, przyznaje, że prywatnie nie zawsze mu się układało. W pewnym momencie dał się ponieść rozrywkowemu trybowi życia i wpadł w zgubny nałóg alkoholowy.
"Ciągnęło mnie do aktorstwa"
Początkowo chciał pójść w ślady ojca i po maturze kontynuować edukację na politechnice, jednak z czasem uznał, że to nie dla niego.
- Najpierw myślałem o architekturze, ale słabo rysuję, więc odpadłbym w przedbiegach. Potem miała być inżynieria sanitarna, ale ścisłe przedmioty nie bardzo mi szły. Ciągnęło mnie do aktorstwa. Może po mamie, która jest emerytowaną aktorką teatrów lalkowych. Złożyłem papiery - wspominał w "Gazecie Olsztyńskiej".
Niestety, jego nazwisko nie znalazło się na liście przyjętych. Dębicki jednak nie zamierzał rezygnować. Przez rok pracował w firmie handlującej ropą, a później ponownie zjawił się na egzaminie w szkole teatralnej.
Teatr przede wszystkim
Za drugim razem poszło mu znacznie lepiej i udało mu się zasilić grono studentów. Na ekranie zadebiutował w połowie lat 60. i później praktycznie nie znikał z ekranu, grywając nawet w kilku produkcjach rocznie. Wystąpił chociażby w "Trzeba zabić tę miłość", "Czarnych chmurach", "Najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy", "Alternatywach 4" czy "Panu Kleksie w kosmosie". Nie przeszkadzało mu, że często pojawiał się na drugim planie albo jedynie w epizodach.
– Myślę, że wszystkie role, które grałem, coś mi dały. Były takie, które lubiłem i takie, których nie znosiłem. Duży też był rozrzut, są takie role, które niosą i takie, które są jakby przeciwko, kiedy człowiek jest źle obsadzony, nie czuje granej postaci i wtedy nie czerpie satysfakcji z pracy – mówił w "Gazecie Mosińsko-Puszczykowskiej".
Nie ukrywał, że znacznie bardziej cenił sobie pracę w teatrze - tam często obsadzano go w większych, pierwszoplanowych rolach i miał szansę pokazać swój potencjał.
Wyszedł i nie wrócił
Swoją żonę, Marię Rybarczyk, poznał w poznańskim teatrze, do którego przyjechał, by zastąpić jednego z nieobecnych aktorów. Szybko przypadli sobie do gustu i niedługo potem wzięli ślub. Początkowo nie przeszkadzał im związek na odległość. Dębicki stale kursował między Poznaniem a Warszawą. Jednak któregoś dnia miał tego dość.
- Zdarzają się w naszym życiu sytuacje niewytłumaczalne. Człowiek budzi się pewnego ranka i czuje, że musi coś zakończyć. Tak właśnie było w moim przypadku. Wstałem, zostawiłem klucze od mieszkania oraz swoje zdjęcie na biurku i po prostu wyszedłem – mówił Dębicki w wywiadzie dla magazynu "Świat i ludzie".
Przyznawał, że bał się porozmawiać z żoną o ich problemach.
- Zabrakło mi odwagi. Wolałem wstać, zostawić wszystko i zacząć swoje życie od nowa. I tak też się stało. Nie wróciłem - dodał.
Etap zatrzymania
Dębicki nie ukrywał również, że przez imprezowy tryb życia wpadł w nałóg alkoholowy.
- Co drugi dzień bankietolo. Byłem rozrywkowy i przestałem nad tym panować - wyznawał w "Gazecie Wyborczej".
W 2011 roku, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, staranował cztery pojazdy - całe szczęście nikt wówczas nie ucierpiał. Ponownie za jazdę pod wpływem zatrzymany został dwa lata później. Aktor od lat leczy się na odwykach i terapiach. Teraz, jak twierdzi, jest z nim nieco lepiej.
- Alkoholizm to podstępna choroba duszy i ciała, śmiertelna i nieuleczalna, ale można ją zatrzymać. Od dłuższego czasu jestem na etapie zatrzymania – wyznawał.
Ostatnio Dębickiego można było oglądać w serialach "Blondynka" oraz "Trzecia połowa".