Na wystawach sklepowych zaczynają gościć świąteczne wystroje, a z niejednej witryny śmieje się do nas św. Mikołaj. Marcin Hycnar, serialowy Paweł Zwoleński z "Barw szczęścia", jako dziecko nie zareagował pozytywnie na widok brzuszastego pana w czerwonym kubraku z brodą. Jak spędza Pan Boże Narodzenie?
Bardzo tradycyjnie. Wyjeżdżam do rodzinnego Tarnowa i tam, w gronie najbliższych, świętujemy, leniuchujemy, obżeramy się… A na Pasterce spotykam się zawsze z przyjaciółmi z grupy teatralnej, którą razem tworzyliśmy w Tarnowie. Wymieniamy wspomnienia, dzielimy się tym, co nas spotkało przez ostatni rok.
Włącza się Pan w domu do kulinarnych przygotowań?
Nie mam takich zdolności… Gdyby nie firmy, które zajmują się w Warszawie cateringiem, pewnie umarłbym z głodu! (śmiech). Moja kuchnia dawno nie była w użytku. Ale z wielką ekscytacją czekam na potrawy, które przygotowują moja mama i babcia.
I co takiego pojawia się na świątecznym stole?
Barszcz z uszkami, karp w panierce, kutia, strudel, groch z kapustą - mnóstwo tego jest! Staramy się mieć dwanaście potraw, ale nigdy nie ma konsensusu: barszcz z uszkami to jedna czy dwie potrawy?… (śmiech). Zawsze się o to spieramy!
Przychodził do Pana, w dzieciństwie, Święty Mikołaj?
Nie ukrywam, że gdy byłem młodym człowiekiem, to dostawałem od niego dużo więcej prezentów, niż dzisiaj… (śmiech) Ale rodzice mają w filmowych "archiwach" moment, gdy przyszedł do nas wujek - przebrany właśnie za Mikołaja - a ja zareagowałem… totalnym rykiem i płaczem! Dziwny, brodaty facet ubrany na czerwono… Prawdziwe monstrum! Gdy kazano mi odebrać prezent - od "tego" Pana - moja twarz przybrała kolor soczystej czerwieni… Mikołaj nawet już nie pytał o żaden wierszyk czy modlitwę… Wystarczyło, że zerknął na moją minę! (śmiech).
A Pan - aktor zawodowy - grywa w rodzinie Świętego Mikołaja?
Prywatnie, staram się rzadko udzielać z moimi zawodowymi "umiejętnościami"... Unikam występów typu: „Marcinku, zagraj coś!”, u cioci na imieninach. I od Mikołaja też wolałbym się uchronić!
Dostał Pan w poprzednich latach prezent, który Pana zaskoczył?
Rok temu najbliżsi podarowali mi CB radio… Bo miałem kilka "spotkań" z przedstawicielami drogówki, na trasie Warszawa – Tarnów. Wracając ze Świąt, od razu urządzenie zamontowałem i spytałem wszystkich: „Droga wolna? Można jechać?”. Koledzy odpowiedzieli: „Tak, jest czysto!”. Po czym pojechałem do Kielc - i stał patrol numer jeden, dalej do Radomia - a tam numer dwa… Wkurzyłem się, schowałem radio do bagażnika i więcej go nie używałem! Jak chcą, to złapią mnie i tak! (śmiech). Może przez radio odezwali się właśnie „koledzy” z drogówki?
Myśli Pani, że tak świetnie zagrali, a ja ich nie rozpoznałem? Możliwe… (śmiech).
A wracając do świąt… Choinka będzie sztuczna? Żywa?
Zawsze żywa. Mój tata już od dwudziestu paru lat sprowadza do domu jodłę. Do tego jest jeszcze specjalny obrządek wbijania jej na stojak. Pamiętam, ile noży kuchennych pogięliśmy z tatą, by ociosać pień do stojaka, który nie pasował…
I kiedy ją Pan ubiera?
W Wigilię rano. Gdy byłem mały, bawiłem się w przystrajanie choinki ozdobami własnego wyrobu. Były łańcuchy, bombki malowane - robione z rodzicami i dziadkami…
Rozumiem, że te dzieła sztuki widać na drzewku do dziś?
Nie, leżą gdzieś na dnie pudeł, w piwnicy… Od paru lat mama - jako "głównodowodząca" – wymyśla w jakiej kolorystyce ozdoby choinkowe będą w danym roku. A potem robimy z rodzeństwem zakupy i choinka wygląda zwykle nader elegancko. Sam nigdy nie pamiętam co trzeba zawiesić najpierw: światełka czy łańcuchy... i zwykle mama oderwana od kuchennych zajęć wkracza do akcji, co choince wychodzi zresztą na dobre.
Wysyła Pan kartki na Święta?
Nie wysyłam, ale - zgodnie z nową, świecką tradycją - staram się odpisywać znajomym na sms-y z życzeniami. Najchętniej jeżeli nie są to niewyszukane rymowanki, a coś szczerego. W zeszłym roku dostałem sms-a od mojego kolegi: "Wszystkiego najważniejszego" - i to jest chyba sedno!
A jak będzie Pan spędzał Sylwestra?
Wybieram się w rejs sylwestrowy na Majorkę. Zaczyna się tuż po Świętach i trwa do pierwszych dni stycznia. Nastawiam się na szampańską zabawę! Ale muszę zabrać dużo ciepłych ubrań, bo na pokładzie będzie wiało, bujało… I zobaczymy, czy będzie tak super przyjemnie!
Nie boi się Pan choroby morskiej - akurat w Nowy Rok?
Podobno wszyscy ją mają. Pierwszy raz będę dryfował po morzu, więc troszkę się obawiam… Ale myślę, że przeżycie i tak będzie niezapomniane!