Hollywoodzki błazen, czyli za co kochamy Bruce'a Willisa
Czego dziś nie wolno...
Gdy w 1991 roku Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone i Bruce Willis promowali wspólny biznes - sieć ekskluzywnych restauracji Planet Hollywood - uchodzili za największe gwiazdy nie tylko kina akcji, ale też całego Hollywood.
Gdy w 1991 roku Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone i Bruce Willis promowali wspólny biznes - sieć ekskluzywnych restauracji Planet Hollywood - uchodzili za największe gwiazdy nie tylko kina akcji, ale też całego Hollywood. Świat stał u ich stóp, kariery nabierały rozpędu, a portfele puchły od nadmiaru gotówki. Dziś, gdy słynna sieciówka zdążyła już dwa razy zbankrutować, a wizerunek filmowego herosa uległ całkowitemu przewartościowaniu, na miano gwiazdy z prawdziwego zdarzenia zasługuje tylko jeden nich.
Podczas gdy Schwarzenegger postawił na politykę, a Stallone na reżyserskie fanaberie, tylko Bruce'owi udało się utrzymać w aktorskim siodle. To właśnie jego angażuje się do największych superprodukcji, to z nim podpisuje się ekskluzywne kontrakty reklamowe. Dlaczego? Bo tylko on z rzeczonego tria jest aktorem z prawdziwego zdarzenia? Poniekąd. (pp/mn)