(Anty)bohater inwazyjny
Dzisiejsze bajki nie powstają dla dzieci. Patrząc na mnogość skomplikowanych odniesień do popkultury czy tematyczną dojrzałość produkcji samego tylko Pixara, trudno się z tym powtarzanym coraz częściej zarzutem nie zgodzić. Twórcy "Jak ukraść Księżyc"wzięli sobie krytyczne uwagi do serca. Aż za bardzo. Powstała animacja, która z budowaną na przestrzeni ostatnich lat tradycją międzypokoleniowego kina animowanego usiłuje zerwać w sposób najtańszy z możliwych - odwracając akcenty. Mniej tu zatem pastiszowych inklinacji, a więcej slapsticku.
23.08.2010 17:05
Zarys fabuły jest jednak cokolwiek intrygujący. Chris Renaud i Pierre Coffin całymi garściami czerpią ze standardów kina superbohaterskiego, lecz pod lupę biorą nie, jak to zwykle bywa, etos dumnego herosa w pelerynie, a nikczemną personę arcyłotra w najgorszej z możliwych inkarnacji. Groo (w oryginale głosu użycza mu Steve Carell) to niegodziwiec wyraźnie inspirowany postacią Doktora Evila z serii "Austin Powers" - jest łysy i średnio przebiegły, przygnieciony własnymi ambicjami, ale co najważniejsze - zły do szpiku kości, o czym możemy się przekonać już w pierwszej scenie z jego udziałem. Groo wręcza płaczącemu chłopcu pieska utkanego z baloników, po czym... przekłuwa go szpilką. Czy można być bardziej podłym?
Jak się okazuje, można. Naszemu łotrowi wyrósł bowiem konkurent, którego najświeższym dokonaniem jest... kradzież jednej z egipskich piramid. A zatem pojedynek czas zacząć! Oblężenie przez Groo twierdzy przeciwnika zaskakująco szybko spycha "Jak ukraść Księżyc" w kierunku kolein pozostawionych przez "Kevina samego w domu". Kolejne próby sforsowania bram rezydencji to prawdziwy poligon humoru sytuacyjnego - od zabójczego rekina, po głowicę nuklearną. Ale już przełamywanie tej konwencji przychodzi autorom z trudem. Miast sprytnego dialogu pozostaje nam swawolne szemranie żółtych, pomagających głównemu (anty)bohaterowi ludzików, a wiodącym wątkiem fabuły staje się rodzaj osobowościowej przemiany, którą jak się wydawało, kino jakiś czas temu porzuciło.
Jakiż tego wszystkiego efekt? Animacja, która bardziej chce, niż może. Najlepsze bowiem fragmenty "Jak ukraść Księżyc" to te, w których pobrzmiewa echo ironicznej codzienności. Jak w scenie w banku, gdzie Groo... usiłuje zaciągnąć kredyt na swój demoniczny plan, lecz zostaje bezlitośnie wypunktowany przez urzędnika; lub w powracających raz po raz relacjach z telewizyjnego studia, kiedy prowadzący przymila się do kolejnych otaczających go kamer. Ale to tylko strzępy właściwego humoru - Renaud i Coffin woleliby raczej, byśmy śmiali się, bo ktoś się potknął lub spadł z drabiny. Wydaje się, że nawet kilkulatkowie oczekują dziś od bajek ciut więcej.