Cisza na sali. Na to, co pokazał Netflix, nie mogło być innej reakcji
Trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki. Obok mnie ktoś tłumaczy szeptem "to sygnał SOS". Tak zaczyna się przedpremierowy seans "Heweliusza" w Gdyni, dedykowany ludziom morza, spośród których wielu nosi w sobie wspomnienie tragicznych wydarzeń sprzed 30 lat.
To była jedna z największych morskich katastrof we współczesnych dziejach Polski. Prom Heweliusz wypłynął ze Świnoujścia 13 stycznia 1993 roku na krótko przed północą do portu w Ystad. Do Szwecji nigdy nie dopłynął. Podczas potężnego sztormu o sile 12 stopni w skali Beauforta zatonął kilkanaście minut po godzinie 5 rano u wybrzeży Rugii. W katastrofie zginęło 56 osób, w tym dwoje dzieci.
Pierwsza scena serialu, gdy widzimy tych, dla których pomoc przyszła już za późno, nie pozwala mieć złudzeń. To będzie trudny seans. Porażające sceny katastrofy, gdy olbrzymi prom wśród wzburzonych fal wygląda jak mała łódeczka, bez żadnych szans, zostają w pamięci na długo. Jednak serial w reżyserii Jana Holoubka według scenariusza Kaspra Bajona mówi o dwóch katastrofach: tej na morzu i tej w ludzkich domach i sercach, gdy do Polski docierają najgorsze wieści.
Tak Netflix kręci swój wielki hit. Kulisy planu "Heweliusza"
"Heweliusz" Netfliksa, inspirowany wydarzeniami z 1993 roku, poza samą katastrofą oraz akcją ratunkową pokazuje śledztwo, w którym doszukuje się winnych zatonięcia jednostki i śmierci kilkudziesięciu osób. Widzowie w pięciu odcinkach zobaczą nie tylko walkę o życie na Bałtyku, ale też walkę o dobre imię tych, których pochłonęły fale.
Podczas gdyńskiego przedpremierowego seansu na kinowej sali obecne były Jolanta i Agnieszka Ułasiewicz, żona i córka Andrzeja Ułasiewicza, kapitana Heweliusza, który zginął w katastrofie. Byli obecni ludzie, których bliżsi lub dalsi znajomi stracili kogoś tamtego dnia. Westchnięcia, niehamowane łzy poruszenia... to reakcje nie tylko na mocne sceny sztormu i akcji ratunkowej. Najbardziej wstrząsający moment seansu to ten, w którym matkom i żonom zebranym w Świnoujściu okazano ciała wyłowione z wody. Odcinek zakończył się głośnym płaczem. Gdy zgasły światła, na sali panowała cisza.
"Dedykujemy go wam"
Na przedpremierowym seansie obecni byli twórcy i niektórzy członkowie obsady "Heweliusza". Scenarzysta Kasper Bajon, stojąc na scenie Gdyńskiego Centrum Filmowego, podkreślił, że serial powstał z myślą o mieszkańcach Pomorza.
- Dzisiaj poszedłem nad morze, była piękna pogoda i pomyślałem, że w naszym serialu takiej pogody jest mało. Morze jest w nim niebezpieczne, ale wspaniali są ludzie morza. W jakimś sensie wam, ludziom stąd, dedykujemy nasz serial - powiedział.
Jak dodał, prace nad scenariuszem poprzedził długi research i rozmowy z osobami związanymi z tragedią.
Reżyser Jan Holoubek zaznaczył, że wśród gdyńskiej publiczności znaleźli się także bliscy ofiar katastrofy. - To dla nas super ważne, że jesteście z nami i że nam zaufaliście. Bardzo dziękuję - mówił.
Odnosząc się do struktury narracyjnej serialu wyjaśnił, że widzowie poznają przebieg wydarzeń stopniowo. - Katastrofa jest opowiadana od tyłu. Dopiero w ostatnim odcinku zobaczymy dzień, w którym prom wypłynął w morze, i dopiero wtedy będziemy mieć komplet informacji - zapowiedział.
Bajon przyznał, że początkowo pisał historię w układzie linearnym, ale szybko zrezygnował z tej formy. - To była kwestia intuicji. Uznałem, że lepiej zadziała skakanie po różnych perspektywach czasowych. To opowieść o dwóch katastrofach: fizycznej katastrofie promu i katastrofie w życiu wielu osób - mówił.
Producentka Anna Kępińska wspominała swoje wątpliwości w trakcie pracy: - Bałam się wysłać scenariusz do producenta liniowego, bo pomyślałam, że powie, iż zwariowaliśmy. To było ogromne wyzwanie i pytanie, czy w ogóle do zrealizowania.
Operator Bartłomiej Kaczmarek dodał, że realizacja była przedsięwzięciem logistycznie skomplikowanym. - Nasza kinematografia nie była przygotowana do kręcenia tego typu rzeczy, musieliśmy wymyślić i stworzyć całą infrastrukturę. To była wręcz wojskowa operacja - opowiadał. Wyjawił, że jedyne ujęcia na prawdziwym morzu powstały przy wyjściu z portu, podczas kręcenia scen ratunkowych przy wsparciu wojska. Większość zdjęć zrealizowano w studiach w Warszawie i Brukseli. - Tworzenie 1993 roku jest piekielnie trudne, bo śladów tej epoki już praktycznie nie ma - zaznaczył, dodając, że Ursynów lat 90. zagrał Zgorzelec.
Magdalena Różczka, która wciela się w rolę Jolanty Ułasiewicz, żony kapitana Heweliusza, przyznała, że długo nie sięgała po scenariusz. - Jak już go przeczytałam, to od deski do deski. Zostałam z obrazem wdów, kobiet, które przeżyły tę tragedię. Spotkanie z panią Jolantą Ułasiewicz dodało mi skrzydeł. Usłyszałam od niej "cieszę się, że to ty" – i poczułam, że dam radę - wspominała aktorka.
Konrad Eleryk, który wciela się w jednego z marynarzy na Heweliuszu, podkreślił, że każda scena miała swój ciężar i wymagała pełnego skupienia. - To była odpowiedzialność, bo opowiadaliśmy prawdziwą historię. Nie chciałem nikogo zawieść - mówił. Aktor relacjonował też przygotowania do scen na tratwie ratunkowej. - Spędziliśmy w Belgii ponad trzy tygodnie w warunkach, które w realnym życiu są zagrożeniem życia. To była świetna przygoda, ale i ogromny wysiłek fizyczny – opowiadał.
Eleryk zdradził również kulisy przygotowań kaskaderskich. - Uczyliśmy się chodzić po przechyłach 15 i 30 stopni. Trzeba było odwzorować zachowanie ciała na płaskim podłożu, co nie było łatwe. Mieliśmy też intensywne treningi basenowe. To pozwoliło nam lepiej poczuć się w wodzie i oswoić ewentualne lęki - mówił ze sceny.
Serial "Heweliusz" pojawi się na Netfliksie 5 listopada.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski