Grażyna Wolszczak długo w siebie nie wierzyła. Myślała, że "z takim nosem nie zostanie aktorką"
07.12.2017 | aktual.: 07.12.2017 14:00
59-letnia Grażyna Wolszczak wciąż uchodzi za jedną z najpiękniejszych i najbardziej atrakcyjnych polskich aktorek - ale gwiazda nie ukrywała, że musiało minąć wiele czasu, nim faktycznie uwierzyła w swój potencjał.
W młodości była tak zakompleksiona, że "nie mogła na siebie patrzeć" i nawet się nie spodziewała, że kiedykolwiek trafi przed kamery. A jednak. Gdy po raz pierwszy zaprezentowała publiczności swoje wdzięki, uznano, że ma "jeden z najpiękniejszych biustów w branży".
I chociaż jej kariera pełna była wzlotów i upadków, Wolszczak nigdy nie żałowała, że zdecydowała się zostać aktorką - zwłaszcza że to właśnie w teatrze poznała swoją wielką miłość. Niestety, małżeńska sielanka została brutalnie przerwana i gwiazda była przekonana, że już nigdy nikogo nie pokocha. Ale los jej sprzyjał i po kilku latach Wolszczak znów odnalazła szczęście.
Niszczące kompleksy
Kompleksy zniszczyły jej młodość - w magazynie "Dobry Tydzień" przyznawała, że jako nastolatka "nie mogła na siebie patrzeć", darła swoje fotografie i "nienawidziła swojej gęby".
- Nie nosiłam bluzek z odsłoniętymi ramionami, wstydziłam się swoich kościstych rąk - wspominała. - Nic nie było w stanie zmniejszyć mojej udręki związanej z nosem. Miał garb u nasad.
Jej nastawienie nieco się zmieniło, gdy jeden z kolegów zrobił jej sesję zdjęciową; to sprawiło, że Wolszczak wreszcie powoli zaczęła dostrzegać swoje zalety. I chociaż dalej uważała, że przez krzywy nos nie ma szans zostać aktorką, za namową koleżanki zapisała się do studium aktorskiego wrocławskiego Teatru Pantomimy Henryka Tomaszewskiego.
Zmiana planów
Mimo że początkowo planowała zostać psychologiem, aktorstwo pochłonęło ją do tego stopnia, że w 1978 r. rozpoczęła studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej Warszawie. Dyplom otrzymała 5 lat później. Zaraz potem zadebiutowała na ekranie w "Maskaradzie" i zaproponowano jej etat w warszawskim Teatrze Polskim.
Zanim jednak Wolszczak wyjechała do stolicy, pracowała w poznańskim Teatrze Nowym - i tam właśnie spotkała Marka Sikorę, który od czasu "Szaleństwa Majki Skowron" był niekwestionowanym idolem młodzieży i obiektem westchnień żeńskiej części publiczności. Młoda aktorka początkowo nie zwróciła na niego uwagi; sądziła, że jest dla niej "za ładny", a poza tym umawiał się z jej dobrą koleżanką.
- Kiedy rozstał się z nią, pocieszałam ją, mówiąc: "Daj spokój z takim palantem" – cytuje słowa aktorki "Na żywo".
Szczęście i harmonia
Z czasem jednak oboje zmienili zdanie na swój temat, zaprzyjaźnili się, a później ze zdziwieniem odkryli, że nie wyobrażają już sobie życia bez siebie. Niedługo potem, w 1986 r., wzięli ślub.
Po przeprowadzce do Warszawy zaczęli budować dom, w którym chcieli zamieszkać z synem Filipem. Wydawało się, że wszystko układa się po ich myśli.
- To był czas naszego szczęścia i harmonii – mówiła Grażyna Wolszczak w "Życiu na gorąco".
A potem wszystko legło w gruzach. Zaczęło się od problemów finansowych, które sprawiły, że małżonkowie zostali zmuszeni do wyprowadzenia się z ukochanego domu. I kiedy szukali dla siebie jakiegoś małego mieszkania, by znów stanąć na nogi i zacząć od nowa, wydarzyła się prawdziwa tragedia.
Rodzinna tragedia
- Dostałam telefon, że Marek nie żyje - wspominała Wolszczak w "Echu Dnia" ten straszny dzień.
Nie była na to przygotowana, bo też nic nie zwiastowało tragedii - w lipcu 1996 r. jej mąż pojechał na wieś odwiedzić rodziców. Tam nagle doznał udaru mózgu i zmarł. Miał zaledwie 37 lat.
- Nie było we mnie buntu, raczej zdziwienie. Wiedziałam, że muszę się z tym dramatem zmierzyć – cytuje słowa Wolszczak magazyn "Świat & Ludzie".
Aktorka wiedziała, że nie może się załamać; teraz na niej spoczęła odpowiedzialność za wychowanie syna i stworzenie mu odpowiedniego domu; chciała "zapewnić mu normalne życie, by jak najmniej odczuł stratę".
Nowa miłość
Była przekonana, że po śmierci Sikory z nikim się już nie zwiąże - ale kilka lat później spotkała swojego dawnego znajomego, Cezarego Harasimowicza (na zdjęciu).
- Kiedyś graliśmy w jednym filmie, nawet całowaliśmy się służbowo - opowiadała w "Gali".
Odnowili kontakt i nagle okazało się, że choć oboje mają za sobą wiele nieprzyjemnych doświadczeń, świetnie się czują w swoim towarzystwie.
– Zawsze miałam niezawodny instynkt do właściwych facetów. Po paru miesiącach zaproponowałam Czarkowi, żeby się do mnie wprowadził – chwaliła się w "Rewii" aktorka.
Harasimowicz nigdy nie ukrywał, że jest niezwykle dumny z zawodowych osiągnięć swojej ukochanej, ale niezwykle ceni też jej urodę - i bardzo mu pochlebia, że tak atrakcyjna kobieta wybrała życie u jego boku.
"Żadnych stringów"
Zapewne z tego powodu Harasimowicz nigdy nie miał pretensji do małżonki, że kilkakrotnie zaprezentowała na ekranie swoje wdzięki. Wolszczak rozebrała się po raz pierwszy już w 1989 r., do filmu "Żelazną ręką", kilka lat później w "Grach ulicznych". Ponadto w filmie "Ja wam pokażę" z 2006 r. zagrała w jednej z najgłośniejszych scen w polskim kinie ubiegłej dekady.
Roznegliżowana Wolszczak zgodziła się paradować w seksownym body, choć nie wszystko poszło po jej myśli:
- Miałam tylko jeden warunek, że body będzie klasyczne. "Mają być pełne majtki, żadne stringi". Kostiumografka obiecała, że tak będzie – mówiła Wolszczak.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że musi wystąpić we frywolnym body odsłaniającym pośladki. - Załamałam się. Ale miałam do wyboru: albo udusić kostiumografkę, albo przerwać zdjęcia, albo założyć to, co przyszło i grać - zwierzała się Wolszczak w "Na czasie".
"Moja mama to niezła laska"
Kilka lat wcześniej Wolszczak musiała się rozebrać w "Wiedźminie". Właśnie po tej produkcji aktorka miała największe obawy - nie ze względu na Harasimowicza, a na syna. Całe szczęście jej obawy szybko zostały rozwiane.
- Po roli Yennefer w "Wiedźminie" czekałam, co usłyszę od Filipa, gdy w reklamach filmu błyskał kawałek mojego nagiego biustu. Któregoś dnia wrócił do domu, oznajmiając: "Na podwórku mówią, że moja mama to niezła laska". Chyba był zadowolony – opowiadała.
Obecnie Wolszczak, która występuje w Teatrze Rozmaitości, rzadko pojawia się na ekranie. Ostatnio można ją było zobaczyć w serialu "Ojciec Mateusz"; na premierę czeka też komedia z jej udziałem, "Podatek od miłości".