Agnieszka Popielewicz : Stawiam na niezależność
Agnieszka Popielewicz nie chce być znana tylko jako dziewczyna Marcina Mroczka. Odważnie, dużymi krokami zaczyna robić "swoją" karierę w niełatwym świecie show-biznesu. Od kilku tygodni jest jedną z prowadzacych rozrywkowy program na antenie Polsatu "Się kręci".
16.05.2007 | aktual.: 28.11.2017 12:42
Jak zaczęła się twoja przygoda z show-biznesem?
Agnieszka Popielewicz :Musimy cofnąć się do roku 2002, kiedy to razem ze swoją mamą wygrałam konkurs "Matka i córka Oriflame". Przez kolejny rok byłam twarzą firmy Oriflame, a później wszystko zaczęło układać się jak w dominie. Zaczęłam dostawać ciekawe propozycje - sesje zdjęciowe, okładki, wywiady i gdzieś po drodze zaczął się kontakt z telewizją. Nawet pamiętam dzień, kiedy pomyślałam, że telewizja to jest to, co chciałabym robić w życiu.
Podczas tego konkursu dostałaś wraz z mamą także nagrodę TVN-u?
Agnieszka Popielewicz :Tak, w tym konkursie TVN przyznawał swoją nagrodę, i właśnie my ją otrzymałyśmy. Nagrodą była podróż do Egiptu, w towarzystwie kamery TVN. Materiał tam nagrany został pokazany w pięćsetnym wydaniu "Rozmów w toku" Ewy Drzyzgi. To właśnie podczas nagrania tego programu pomyślałam sobie, że chętnie związałabym swoją przyszłość z telewizją. Byłem jednak młodą osobą, miałam szesnaście lat i pewne rzeczy nie były zależne ode mnie. Poszłam więc na studia w Katowicach, bo rodzice nie wyobrażali sobie, aby było inaczej.
I nastąpił przełom...
Agnieszka Popielewicz :Gdy byłam na pierwszym roku studiów coraz częściej brałam udział w castingach w Warszawie. Zostałam zaproszona na plan programu "Ciao Darwin", a tam wydarzyły się dwie rzeczy, które zadecydowały o dalszym moim życiu. Po pierwsze utwierdziłam się w przekonaniu, iż telewizja to jest miejsce, w którym chciałabym się rozwijać, a po drugie poznałam Marcina. Mimo tego że od programu minęło trochę czasu nim zaczęliśmy się spotkać prywatnie, coraz więcej spraw wiązało się z Warszawą.
Potem był konkurs Miss Polski...
Agnieszka Popielewicz :To wydarzenie też sporo zmieniło w moim życiu. Zawsze konkursy piękności traktowałam jak coś nie dla mnie. W tym wystartowałam za namową innych i naprawdę nie spodziewałam się, że zajdę aż do finału. Dało mi to wielką siłę i wiarę w siebie. Potem reprezentowałam Polskę w wyborach Miss Świata w Chinach.
Od czego zaczęła się twoja współpraca z telewizją?
Agnieszka Popielewicz :Byłam gospodynią programu rozrywkowego w Tele5. Potem, znalazłam się w finale castingu na nową prezenterkę w MTV, ale nic z tego nie wyszło. Mylę, że dobrze się stało, bo to nie mój styl. Chyba nigdy nie będę taka wyluzowana i "skacząca" przed kamerą. Do mnie to nie pasuje. Nie mieliby w MTV ze mnie pożytku. A teraz jestem w Polsacie.
No właśnie, na czym polega twoja rola w programie "Się kręci"?
Agnieszka Popielewicz :To program kulturalno-rozrykowy. Dołączyłam do Maćków - Rocka i Dowbora. Moim pierwszym zadaniem była rozmowa z Kasią Cichopek. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo dobrze znamy się z Kasią prywatnie, czułam, że we dwie jakoś przez to przejdziemy. Mój dział nazywa się "babskim okiem", pewne tematy pokazuję z kobiecego punktu widzenia.
Jak zostałaś przyjęta przez męską ekipę programu?
A.P :Bardzo życzliwie. Wszyscy są otwarci i bardzo mi pomagają. Obydwaj panowie, z którymi pracuję - Rock i Dowbor, są bardzo koleżeńscy. Cieszę się, bo nie musimy ze sobą rywalizować.
Wracając do początków kariery - musisz być bardzo zżyta z mamą skoro wygrałyście w konkursu "Matka i córka, naturalna więź". Jaka jest twoja mama?
A.P :Jestem podobna do mamy fizycznie, ale jeśli chodzi o charakter, to mam sporo z ojca. Tato jest bardzo przebojowy, jak coś sobie wymarzy czy zaplanuje, to stara się to realizować. Rodzice zawsze uważali, że nauka jest na pierwszym miejscu, że to gwarant na przyszłość. Mama mobilizuje mnie, abym była niezależna od mężczyzny. Myślę, że to mądra rada, dlatego staram się wprowadzać ją w życie.
Mama też jest taka niezależna?
A.P :Kiedyś tak. Z wykształcenia jest romanistką, mówi świetnie po francusku i przez wiele lat pracowała w zawodzie jako tłumacz przysięgły. Była osobą niezależną, często wyjeżdżała za granicę. Później z ojcem założyli firmę budowlaną i obydwoje zaczęli tam pracować. Teraz, po latach mama dostrzegła, że ta praca nie sprawia jej to takiej radości i satysfakcji jak zajęcie, jakie wykonywała przed laty. To sprawiło, że ja zaczęłam bardzo walczyć o siebie. Studia studiami, ale muszę robić także coś innego, iść swoją drogą.
Skoro o studiach mowa, co studiujesz?
A.P :Socjologię. I chociaż mój kierunek nie jest bezpośrednio związany z telewizją, to jest tam wiele przedmiotów, które bardzo mnie rozwijają. Już teraz jestem pewna, że pójdę także na studia podyplomowe, ale pewnie już bardziej związane z dziennikarstwem.
Często można zobaczyć cię na wybiegu w roli modelki. Myślisz czasem o sobie - jestem modelką?
A.P :Nigdy nie czułam się modelką, najwyżej fotomodelką. Nigdy nie miałam wystarczającego wzrostu - mam tylko 170 centymetrów - aby wykonywać ten zawód. Nie jestem niska, ale za mała na modelkę. Dlatego najczęściej byłam fotomodelką. Modeling w moim przypadku to tylko przygoda. Zresztą, nigdy moi rodzice nie zgodziliby się, abym gdzieś wyjeżdżała kosztem szkoły.
Czy uroda pomaga ci w życiu?
A.P :Nigdy nie uważałam się za piękność. Uważałam, że większość moich koleżanek jest ode mnie ładniejsza. Zawsze byłam pełna kompleksów: za szczupła, mam niezgrabne nogi, nieładne włosy. I krzywe zęby - teraz jestem na etapie zakładania aparatu. To był mój błąd, że nie chciałam założyć aparatu jak trzynastolatka. Radzę wszystkim dziewczyna, aby zakładały go jak najwcześniej.
Nie mniej jednak wyróżniasz się urodą. Odczuwasz te zachwyty mężczyzn, ich wzrok na sobie?
A.P :Naprawdę nie. Ale pamiętam, jak mama mówiła, że nie będzie ze mną chodziła do supermarketów, bo wszyscy faceci gapią się na mnie, a ją to denerwuje.
Marcin bywa o ciebie zazdrosny?
A.P :Myślę, że tak, ale jest mężczyzną, który nie okazuje po sobie emocji. Najwyżej nie odzywa się w ogóle i... wychodzi. Na początku, gdy zaczęliśmy się spotykać, to bardziej ostentacyjnie pokazywał swoją zazdrość. Teraz oboje wiemy, że po prostu musimy mieć do siebie zaufanie i pewne sprawy rozumieć. Często jednak zdarza się, że to ja jestem bardziej zazdrosna o Marcina.
Jeszcze się nie uodporniłaś - przecież on wciąż jest proszony o autografy, zdjęcia...
A.P :Powiem szczerze - ciągle próbuję się do tego przyzwyczaić, ale nie jest to łatwe. Zwłaszcza że niektórzy fani w ogóle nie są w stanie odpowiednio się zachować. Potrafią rękoma mnie odpychać od Marcina, jakbym była powietrzem. To są niemiłe sytuacje zarówno dla mnie, jak i dla Marcina. Doświadczenie nauczyło mnie, że w takich sytuacjach zawsze odchodzę na bok i czekam, aż Marcin rozda autografy. Bywamy o siebie zazdrośni jak w normalnym związku. Wiemy jednak, że chorobliwa zazdrość może zatruć najlepszy związek i najpiękniejszą miłość.