Stallone stresował się tą współpracą "Jak dwóch bokserów"
Sylvester Stallone przyznał, że obecność Samuela L. Jacksona na planie "Tulsa King" stresowała go. Porównał ich współpracę do pojedynku bokserów.
Sylvester Stallone w rozmowie z magazynem "People" opowiedział o swoich odczuciach związanych z dołączeniem Samuela L. Jacksona do obsady trzeciego sezonu serialu "Tulsa King". Aktor nie ukrywał, że informacja o nowym partnerze na planie była dla niego dużym wydarzeniem.
- Kiedy usłyszałem, że to się wydarzy, pomyślałem: "O, to będzie walka na pięści. To będzie bitwa" - wspomina Stallone. - Jak dwóch bokserów na ringu i kto pierwszy zada cios? Czujesz się zdenerwowany, bo masz do czynienia z poważną konkurencją - dodał aktor.
Sharon Stone o polskim prezydencie: Uwielbiam go, jest najlepszy!
Stallone, który wciela się w postać mafijnego capo Dwighta "Generała" Manfrediego, szybko jednak przekonał się, że Samuel L. Jackson grający eks-więźnia Russella Lee Washingtona Jr., okazał się partnerem, a nie rywalem. - Gdy tylko wszedł, powiedział: "Hej, bracie", a ja pomyślałem: "No to się zaczyna". Ale teraz jest dobrze. Teraz płyniemy. Moglibyśmy zrobić serial pod tytułem "Tulsa King i kumpel". Tak dobrze nam się razem pracowało - relacjonuje Stallone.
Choć "Tulsa King" to ich pierwsza wspólna praca na ekranie, Stallone zdradził, że przez lata mieszkali bardzo blisko siebie. - Mieszkaliśmy jakieś sto metrów od siebie przez prawie 30 lat - mówi aktor. - Ale wiesz, zawsze pracowaliśmy. Więc tak naprawdę nigdy się nie widywaliśmy, poza wydarzeniami branżowymi - dodał.
Stallone zauważył, że mimo różnych ścieżek kariery, obaj mają podobne osiągnięcia na gruncie zawodowym. - Myślę, że on doszedł do tego samego punktu co ja, że zrobił już praktycznie wszystko - stwierdził Stallone. - Ale w tym wieku chcesz być trochę bardziej uziemiony, stabilny, mieć własny serial, żeby naprawdę rozwinąć tę postać, zamiast pracować gdzieś przez 10 dni czy brać pojedyncze zlecenia - powiedział.
Aktor podzielił się także refleksją na temat swojej drogi zawodowej. - Ta podróż... chciałbym, żeby wtedy bardziej to do mnie docierało, ale po prostu próbowałem przetrwać. Nawet nie byłem świadomy chaosu wokół, bo mówiłem sobie: "Muszę to zrobić". Powiedziałem sobie: "Prawdopodobnie ci się nie uda, ale nie chcę mieć żadnych cholernych wyrzutów. Musisz dać z siebie 100 proc., nie 99" - powiedział. Aktor przyznał, że dziś niczego nie żałuje.
Jak się kręci erotyczne sceny w polskim filmie? Marta Nieradkiewicz o "Trzech miłościach", castingu i intymności na planie. A Piotr Domalewski o "Ministrantach", Kościele i hipokryzji. O tym w specjalnym odcinku Clickbaitu z festiwalu filmowego w Gdyni. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: