George Romero: ojciec filmów o żywych trupach. Zmarł słuchając muzyki do "Spokojnego człowieka"

George Romero: ojciec filmów o żywych trupach. Zmarł słuchając muzyki do "Spokojnego człowieka"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Łukasz Knap

Zmarły w ubiegłym roku reżyser miał wiele czasu, żeby przyzwyczaić się do ścigających go gromadek geeków. Choć kochał swoje monstra, zastrzegał, że nie chce kręcić nowych filmów, bo nawałnica seriali, filmów, gier i komiksów skutecznie obrzydziła mu jego "dzieci".

1 / 6

Dziecięce inspiracje

Obraz
© East News

Urodził się 4 lutego 1940 roku w Nowym Jorku. Kinem i literaturą pasjonował się od dziecka, pochłaniając wszystko, co wpadło mu w ręce.

Gdy dorosnął, postanowił i stanąć po drugiej stronie kamery.

2 / 6

Pierwsze kroki

Obraz
© East News

Wśród swoich ulubionych filmów wymienia "Istotę z innego świata" i "Czerwone pantofelki”. To właśnie ten drugi tytuł umocnił go w postanowieniu, by zostać reżyserem.

Po ukończeniu studiów w 1960 r wreszcie mógł spełnić swoje marzenie, choć początkowo musiał się zadowolić kręceniem krótkometrażówek i reklam.

Rok wcześniej przeżył ogromny zawód, kiedy znalazł się na planie filmu "Północ – północny zachód", gdzie mógł podejrzeć przy pracy swojego dziecięcego idola, Alfreda Hitchcocka (jako swoich dwóch innych mistrzów Romero wymieniał Orsona Wellesa i Howarda Hawksa). Był rozczarowany stylem reżysera, twierdząc, że jest mechaniczny i pozbawiony pasji.

3 / 6

Nowe oblicze horroru

Obraz
© Materiały prasowe

W drugiej połowie lat 60. Romero postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zwołał do pomocy kilku kolegów i wspólnie założyli Image Ten Productions. Ich pierwszym dziełem miała być "Noc żywych trupów".

Wtedy początkujący reżyser nie wiedział jeszcze, że jego film, napisany do spółki z Johnem A. Russo, stanie się dziełem kultowym i zmieni oblicze nowoczesnego horroru. Nie spodziewał się również, że wykreuje wizerunek zombie, który będzie obowiązywał w kinie przez następne kilkadziesiąt lat.

4 / 6

Problem z nazewnictwem

Obraz
© Materiały prasowe

- Myślałem o nich raczej jako o pożeraczach mięsa albo ghulach - dodawał. - Ale ludzie zaczęli pisać o nich, nazywając ich zombiakami. To chyba ja wprowadziłem kilka reguł, jak "celuj w mózg, a zabijesz". No i wreszcie się poddałem, w "Świcie żywych trupów" z 1978 roku ghule określeni zostają jako zombie.

5 / 6

Nie chodzi o zombie

Obraz
© Materiały prasowe

Ale, jak podkreśla Romero, to nie nazewnictwo było najważniejsze, lecz wymowa filmu i to, co "zombie" sobą reprezentowali.

Dziennikarze zachwycali się scenariuszem, który odczytywali jako komentarz do ówczesnej sytuacji politycznej, i doszukiwali się rozmaitych interpretacji, utożsamiając żywe trupy między innymi z Wietnamem, napięciami rasowymi czy groźbą komunizmu.

- Wiele powiedziano na ten temat – kwitował reżyser w "Big Issue". - Sądzę, że zombie mogą być dosłownie wszystkim. Mogą być huraganem albo tornado. Tu nie chodzi o zombie. Dla mnie istotne jest to, w jaki sposób ludzie reagują w stresujących, okropnych sytuacjach, skupiam się na ich występkach, popełnianych błędach, na tym, jak wszystko chrzanią.

6 / 6

"Za dużo tego!"

Obraz
© AFP

- Tak to już jest, kiedy jeden horror okaże się hitem, nagle wszyscy chcą kręcić horrory – komentował Romero, pytany, co sądzi o niesłabnącej popularności produkcji o zombie.

- Chciałbym jeszcze kiedyś coś o nich nakręcić, ale na pewno nie teraz – mówił w "The Big Issue". - Bo aktualnie są dosłownie wszędzie. "The Walking Dead” jest numerem jeden wśród seriali, do tego filmy, gry, reklamy... Ech! Za dużo tego! - irytował się reżyser.

- Poprosili mnie nawet, żebym zrobił kilka odcinków "The Walking Dead", ale odmówiłem. To taka mydlana opera z gościnnymi występami zombiaków* – mówił, tłumacząc, że on sam nawykł, by wykorzystywać zombie do poruszania ważniejszych tematów, na przykład politycznych. *- Szkoda, że inni tego nie praktykują.

Reżyser zmarł 16 lipca 2017 r. na raka płuc. Jego menedżer powiedział, że odchodził słuchając ścieżki dźwiękowej do jednego ze swych ulubionych filmów - "Spokojnego człowieka" Johna Forda.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)