Śmiejecie się z programu Meghan? Oto dlaczego się mylicie
Nie ma nic modniejszego i zapewniającego zasięgi niż kąśliwa recenzja programu księżnej Meghan. Odklejona, pretensjonalna, irytująca... można mnożyć inwektywy i prześmiewcze komentarze, a lajki lecą. Nie pójdę na łatwiznę, bo - o ile świąteczny odcinek specjalny księżnej nie jest udany - to nie z tych powodów, co myślicie.
Przede wszystkim: nie mam czasu na rozważania, czy Meghan jest księżną Sussex, czy nie. Pisałam o tym dziesiątki tekstów, gdy jeszcze sprawa odejścia jej i jej męża z rodziny królewskiej była świeża i dziś należy po prostu przejść nad tym do porządku dziennego bez większych emocji. Tak, Meghan jest dziś celebrytką, dawną aktorką, businesswoman z własnym programem na Netfliksie, który dostała, bo budzi wielkie emocje.
Nie jest na pewno stwierdzeniem na wyrost, że od początku jej projekt "Z miłością. Meghan" był skazany na potępienie. W końcu mówimy o kobiecie, którą media krytykowały za to, że... dotykała za często brzucha, gdy była w ciąży. Gdy zatem nakręciła dwa sezony programu o gotowaniu, zapraszaniu gości i dekorowaniu stołu, dała ludziom 16 powodów, by ją wyśmiać. Nawet jeśli ci ludzie nie widzieli wszystkich 16 odcinków. Jej najnowszy projekt, odcinek specjalny "Świąteczne przygotowania", Guardian już zmieszał z błotem.
Groźby śmierci, hejt i izolacja. Meghan i Harry płacą wysoką cenę. Anna Senkara w rozmowie z Karoliną Motylewską komentuje.
Krytykuje się sam pomysł, bo przecież programy o gotowaniu już istnieją, więc po co kolejny. Wyśmiewa się zajawki księżnej: bo jak dorosła kobieta może cieszyć się robieniem kul do kąpieli, jej dbałość o detal, lub nieumiejętność wiązania indyka przed upieczeniem. Można wymieniać w nieskończoność. Tymczasem kompletnie nie tu leży problem jej programu, którego Meghan wydaje się wcale nie zauważać.
Największym grzechem "Z miłością. Meghan", który teraz powtarza w odcinku specjalnym "Świąteczne przygotowania" są... goście. Czy to przyjaciele księżnej, czy to autor książki, którą ona akurat czyta, czy nawet znana tenisistka - wszystko to na nic. Ludzie w tej pięknej białej kuchni momentalnie sztywnieją, milkną i z jakimś przerażeniem pomieszanym z zakłopotaniem potakują głową, gdy Meghan tłumaczy im, że lubi posypać coś lawendą. Nawet przyjaciółki księżnej, z którymi się zna od lat, zachowują się sztywno i tak, jakby wcale nie chciały tam być. To, że wszystkie trzy we włosach ułożonych w imponujące fale i ze złotą biżuterią założyły takie same piżamy, nie pomogło.
Najboleśniejszym dla widza fragmentem programu "Świąteczne przygotowania" jest wizyta w studio Naomi Osaki. Co znana tenisistka tam robi? Nie wie tego ona sama. Wpatruje się w rozentuzjazmowaną Meghan, która każe jej malować talerz w świąteczne wzory, z niedowierzaniem. Jej chłód i zerowe poczucie kamery sprawiają, że ciepła i dynamiczna Markle (przepraszam, podobno już się tak nie nazywa) wygląda śmiesznie.
Czy Meghan potrzebowała Osaki, przyjaciółek, szefa kuchni, poczytnego autora, kogokolwiek do swojego programu? Moja odpowiedź brzmi: zdecydowanie nie. Sama jest zwierzęciem telewizyjnym, buzia jej się nie zamyka, kamera ją kocha, ma tyle charyzmy, że mogłaby uciągnąć ten format sama. Czy ktoś by oglądał, jak (była?) księżna lepi kule do kąpieli, robi wieńce z drutu, podpisuje liściki, wiąże kokardki i opowiada (głównie zmyślone) historie o swojej pierwszej pracy? Absolutnie tak!
Skąd to wiem? Bo miliony ludzi (w tym ja) codziennie bezmyślnie oglądają to na TikToku karmieni algorytmem. Kochamy oglądanie, jak coś powstaje z niczego, z kojącą melodią w tle, ładnie oświetlone i podkoloryzowane. To nie jest odkrywanie Ameryki, a nieszkodliwa rozrywka w 4K na Netfliksie. Meghan jara się tym tak jak my, potrafi o tym opowiadać i dobrze to zaprezentować. Jej program jest świetnie wyprodukowany, ma dobre ujęcia, muzykę, fantastyczną scenografię i naprawdę udaną prowadzącą. Ale pisanie o niej dobrze chyba nie brzmi już tak sexy?
"Z miłością, Meghan. Świąteczne przygotowania" jest dostępny na Netfliksie.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski