Bożena Dykiel: Bezpieka próbowała zniszczyć jej życie
20.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 21:54
Bożena Dykiel znowu trafiła na pierwsze strony gazet, jednak nie z powodu kolejnych osiągnięć zawodowych, a ostrych wypowiedzi, których udzieliła w programie „Świat się kręci”, krytykując obecnego prezydenta. Aktorka wielokrotnie podkreślała, że polityki nie lubi, niewiele o niej wie i w zasadzie nie chce wiedzieć więcej.
Bożena Dykiel znowu trafiła na pierwsze strony gazet, jednak nie z powodu kolejnych osiągnięć zawodowych, a ostrych wypowiedzi, których udzieliła w programie „Świat się kręci”, krytykując obecnego prezydenta (więcej tutaj)
.
Aktorka wielokrotnie podkreślała, że polityki nie lubi, niewiele o niej wie i w zasadzie nie chce wiedzieć więcej.
Tych, którzy znają przeszłość Dykiel, jej stanowisko i niechęć do angażowania się w działalność polityczną nie powinny dziwić: w młodości aktorkę przez wiele lat nachodzili funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, próbując za wszelką cenę zmusić ją do współpracy. Jak wyznawała, o mało nie zniszczyli jej przez to kariery – i życia.
Weszła na salony
Wszystko zaczęło się w 1974 roku, kiedy 26-letnia aktorka dopiero zaczynała zdobywać popularność.
Jak podaje Wprost, to właśnie wtedy, dzięki występowi w słynnej inscenizacji „Balladyny” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, Dykiel dostała się na „salony”, nawiązując znajomości z ważnymi osobistościami. Jedną z nich był II sekretarz ambasady RFN Frank Elbe, „Zesłaniec”, który chętnie zapraszał wschodzącą gwiazdę na swoje przyjęcia. Nie wiedział, że jedna z zatrudnionych przez niego osób współpracowała z SB, donosząc o szczegółach z życia dyplomaty.
To również ona zauważyła w tłumie gości Dykiel i zwróciła na aktorkę uwagę Służb Bezpieczeństwa. A w głowach funkcjonariuszy zrodził się pewien karkołomny plan.
Niewinne początki
5 maja 1975 roku SB przystąpiło do ataku.
- Zaczęło się niewinnie: umówili się ze mną panowie, którzy przedstawili się jako dziennikarze – opowiadała Dykiel w magazynie Wprost. - Przyjechali z bukietem kwiatów i zabrali do hotelu MDM.
„Dziennikarze” byli naturalnie podpułkownikami SB. Dykiel otrzymała pseudonim „Żena”. - Poszła do hotelu MDM. Była godzina 15:07. O 18:05 "Żena" wyszła z hotelu MDM i poszła na przystanek autobusowy przy pl. Konstytucji. Po wyjściu z hotelu "Żena" była bardzo zdenerwowana, co uwidoczniło w się w jej wyrazie twarzy oraz sposobie poruszania" – przytacza Wprost meldunek jednego z agentów.
Propozycja do odrzucenia
W hotelu złożono aktorce „propozycję”, by nawiązała współpracę z SB – ale Dykiel zdecydowanie odmówiła. Mimo to i tak trafiła do akt jako „tajny współpracownik Alina”.
- Z raportów wynika jednoznacznie, że zobowiązała się tylko do zachowania w tajemnicy rozmowy z esbekami, nigdy nie przyjęła natomiast od SB pieniędzy i mimo licznych nagabywań bardzo niechętnie godziła się na następne spotkania – czytamy we Wprost.
Nawet zdecydowana odmowa współpracy nie zraziła agentów, przeciwnie, rozjuszyła ich tylko i zachęciła do podjęcia bardziej radykalnych kroków.
Chciano ją wykorzystać
Od tamtej pory Dykiel znalazła się pod stałym nadzorem, śledzono ją i członków jej rodziny, przechwytywano korespondencję i kazano się stawiać aktorce na kolejnych zebraniach, na których próbowano ją zmusić do uwiedzenia i zaciągnięcia Elbe do łóżka.
Przebieg planowanych czynności operacyjnych kontrolowalibyśmy przy pomocy techniki. Uzyskane tą drogą materiały planowaliśmy ewentualnie wykorzystać w czasie rozmów operacyjnych z "Zesłańcem" – przytacza Wprost fragment jednego z raportów.
Uczciwość przede wszystkim
Dykiel, naturalnie, nie zamierzała współpracować. Nie stawiała się na wezwanie i dopiero gdy zaczęto jej grozić, zjawiła się w MSW.
- Zaznaczyła, że na pewno chodzi nam o zrobienie zdjęć i nagranie całej akcji, aby mieć na F. Elbe materiał kompromitujący. Powiedziałem Alinie, że takie zadanie może w pełni wykonać, a z naszej strony stworzymy jej do tego odpowiednie warunki lokalowe. Tw. Alina powiedziała, że do realizacji takiego zadania nie nadaje się – napisano w jednym z raportów.
- Po przeanalizowaniu całej sprawy podjęła jednoznaczną decyzję: na realizację naszych zapotrzebowań nie może się zgodzić, ponieważ nie jest zdolna do wykonania postawionego przed nią zadania.
''Na żadną Matę Hari się nie nadawałam''
Dopiero gdy Elbe wyjechał z kraju, Dykiel odzyskała spokój. Wprost zaznacza jednak, że mimo nacisków, aktorka nigdy się nie złamała, „nie była agentką SB, lecz ofiarą”.
- Na żadną Matę Hari się nie nadawałam. Chcieli mi złamać życie i karierę, choć im nic nie zrobiłam. Jeszcze dziś myślę o tym wszystkim ze wstrętem – komentowała tę sprawę Bożena Dykiel.
Nic dziwnego, że po takich przeżyciach aktorka jest wyjątkowo wyczulona na niesprawiedliwość, kontrolę, wszelkie „układziki”. I tak głośno piętnuje nieuczciwość, czy też nieudolność polskich polityków.
(sm/ls/mn)