Box office USA: piekło Toma Hanksa [PODSUMOWANIE]
„Inferno” miało być godnym zwieńczeniem kinowych przygód Roberta Langdona. Tymczasem rozczarowanie filmem w Ameryce jest ogromne. To zdecydowanie najgorszy film w całej aktorskiej karierze Toma Hanksa, piszą krytycy.
Na portalu Rottentomatoes „Inferno” zebrało zaledwie 20 proc. pozytywnych ocen. Lepsze recenzje gromadziły nawet mało ambitne komedie z początku kariery Toma Hanksa. Co gorsza, film nie spodobał się również widzom, którzy po seansie również wystawiają mu bardzo niskie noty. A to oznacza, że producenci „Inferno” muszą się liczyć z dużymi spadkami popularności w kolejnych tygodniach wyświetlania. Jeśli rezultat otwarcia jest na wysokim poziomie, to nawet duże spadki nie są już w stanie zaszkodzić filmowi. Jednak „Inferno” do takich produkcji nie można zaliczyć. Wręcz przeciwnie. Obraz wyreżyserowany przez Rona Howarda (twórcy całej trylogii opartej na prozie Dana Browna)
w amerykańskich kinach wystartował fatalnie. Podczas premierowego weekendu* zarobił jedynie 15 milionów dolarów. *
Dla porównania „Kod da Vinci” z 2006 roku w czasie pierwszego weekendu wyświetlania zebrał aż 77,1 miliona dolarów, natomiast „Anioły i Demony” z 2009 roku zgromadził na starcie 46,2 miliona dolarów. *Śmiało można już powiedzieć, że ostatnia (zapewne) część kinowych przygód Roberta Langdona/ Toma Hanksa w Stanach Zjednoczonych w sumie zarobi mniej pieniędzy niż „Kod da Vinci” tylko podczas premierowego weekendu. Może się również okazać, że „Inferno” *nie będzie nawet w stanie uzbierać kwoty równiej wpływom z premierowego weekendu „Aniołów i Demonów”. Tak słabej postawy produkcji Sony Pictures nikt się chyba nie spodziewał. Warto zwrócić uwagę, że żadna duża wytwórnia w tym tygodniu nie wprowadziła do kin nowego filmu, jakby w obawie przed komercyjną siłą filmu Rona Howarda. Tymczasem „Inferno” podczas premierowego weekendu nie było nawet w stanie znaleźć się na szczycie amerykańskiego box office’u.
Bez wątpienia zakładano, że „Inferno” nie sprzeda się aż tak dobrze, jak dwie poprzednie ekranizacje książek Dana Browna. Świadczy o tym chociażby budżet filmu, który sięgnął 75 milionów dolarów. Jest to zaledwie połowa kosztów przeznaczonych na „Anioły i Demony” („Kod da Vinci” kosztował 125 milionów dolarów). Druga część trylogii nie osiągnęła tak fenomenalnych wyników sprzedaży, jak pierwsza. Można było więc założyć, że kolejną również spotka podobny los. Jednak do samego końca, czyli do minionego piątku, wytwórnia liczyła jeszcze, że „Inferno” zarobi w Stanach około 100 milionów dolarów. Jednak złe recenzje okazały się zapowiedzą klęski. W piątek sensacyjna produkcja wygenerowała w kinach* zaledwie 5,6 miliona dolarów wpływów.* Może się więc okazać, że „Inferno” w Ameryce nie zarobi nawet marnych 40 milionów dolarów.
Przypomnijmy, że „Kod da Vinci” w amerykańskich kinach zgromadził aż 217,5 miliona dolarów. Był to piąty najlepszy rezultat w 2006 roku. Na rynku zewnętrznym obraz zebrał aż 540 milionów dolarów. Natomiast „Anioły i Demony” zarobiły w Stanach 133,4 miliona dolarów (22. wynik w sezonie) plus trochę ponad 350 milionów dolarów poza Ameryką.
Jak widać, dwie pierwsze adaptacje powieści Dana Browna bardzo dużą popularnością cieszyły się na rynku zewnętrznym. Wielkim szczęściem dla producentów „Inferno” jest fakt, że podobnie jest w przypadku trzeciej części cyklu. Film Rona Howarda w ciągu niecałych trzech tygodni poza Ameryką zarobił 132,7 miliona dolarów. Wprawdzie niemal we wszystkich krajach „Inferno” sprzedaje się gorzej od poprzedników, ale wpływy z rynku zewnętrznego uchronią produkcję przed finansową klęską. Pozostanie jednak uczycie wielkiego rozczarowania i pewność, że Toma Hanksa już więcej nie ujrzymy w roli Roberta Langdona.
Nie ulega wątpliwości, że Tom Hanks dużo lepsze wspomnienia będzie miał związane z filmem „Sully”. Wprowadzony na początku września obraz Clinta Eastwooda zebrał bardzo dobre recenzje (na Rottentomatoes ma 83 proc. pozytywnych ocen), zaś w amerykańskich kinach zarobił 122,4 miliona dolarów (otwarcie – 35 milionów).
Filmem, z którym nie było w stanie poradzić sobie w tym tygodniu „Inferno”, jest kosztujący 20 milionów dolarów „Boo! A Madea Halloween”. Podczas drugiego weekendu wyświetlania komediowy horror zarobił 16,7 miliona dolarów. W sumie na jego koncie znajduje się 52 miliony dolarów. Ten tytuł najprawdopodobniej nie trafi nawet do polskich kin.
Premiery następnego weekendu: „Trolle” – animacja komputerowa; „Doktor Strange” – Marvel Comics wprowadza do kin kolejnego superbohatera; „Przełęcz ocalonych” – dramat wojenny w reżyserii Mela Gibsona.