"The Pitt", czyli jak zmielono nasze uczucia na amerykańskim SOR-ze
Przez 17 lat na Polsacie oglądaliśmy sobie kiedyś "Ostry dyżur", obserwując ekstremalne czasem zabawne przypadki z SOR-ów, były afery i romanse. Co to były za czasy! Ktoś powie: "dzisiaj takich czasów już nie ma". To nie widzieliście "The Pitt"?
Pustkę po "Ostrym dyżurze" zapełnił na wiele lat serial "Chirurdzy", gdzie przez 21. sezonów (sic!) wcielająca się w doktor Meredith Grey Ellen Pompeo umierała i wracała do żywych i do Dereka Shepherda kilka razy. Serial stał się "Modą na sukces" wśród produkcji o lekarzach, tracąc z czasem szacunek widzów. Ba, może nawet trochę obrzydzając im już ten gatunek. Były różne próby przywrócenia widzom wiary w to, że w szpitalnych sceneriach można nakręcić coś niebanalnego, co spodoba się widzom i wkręci ich tak, że będą chcieli tych kilkunastu czy kilkudziesięciu sezonów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Serialowe premiery 2025 - na te tytuły czekamy najbardziej!
Serial, którego nikt się nie spodziewał
W Polsce królewską pozycję utrzymuje "Na dobre i na złe", więc nie musieliśmy się rozstawać z historiami o ludziach w kitlach ratujących ludzkie życie w szpitalu w Zielonej Górze. Uf! Ale za to Amerykanie czy Brytyjczycy szaleli. Był "Szpital New Amsterdam" czy nawet mroczne i krwiste "The Knick". "The Good Doctor" czy "Rezydenci", ale daleko im do statusu legend. Kultową produkcją był zakończony też kilka lat temu "Dr House".
Trochę ni stąd, ni zowąd, pojawiły się informacje o nowym serialu, który miałby być kontynuacją "Ostrego dyżuru". Jeszcze do tego z aktorem Noah Wyle'em, którego fani "ER" z pewnością dobrze pamiętają. Wszyscy chyba jednak do nowego pomysłu podchodzili sceptycznie. Po pierwsze, dorośliśmy. Po drugie, zanim jeszcze pojawiły się pierwsze zwiastuny, a tym bardziej pierwszy odcinek, pojawiły się doniesienia o sądowej aferze wokół nowego "The Pitt". Wdowa po pisarzu, Michaelu Crichtonie, który wymyślił "Ostry dyżur", oskarżyła produkcji o to, że "The Pitt" to, kolokwialnie mówiąc, zrzynka z kultowego, medycznego serialu. Więcej o tym w naszym tekście.
Mimo procesów sądowych, "The Pitt" pojawiło się na platformie Max i na HBO. Początkowo widzowie podchodzili do tej produkcji nieśmiało. Ot, kolejny medyczny serial. Ale to, co zaserwowano nam w kolejnych odcinkach, to jazda rollercoasterem bez trzymanki. Na przestrzeni 15 odcinków postanowiono w jak najbardziej realistyczny sposób pokazać kolejne godziny dyżuru medyków na SOR-ze w Pittsburgu. Jeden odcinek, jedna godzina pracy. Przechodzimy przez zatłoczoną izbę przyjęć i wchodzimy na oddział, gdzie dzieje się absolutnie wszystko. Bez żadnej cenzury.
Tak więc w jednym odcinku patrzymy z bliska na traumatyczny poród, podczas którego kamera niemal w ogóle nie odwraca się od, nazwijmy to, centrum wydarzeń. Krew leje się hektolitrami, a pacjentka jest na granicy życia i śmierci, rodząc dziecko swoim przyjaciołom. Patrzy na to lekarka, która zaledwie kilka odcinków wcześniej poroniła w łazience. Jest odcinek, w którym na oddziale pojawia się babcia z dwiema wnuczkami. Jedna dziewczynka uratowała drugą przed utonięciem w basenie. Dziecko walczy o życie, ale gdy pojawiają się rodzice, pewne jest, że mała nie przeżyje. Wszystko jest pokazane z bliska. Rozpacz rodziców i chłodna twarz dziecka. To nie jest serial dla ludzi o słabych nerwach.
Rozcinają skórę, łatają dziury, rozwiązują medyczne zagadki, szukają szczurów, które przypałętały się za chorym bezdomnym (kto pamięta scenę, w której ten mężczyzna oblewa moczem jednego z młodych lekarzy?), słuchają o molestowaniu, niechcianych ciążach, strachu przed własnymi dziećmi, o przedawkowaniach, o śmierci bliskich, aż w końcu - jakby im było mało - muszą poradzić sobie z napływem ofiar masowej strzelaniny na festiwalu. I wtedy w miejscu, w którym już jest chaos, rozpoczyna się prawdziwa walka o ludzkie życie.
Niewiarygodne jest to, ile wydarzyło się podczas 15 odcinków "The Pitt", którego ostatni pokazano w piątek, 11 kwietnia. Ukojenie przynosi dopiero finałowy odcinek. Z tej karuzeli emocji kilka razy można wypaść, szczególnie w niezwykle przejmujących momentach śmierci dzieci. Wypadli z niej momentami sami twórcy "The Pitt", serwując trochę aż za bardzo heroiczne sceny, czasem trochę zbyt patetyczne. Minusem jest z pewnością też to, że choć tyle słyszymy o kulejącej ochronie zdrowia w USA, cięciach, a przede wszystkim o tragicznej kwestii ubezpieczeń zdrowotnych, tego w "The Pitt" jest naprawdę niewiele.
Mimo to o "The Pitt" z pewnością jeszcze usłyszymy, gdy będą pojawiać się nominacje do Emmy, czyli telewizyjnych oscarów. Serial ma fantastycznie napisane postaci (młodzi lekarze kontra starsi rezydenci), które mają swoje wzloty i upadki, ale przede wszystkim ma Noah Wyle'a na pierwszym planie. Dzięki roli doktora Michaela Robinavitcha, przeżywającego traumę po śmierci swojego mentora, który odszedł rok wcześniej w szalejącej pandemii koronawirusa. Sceną, w której Robinavitch przeżywa załamanie nerwowe w pokoju dziecięcych pacjentów, śpiewając sobie na uspokojenie żydowską modlitwę, zapewnił sobie co najmniej nominację do Emmy.
A nam po tych 15. szalonych, poruszających, a w dużej mierze po prostu szokujących odcinkach wystarczy wiedza, że będzie drugi sezon.
Seks i śmierć z Michelle Williams w rozdzierającym serce serialu, koszmar w finale "Białego lotosu" i upadająca, przedziwna kariera Nicole Kidman. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: