My Słowianie Smarzowskiego

W jednej ręce siekiera, w drugiej kamera – tak mówi się często o Wojciechu Smarzowskim. Jeden z najzdolniejszych polskich reżyserów, twórca "Wesela" i "Drogówki" w swoich filmach obnaża nasze słabości i przywary. Czy jego kino jest zwierciadłem polskości?

My Słowianie Smarzowskiego
Źródło zdjęć: © Film Polski

"Wstaję rano i myślę, że świat jest piękny i dobry. Około południa jest już gorzej, a wieczorem bywa źle" - mówił w wywiadzie dla Kina Wojciech Smarzowski. W taki właśnie sposób konstruuje również swoje filmy. Większość z nich rozpoczyna się lekko i przyjemnie, śmiejemy się z bohaterów, jednak pół godziny później nasze miny rzedną, aby na końcu poczuć zażenowanie i wstyd. Bez wątpienia reżyser pokazuje brutalną prawdę o polskiej rzeczywistości. Jego ostatni film "Drogówka" okazał się niekwestionowanym hitem kinowym 2013 roku. Obejrzało go ponad milion widzów. Dlaczego tak lubimy filmy, które obnażają nasze ułomności?

Narodowa spirytiada

Możemy odnaleźć kilka powodów. Pierwszy dotyczy odbicia lustrzanego. Przyglądamy się swojemu wizerunkowi lub obrazowi środowisk zawodowych, społecznych, które znamy z doświadczeń, historii lub mediów. Mamy policjantów z ostatniego filmu "Drogówka", budowę podstaw komunistycznej władzy na Mazurach w "Róży", bolesną rzeczywistość lat 80. w "Domu złym" i zabawę w rytm muzyki disco-polo w "Weselu". Przed i po transformacji ustrojowej leje się wódka, interesy załatwiane są pod stołem, a aby uniknąć przewinienia drogowego, wystarczy dać "w łapę". Szczególnie "Drogówka" i "Wesele" są demaskatorskie. Nie ma w nich miejsca na uczciwość, rządzą kombinowanie i
donosicielstwo, ale to już w "Domu złym" pada sformułowanie: "Prawda? Nie ma takiej".

Hej dziewczyno, spójrz na misia

W "Weselu" reżyser portretuje Polaków podczas rodzinnego święta. Grupa bawi się na koszt Wieśka, ojca panny młodej, który postępuje w myśl szlacheckiego powiedzenia "zastaw się, a postaw się". Dlatego też sprowadza na prezent dla nowożeńców (kradzione i przemycone przez granicę) auto i funduje podróż poślubną "na" Chorwację. Wszystko po to, by pokazać gościom, jaki ma gest. Przysługa dla księdza na remont dachu, łapówka za zatrzymanie pijanego kierowcy, podwójna zapłata dla notariusza za spisanie w nocy aktu darowizny. Atmosfera święta i radości okazuje się doskonałym czasem do załatwiania interesów w imię rzekomej miłości pary młodej. Tymczasem bohaterów tak naprawdę nic nie interesuje, chcą się jedynie najeść, upić i przeżyć szybkie zbliżenie w spiżarni. Obraz ten jest oczywiście przerysowany. Karykaturalne sytuacje i parodystyczne elementy powracają w każdym filmie reżysera. Smarzowski broniąc się, odpowiadał w Kinie: "Pytania o przerysowania
już padały, o ilość wypitego na planie alkoholu też. Przyzwyczaiłem się. Moim zdaniem pokazane w filmach sytuacje nie są przerysowane. Są jedynie skumulowane, zagęszczone". Wydaje się bowiem, iż wiele z sytuacji ukazanych w "Weselu"odnaleźlibyśmy na imprezach organizowanych nawet dziś. Zmieniło się wnętrze, nie jest to już remiza, a elegancki lokal, ale zachowania gości nie zawsze. I nadal bawimy się przy "Białym misiu" - hicie lat 90. Zatem oglądamy się w lustrze i śmiejemy sami z siebie, bo przecież disco-polo to obciach.

Ostra jazda

Z jednej strony kino Smarzowskiego wymaga krytycznego spojrzenia na rzeczywistość, zawiera elementy psychologiczne, z drugiej jednak korzysta z popularnych gatunków – komedii lub thrillera. W przeciwieństwie do innych polskich reżyserów, twórcy "Róży" splot ten wychodzi po mistrzowsku. Jego filmy trzymają w napięciu i wywołują silne emocje. Taka właśnie była "Drogówka". Stanowi ona najciekawszy filmowy portret Warszawy ostatnich lat. To film o bezsilności instytucji państwa, które nie potrafi egzekwować prawa. Sierżant sztabowy Ryszard Król oskarżony o przestępstwo musi toczyć walkę z przeciwnikami. Sytuacja rodem z filmu sensacyjnego. Podobnie jak w "Domie złym" zbrodni towarzyszy alkoholowa maligna. Policjanci organizują wyprawy do burdeli i oddają się rozpuście. Liczy się szybka jazda i dobra zabawa. A to wszystko za łapówki
zebrane od każdego, poczynając od księdza a kończąc na polityku.

Jacy jesteśmy?

Czyżby reżyser sugerował w swoich filmach, że Polska to kraj nieatrakcyjny (obraz stolicy), w którym mieszkają ludzie pozbawieni moralności (weselna zabawa)? W pewnym stopniu tak, ponieważ autor wielokrotnie podkreśla, że bardziej interesuje go zło niż dobro, brzydota niż piękno. Na szczęście nie jest tak tragicznie. Sytuacja się wciąż zmienia, zauważył to rok temu Smarzowski w rozmowie z Przekrojem: "Powiedzmy, że ten okres transformacji trwa trochę dłużej, niż zakładaliśmy. Ale na polskich ulicach widać mniej pijaków. Zastępują ich faceci w garniakach, którzy czekają do piątku, żeby dać w palnik. Z powodu prostego lęku o byt ci panowie nie przychodzą do pracy narąbani". Zmienia się obyczajowość, nie zmienia się zamiłowanie do kieliszka. Pije elegancka pani i zarośnięty facet pod budką. Dlatego kolejny film, który właśnie trafił do kin, dotyczy uzależnienia od alkoholu. W "Pod mocnym aniołem" znowu nadmiar realizmu: obrzygana winda,
zasrane spodnie, wulgarność i brzydota. Zainicjowane na początku kariery zamiłowanie reżysera do opowiadania, jacy jesteśmy nie mija. "Daleko mi jest od upowszechniania wartości, prędzej wrzucę gówno w wentylator, chcę po prostu prowokować" – mówił podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest w 2013 roku. Wydaje się, że ciągle oglądamy ten sam film, ale może tacy właśnie jesteśmy. Nie wystarczy nam jeden raz, aby uniknąć poparzenia.

_**Marcin Radomski**_

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)