"I że nie opuszczę cię, aż do końca sezonu" – czy tak niebawem będą brzmiały słowa najważniejszej przysięgi?

Nic tak nie cementuje związku jak trzy rzeczy: kredyt, koszmarna niedziela w Ikei i… wspólne oglądanie serialu. Czy idealny walentynkowy wieczór to naprawdę jest siedzenie w zatłoczonej kinowej sali po godzinnym staniu w kolejce, czy raczej kanapowy seans we dwoje przy ulubionej produkcji?

"I że nie opuszczę cię, aż do końca sezonu" – czy tak niebawem będą brzmiały słowa najważniejszej przysięgi?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Basia Żelazko

13.02.2017 | aktual.: 13.02.2017 14:12

Na zachodzie karierę robi powiedzenie „who Netflix together, stays together”, które w (bardzo) swobodnym tłumaczeniu oznacza: znajdźcie serial, który kochacie oglądać razem, a będziecie żyć długo i szczęśliwie. Nieograniczone ramówką i przerwami reklamowymi wspólne oglądanie odcinka za odcinkiem to godziny relaksu, śmiechu, wzruszeń, komentarzy, tematów do rozmowy i po prostu bycia razem. I o ile wszyscy teraz mówią o aplikacji łączącej ludzi nienawidzących tych samych rzeczy, to pewnie już niebawem będziemy wszyscy korzystać z aplikacji łączącej nas według naszego serialowego gustu. Bo czy nie oczekujemy, że nasza druga połówka będzie kochać konkretnych bohaterów tak jak my? Postanowiłam wybadać ten temat wśród swoich znajomych i innych redaktorów.

To tak, jakbyś zapytała, czy lubi koty – mówi Alicja, miłośniczka kotów i serialu „Przyjaciele”. Pokazujesz komuś ten serial i wiesz, czy między wami zaiskrzy.

Kiedyś pokłóciłem się ze swoją współlokatorką, na zgodę zaproponowałem jej seans Dr. House’a, oglądaliśmy go potem jeszcze przez półtora roku – opowiada Łukasz, fan "Teorii Wielkiego Podrywu".

Dla par z małymi dziećmi seriale to czasem jedyna szansa, aby siąść we dwójkę przed telewizorem i spędzić chwilę razem – zauważa Grzegorz, który ze swoją dziewczyną ogląda "Penny Draedful", "Fortitude" czy "Most nad Sunden" - Czas trwania odcinka, zwykle nieprzekraczający 50 minut, gwarantuje, że obejrzymy go w całości, bez przerywania w trakcie, aby dokończyć innym razem, którego, nie oszukujmy się, najczęściej nie ma.

Sama na premierowy odcinek „Dziewczyn” umawiałam się ze swoją przyjaciółką mieszkającą za oceanem na… Skypie.

Niestety ten medal ma dwie strony. Bo jeśli wchodzimy z kimś w poważną serialową relację, istnieje niepisana zasada wyłączności. Tak jak istnieje nowo ukuty termin „netflixowej zdrady”. Na czym miałaby polegać? Na oglądaniu odcinków bez swojego współtowarzysza.

Wspólne oglądanie seriali wzmaga więzi, ale jednocześnie jest wystawieniem na próbę partnerskiej lojalności i oddania. Obejrzenie odcinka w pojedynkę może wręcz być odebrane jako zdrada i skończyć się ostrą wymianą zdań – opowiada Grzegorz.

O mały włos przekonał się o tym Michał, fan "Gry o Tron": _Nie mogłem się doczekać, aż moja żona znajdzie czas i obejrzałem odcinek bez niej. Bałem się, że będzie zła, więc obejrzałem go ponownie, już z nią, i musiałem udawać szok i niedowierzanie przy najbardziej zaskakujących scenach. Uszło mi na sucho. _

A co mówią statystyki? Według badań przedstawionych przez Netflixa, niemal połowa ankietowanych przyznaje się do takiego „skoku w bok”. Polacy jednak są w czołówce najwierniejszych widzów (wraz z Holendrami i Niemcami). Najchętniej zdradzają widzowie "House of Cards", a najczęściej wyjawianym powodem jest… niecierpliwość i ciekawość. Kiedy grozi nam bycie zdradzonym? Z badań jasno wynika, że zasady najłatwiej łamać, gdy jest się samemu w domu.

Obraz
© Netflix

Internauci szybko podchwycili ten wątek, z przekąsem zauważając, że to kolejny problem pierwszego świata i najmniejszy, jaki może dotyczyć związków. Nie brakuje też głosów, że takie „oszustwo” to żadna zdrada, o ile... nie chodzi o „Battlestar Galactica”. Wtedy to cios poniżej pasa.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)