Widzowie kochali Trafankowską. "Umierała na siedząco. Otoczona przyjaciółmi"
Rak trzustki – usłyszała w sierpniu 2003 r. Daria Trafankowska, ale tym, że zostało jej kilka, góra kilkanaście miesięcy życia, przejęła się głównie dlatego, że paru osobom obiecała pomoc i bała się, że nie zdąży dotrzymać danego im słowa.
"Duśka żyła dla innych, myślała dla innych, nawet wyzdrowieć chciała przede wszystkim dla innych" – stwierdzi Hanna Karolak, biografka Darii Trafankowskiej, gdy 9 kwietnia 2004 r. dowie się, że jej przyjaciółka przegrała walkę z nowotworem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Legendy Hollywood
"Umierała na siedząco. Drobniutka, porcelanowa, przepiękna. Z telefonem w ręku. Otoczona przyjaciółmi. Słuchała uważnie i była obecna. To do końca była Dusia" – napisze Joanna Szczepkowska o koleżance, z którą kiedyś dzieliła garderobę w Teatrze Powszechnym. Na pogrzeb gwiazdy "Na dobre i na złe", serialowej siostry Danuty, którą pani Daria grała pięć lat, przyszły na Powązki tłumy. "Była wspaniałym człowiekiem" – powie ks. Wiesław Aleksander Niewęgłowski, podczas mszy żałobnej.
Tak zaczęła się kariera Trafankowskiej
To mama uparła się, żeby zrobić z niej aktorkę. Nie było przesłuchania, zdjęć próbnych czy konkursu recytatorskiego dla dzieci, na który nie zaprowadziłaby Dusi. Sama była kiedyś w rodzinnym Poznaniu gwiazdą. Mówiono o niej "wypisz, wymaluj Claudia Cardinale", miała – jako spikerka lokalnego radia i wzięta fotomodelka – spore grono wielbicieli i kto wie, jak potoczyłyby się jej artystyczne losy, gdyby mąż nie namówił jej na przeprowadzkę do Warszawy.
Szybko przekonała się, że stolicy raczej nie rzuci na kolana. Tym mocniej więc pragnęła kariery dla swej córeczki, której codziennie kręciła włosy, by upodobnić ją do Shirley Temple. Pewnego dnia w barze mlecznym na MDM-ie, dokąd zawsze elegancka, perfekcyjnie uczesana mama zabierała Dusię na śniadania, 6-letnia ślicznotka wpadła w oko reżyserce Jadwidze Żukowskiej, szukającej akurat kogoś w jej wieku do głównej roli w krótkometrażowym filmie "O dziatkach niejadkach".
Sen Krystyny Trafankowskiej zaczął się spełniać, choć jej córka nie była zachwycona, gdy koleżanki z podwórka pokazywały ją sobie pacami, nazywając "aktoreczką". Kilka lat później będą jej zazdrościły, że umawia się z grającym Tolka Banana w popularnym serialu Jackiem Zejdlerem. Był jedną z jej wielkich, młodzieńczych miłości...Na wydział aktorski łódzkiej szkoły filmowej pani Daria dostała się dopiero za czwartym podejściem. Od razu po maturze została za to przyjęta na dziennikarstwo, ale studiów nie podjęła, bo znajoma reżyserka zaproponowała jej rolę w sztuce "Taka historia" w gnieźnieńskim Teatrze im. Aleksandra Fredry. "Nie wahałam się ani przez chwilę. Teatr był dla mnie miejscem magicznym. Odkąd pamiętam, kusił mnie i zwodził na manowce" – powie wiele lat później.
Pierwsze związki, pierwsze filmy
Miała 21 lat, kiedy w końcu udało się jej zdobyć upragniony indeks. Niecały rok po przyjeździe do Łodzi Dusia rozkochała w sobie 19-letniego studenta I roku reżyserii Waldemara Dzikiego. Gdy na zajęciach z montażu analizował – klatka po klatce – etiudę Jerzego Kołodziejczyka "Anioły pod choinką", w której zagrała malutką rólkę, i zobaczył jej wypełniającą cały kadr twarz, wypalił ponoć: "Ona zostanie moją żoną". Jeszcze tego samego dnia odszukał ją i zaproponował, by... wprowadziła się do niego. Popukała się w czoło, odwróciła na pięcie i odeszła.
Przez kilka tygodni Waldek codziennie zapraszał Dusię na kolację, a ona wciąż powtarzała uparcie, że "może kiedyś, może jak się lepiej poznają". W końcu, nie uprzedzając go, że dziś zjawi się na kolacji, zapukała do drzwi mieszkania swego adoratora. "Weszłam do pokoju, a tam stół nakryty dla dwóch osób, pokrojona kiełbasa, pomidory, pieczywo przykryte serwetką. Zrozumiałam, że czekał tak na mnie co wieczór!" – opowiadać będzie później w wywiadach.
Zanim w 1978 r. została żoną Waldka, zdążyła już zagrać główną rolę w "Zdjęciach próbnych" Agnieszki Holland, wystąpić w serialu "Polskie drogi", zostać Hanką w "Moralności pani Dulskiej" w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, obronić dyplom i zdobyć angaż w stołecznym Narodowym. Wydawało się, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość.
Niestety, jej małżeństwo nie układało się tak, jakby sobie tego życzyła. Syn Wit, którego doczekali się dwa lata po ślubie pamięta, że ojca ciągle nie było w domu. "Byłem przyzwyczajony, że tata przyjeżdża i odjeżdża, że stale pracuje poza domem. Kiedy pewnego dnia zniknął na dobre, nie poczułem się jakoś specjalnie zraniony" – wyzna. Pani Daria nie kryła, że wiele ich z mężem różniło. On chciał mieszkać w dużym domu za miastem, ona uwielbiała swoje mieszkanko w centrum Warszawy, on nie przepadał za życiem towarzyskim, ona kochała spotkania z przyjaciółmi. Inaczej też patrzyli na sztukę, na życie, na wychowanie Wita.
Aktorka starała się – to jej słowa – "wejść w poetykę" Waldka, zgodziła się nawet zamieszkać w willi, którą wynajął w Markach, ograniczyła spotkania z przyjaciółkami. Jednak gdy zrozumiała, że nigdy nie sprosta wymaganiom męża, poddała się i pozwoliła mu odejść. "I wszystko się skończyło" – stwierdzi po latach, dodając, że po rozwodzie w jej życiu nastąpił czas rozpaczy. Ale o byłym mężu nigdy nie powie złego słowa. "Przez 15 lat byliśmy małżeństwem, fajnym związkiem dwojga ludzi, który zaowocował wspaniałym synem. Cieszę się, że Wit ma takiego ojca".
Kłopoty
Po rozstaniu z Dzikim pani Daria zmagała się z poważnymi problemami finansowymi. Choć pracowała w teatrze, radiu i telewizji, nie zarabiała dużo. Każdy grosz przeznaczała na potrzeby ciężko chorej mamy. "Wizyty lekarzy, dyżury pielęgniarek i lekarstwa pochłaniały mnóstwo pieniędzy. Tonęłam w długach. Pożyczałam od jednych, żeby oddać innym. Były takie chwile, że szłam ulicą i modliłam się, żeby znaleźć 10 złotych".
Wybawieniem z kłopotów okaże się rola siostry Dębskiej w "Na dobre i na złe", napisana specjalnie dla niej. Zdjęcia do serialu ruszyły jesienią 1999 r. "Przez pierwszy rok pracy oddawałam długi. Potem mogłam wreszcie wyremontować mieszkanie, poszłam do kosmetyczki, kupiłam sobie wymarzone perfumy. Zaczęłam odkrywać nieznane mi dotąd sfery życia i to jest naprawdę fantastyczne – cieszyła się jak dziecko. – Stać mnie nawet, by od czasu do czasu iść do wróżki, na co od dawna miałam ochotę".
Tarocistka, do której pani Daria poszła wcale nie w swojej sprawie, orzekła, że w jej życiu pojawi się "mężczyzna z przeszłości", u boku którego znajdzie szczęście. Aktorka potraktowała wróżbę jak żart. Latem 2002 r. kolega ze studiów zaprosił ją na swoje urodziny. "Miało się na nich pojawić kilka osób, z którymi bardzo długo się nie widziałam. Nie przypuszczałam, że na widok jednego z nich serce zabije mi bardzo mocno. Studiowaliśmy razem w Łodzi, on na wydziale operatorskim. Nie widzieliśmy się 20 lat...".
Kilka miesięcy później pan Jan poprosił, by została jego żoną. "Okazuje się, że na miłość nigdy nie jest za późno. Dla kobiety nie ma nic milszego od poczucia, że jest kochana" – powie pani Daria. Mieli wyznaczyć datę ślubu, ale nagle zachorowała. Pan Jan i Wit, wspomagani przez Waldemara Dzikiego i Małgorzatę Foremniak, drugą żonę reżysera, robili wszystko, by nie czuła, że odchodzi. A ona, jak to ona, martwiła się, jak poradzą sobie bez niej ci, których kocha. "Pokonam tego raka" – obiecała im po powrocie z kliniki w Salzburgu. Ten jeden raz nie dotrzymała słowa. Odeszła 9 kwietnia 2004 r., niecały miesiąc przed 50. urodzinami.
Miażdżony "Jurrasic World", obskurna Warszawa w hicie Prime Video i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: