"Coś za mną chodzi": Horror, którego boją się inne horrory [WIDEO]
*John Carpenter doczekał się godnego następcy? Na to wygląda. "Coś za mną chodzi" Davida Roberta Mitchella, choć nawet luty jeszcze nie dobiegł końca, już okrzyknięto najgorętszym filmem grozy tego roku. Amerykańska prasa prześciga się w wymyślaniu coraz to nowych, ekstatycznych pochwał dla niezależnego horroru, który znienacka, po objechaniu paru festiwali, pojawił się na liście bodaj każdego miłośnika gatunku. Plotka głosi, że "Coś za mną chodzi" przestraszyli się nawet twórcy konkurencyjnego "Paranormal Activity 5" i podjęli decyzję o znacznym odłożeniu terminu premiery swojego filmu, nie chcąc rywalizować z Mitchellem...*
25.02.2015 12:45
Parafrazując klasyka – śmierć to choroba przenoszona drogą płciową. Dosłownie. Klątwę nękającą kolejnych nastoletnich amatorów miłosnych uniesień można podać dalej jedynie zapraszając (najlepiej nielubianego) chłopca czy dziewczynę do alkowy. Ale nie tylko dlatego „Coś za mną chodzi” zawczasu okrzyknięto filmem z zadatkami na kultowy. To tajemnicza istota prześladująca nieszczęsną Jay i jej przyjaciół, potrafiąca przybierać postać różną zależnie od tego, kto na nią patrzy, przyprawiła recenzenta opiniotwórczego magazynu „Empire” o przerażenie.
„Coś za mną chodzi” to również dowód, że młodzi i ambitni, którzy nie dysponują kosmicznymi budżetami, kształtują dzisiaj gatunek i odkrywają nowe lądy. David Robert Mitchell, twórczo polemizując, ale i składając hołd mistrzom horroru, których dzieła uczyły go fachu, dokonuje swoistego przełomu, przeszczepiając elementy dla kina grozy charakterystyczne na grunt przemyślanego plastycznie filmu autorskiego. Tym samym udaje mu się przyprawić publikę o dreszczyk grozy, który nie towarzyszył widzom od lat.
Już sam rzut oka na zwiastun – który prezentujemy jako pierwsi! – wystarczy, aby przekonać się, że chwalący film dziennikarze „The Hollywood Reporter” czy „Indiewire” nie przesadzają. „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella wejdzie na polskie ekrany już 13 marca. Czy za parę lat będzie się wymieniało ten tytuł jednym tchem z „Krzykiem” czy „Obecnością”? Na to wygląda.