Brylancik
„Heniek” to nietypowa na polskim gruncie filmowym próba zmierzenia się z wyzwaniami gatunku – próba udana i czarowna. Polska, bezpretensjonalna reinterpretacja filmów o szwindlach, z „Przekrętem” na czele. Za tą inicjatywą stoi zespół produkcyjny EarlGrey, czyli *Eliza Kowalewska i Grzegorz Madej – dwójka twórców, którzy wspólnie tchnęli w projekt życie. To czarna komedia zrealizowana całkowicie poza dobrze naoliwionymi trybikami wielkich firm. Dzięki pasji i wierze udało im się zdobyć inwestora, który w zamian za udziały w obrazie dał fundusze na jego realizację, a wszystkie lokalizacje, w których go kręcono, zostały udostępnione ekipie za darmo. Kilka tysięcy budżetu, 10 dni zdjęciowych, jedna kamera, jeden zestaw oświetleniowy i dźwiękowy.
Historię powstawania „Heńka” można by spisać i opowiadać studentom filmówki w ramach zajęć z produkcji filmu niezależnego. To żywa ilustracja powiedzenia „wiara czyni cuda”.*
31.05.2012 17:26
I oto ta skromna produkcja, owoc ciężkiej pracy i entuzjazmu grupki pasjonatów, trafia do dystrybucji. Mały, niszowy projekt będą mogli obejrzeć widzowie polskich kin. Jak rysują się prognozy dla tego przedsięwzięcia? Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia filmu, całkiem nieźle! Ten malutki film odniósł jak dotąd niespodziewanie dużo sukcesów, m.in. pokonując wielu poważnych graczy w boju o Nagrodę Publiczności podczas festiwalu Off Plus Camera 2011. Jeśli publiczność kinowa zareaguje na „Heńka” równie dobrze, co festiwalowa, zapowiada się hit.
Dlaczego „Heniek” tak skutecznie zjednuje sobie serca? Bo na ekranie widać wszystkie emocje, które przyczyniły się do jego powstania. Pasję, humor, dystans do świata. Oprócz bezpretensjonalnego humoru i świetnych, pełnych przezabawnych gier słownych dialogów, film dotyka także poważniejszych zagadnień. Pod powłoczką lekkości kryją się tu refleksje na temat kultywującego prymat jednostki anty-wspólnotowego społeczeństwa, naszej wrodzonej niechęci do starania się, łatwości z jaką ulegamy niskim instynktom. Jednak te poważne refleksje nadchodzą dopiero, kiedy w płucach okrzepnie śmiech – bo „Heniek” to przede wszystkim lekki, fajny, po prostu przyjemny seans.
Na najwyższy podziw zasługuje maestria, z jaką niezbyt doświadczeni twórcy tworzą klimatyczną i staranną warstwę wizualną, mimo ubogiego zaplecza technicznego; zrealizowany w czerni i bieli film nawiązuje estetycznie do starych kryminałów, a sfilmowane w takiej konwencji postaci nabierają klasy i majestatu, która komicznie kontrastuje z ich niezbyt szlachetną naturą. Zwraca uwagę językowa intuicja autorów, umiejętność zbudowania dla każdej postaci osobnego idiolektu, gry z intonacją, wymową, melodią głosu. Wreszcie zdolność do utkania scenariusza, który – choć momentami ociera się o nieprawdopodobieństwo – przez cały seans trzyma w napięciu, sprytnie gra z przyzwyczajeniami widza i potrafi go zaskakiwać.
„Heniek” jest jak niepozorny kolega, na którego dziewczyny z klasy nie zwracają uwagi, dopóki nie okaże się, że pod nieśmiałą powłoką skrywa niesamowity talent. Naprawdę nie warto czekać – lepiej dać mu szansę już dziś .