Holoubek: "PRL się skończył, ale wiele mentalnych nawyków zostało"
- Pokazujemy Polskę początku lat 90., w czasie trudnej transformacji. Choć formalnie PRL się skończył, to wiele struktur i mentalnych nawyków zostało - mówi w rozmowie z WP Jan Holoubek, reżyser "Heweliusza".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Na pierwszych pokazach "Heweliusza" Netflixa, m.in. w Szczecinie i w Gdyni, pojawiły się osoby, które były związane z tragedią – rodziny ofiar. To ogromna odpowiedzialność tworzyć historię, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami.
Jan Holoubek: Z tego, co słyszałem, widzowie są bardzo poruszeni. To nie jest ten typ produkcji, który wywołuje euforię czy entuzjazm – raczej zostawia w głębokim zamyśleniu. I taki właśnie był nasz cel. W Szczecinie na sali kinowej był pan Leszek Kochanowski z żoną [starszy marynarz z Heweliusza – przyp. red.]. Trzeba zaznaczyć, że "Heweliusz" to nie jest serial dokumentalny a fabularny, więc nie odtwarzamy bohaterów jeden do jednego poza kapitanem Ułasiewiczem i jego rodziną. Ale to wciąż inspiracja prawdziwą historią, a więc ogromna odpowiedzialność. Ryzyko jest zawsze – można kogoś niechcący zranić albo retraumatyzować. Z drugiej strony – dla widza opowieść inspirowana faktami ma zupełnie inny ciężar gatunkowy. To kij o dwóch końcach.
Tak Netflix kręci swój wielki hit. Kulisy planu "Heweliusza"
Ja urodziłam się w 1993 roku, trzy miesiące po tych wydarzeniach, więc dla mojego pokolenia ten serial ma też wymiar... edukacyjny. Pierwszy raz możemy zobaczyć tak dokładnie, co się wtedy wydarzyło. Jak z tej perspektywy patrzy Pan na budowanie tej historii?
Właśnie dlatego robimy ten serial – by przybliżyć szczegóły katastrofy i tego, co działo się po niej. To "po" jest nawet ważniejsze w naszej opowieści. Pokazujemy Polskę początku lat 90., w czasie trudnej transformacji. Choć formalnie PRL się skończył, to wiele struktur i mentalnych nawyków zostało. Państwo wtedy bardzo często zawodziło obywateli – i to też chciałem pokazać.
Czy Polska się zmieniła?
Zmieniło się oczywiście bardzo dużo, ale nie wszystko. Serial pokazuje, jak daleką drogę przeszliśmy, ale też to, że w kwestiach procedur, reagowania na katastrofy, wciąż zdarza nam się nie wyciągać wniosków. Ale katastrofa promu nie jest jedynym, najważniejszym wątkiem serialu. Równie ważne jest to, co dzieje się po niej – warstwa psychologiczna i sądowa. Staraliśmy się zrównoważyć dramaturgię tak, by widz nie "wyłączał się" po zakończeniu scen katastroficznych. A Polska... Część rzeczy się nie zmieniła nawet do dziś.
Zmienił się też diametralnie odbiór seriali. Dziś mają ogromną siłę artystyczną, choć kiedyś traktowano je jako coś mniej poważnego. Czy uważa Pan, że mają one siłę sprawczą – mogą wpływać na społeczeństwo?
Mogą wywołać dyskusję, ale nie wierzę, że sztuka może zmienić świat. Nie powstrzyma wojny, nie uczyni ludzi lepszymi. Choć oczywiście – może poruszyć, uświadomić, pozwolić na chwilę oddechu od rzeczywistości.
Naprawdę? Była poruszająca wszystkich "Wielka Woda", teraz "Heweliusz"... Przecież choćby uświadamianie widzów to zmienianie rzeczywistości.
Masz rację. Może nie zmienimy świata, ale możemy na chwilę zmienić czyjeś podejście do tematu. Jeśli ktoś po obejrzeniu serialu spojrzy na historię inaczej – to już bardzo dużo.