20 lat filmowej "Zielonej mili". Najlepszy interes, jaki zrobił Stephen King
20 lat minęło może nie jak jeden dzień, lecz "Zielona mila" niezmiennie pozostaje nie tylko jedną z najlepszych adaptacji prozy Stephena Kinga. To mocna wypowiedź przeciwko karze śmierci.
19.06.2019 | aktual.: 21.06.2019 11:16
Deal życia
Frank Darabont raczej nigdy nie będzie wymieniany jednym tchem razem z wybitnymi mistrzami kina. Nie zmienia to jednak ani trochę faktu, że jego filmy hołubią miliony, choć nie nakręcił ich znowu tak dużo. Cóż, da się je policzyć na palcach jednej ręki.
Ale za dobitny dowód owego uwielbienia niech posłuży chociażby estyma, jaką cieszą się niezmiennie od lat "Skazani na Shawshank". Ba, na liście IMDb, największej filmowej bazy na świecie, tytuł ten zdetronizował nawet trylogię "Ojca chrzestnego".
Darabont, fan horroru, nigdy nie krył sympatii, jaką darzył pisarstwo Stephena Kinga. Jeszcze jako młokos przed debiutem napisał do niego, prosząc o nieodpłatne pozwolenie na ekranizację jednego z opowiadań mistrza grozy. King na tę propozycję przystał. I była to jedna z lepszych decyzji, jakie podjął. Bo Darabont jeszcze kilka razy sięgał po jego prozę. Zawsze z interesującym skutkiem.
O ile jednak za szczytowe osiągnięcie owego duetu uchodzi wymieniony powyżej film, tak niezmiennie depcze mu po piętach nakręcona pół dekady później "Zielona mila".
Najlepsza ekranizacja
Jest to może swojego rodzaju ironia, że o tytuł najlepszej adaptacji Kinga wojują ze sobą filmy nieprzynależące do gatunku horroru. A przecież nim autor zasłynął. Lecz fakt faktem, że od tych bez mała 20 lat dzielących nas od premiery "Zielonej mili", próżno szukać pozycji, która mogłaby zagrozić prymatowi dzieł Darabonta.
Swojego czasu powieść Kinga, podzielona na sześć krótkich, liczących około 100 str. książeczek, okupowała listy bestsellerów przez wiele tygodni, tym samym wypierając z niej innych pisarzy. Dość powiedzieć, że dzięki temu zabiegowi wydawniczemu (King zdecydował się na niego, zirytowany, że czytelnicy czytają zakończenie od razu po kupnie książki) amerykański autor przez kawał lata 1996 r. zajmował całą górną połowę tabeli.
Nie zawsze taki sukces przekłada się na dobry i popularny film. Jednak tym razem tak się stało.
Morderca dziewczynek
"Zielona mila" Darabonta miała swoją premierę pod koniec 1999 r., czyli trzy lata po publikacji książki. Książki, dodajmy, nie do końca dla Kinga typowej, bo była to zarówno dobitna wypowiedź przeciwko karze śmierci, jak i swoiste literackie zapasy z realizmem magicznym.
Powieść opowiedziana z perspektywy strażnika więziennego (Tom Hanks), pod którego opiekę trafia obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami, łagodny czarnoskóry olbrzym (Michael Clarke Duncan) skazany na krzesło elektryczne za zabójstwo dwójki białych dzieci, została przeniesiona na kinowy ekran z niemalże czołobitnym szacunkiem dla pierwowzoru. Lecz akurat w tym przypadku był on wskazany, bo King pisał z godną pozazdroszczenia szczerością intencji i ustrzegł się fałszywych nut.
Darabont uparł się tylko przy zmianie jednej rzeczy. Przeniósł akcję z 1932 do 1935 r., aby skazaniec, John Coffey, który zwierza się, że nigdy nie oglądał żadnego filmu, mógł przed śmiercią zobaczyć "Panów w cylindrach" z Fredem Astaire'em.
Rola po znajomości
O ile Hanks był wyborem zarówno Kinga, jak i Darabonta, Duncan opowiadał, że swoją rolę, za którą otrzymał nominację do Oscara, dostał dzięki Brusowi Willisowi, któremu partnerował na planie "Armageddonu". Ponoć to gwiazdor kina akcji, słysząc o castingu do filmu, przedstawił go reżyserowi. I choć można mówić o kumoterstwie, był to strzał w dziesiątkę.
Ostatecznie "Zielona mila" zgromadziła cztery wyróżnienia Akademii, lecz żadnej statuetki. Niejako na otarcie łez zarobiła dość, żeby Darabont mógł nakręcił swój wymarzony projekt, a jednocześnie jedyną dotkliwą porażkę w karierze, czyli "Majestic" z 2001 r. Nic dziwnego, że po latach to "Zieloną milę" wskaże jako swoje najbardziej satysfakcjonujące dokonanie.
Aż do premiery "To" z 2017 r. "Zielona mila" była największym sukcesem komercyjnym spośród wszystkich adaptacji prozy Kinga. A do dziś pozostaje dziełem iście fascynującym i prowokującym do dyskusji. Nie tylko na temat kary śmierci, ale i życia.
Fani rachują bowiem, ile lat mógł przeżyć strażnik Paul, naznaczony magicznym dotykiem Coffreya, skoro ten znacznie przedłużył żywot swojej myszy. Jedno jest pewnie: nie tak długo, jak przetrwa "Zielona mila".