Już nie tańczy, inaczej patrzy na życie. "Połowa już za mną"

- Kiedyś zupełnie nie zwracałem uwagi na swój wiek. Dziś widzę jednak, że przeżyłem już ponad połowę swojego życia. Wobec takiego stanu rzeczy nie można przejść obojętnie - opowiada Mads Mikkelsen prosto z festiwalu w Wenecji. Jego najnowszy film "Ostatni wiking" wszedł właśnie do polskich kin.

Mads Mikkelsen w "Ostatnim wikingu"Mads Mikkelsen w "Ostatnim wikingu"
Źródło zdjęć: © Licencjodawca

Mads Mikkelsen to jeden z najbardziej rozpoznawalnych duńskich aktorów, który od lat z powodzeniem łączy pracę na planach filmów europejskich z hollywoodzkimi superprodukcjami. Zaczynał jako tancerz i kaskader, ale prawdziwą sławę przyniosły mu role w filmach Nicolasa Windinga Refna, a później w "Polowaniu" Thomasa Vinterberga (Złota Palma w Cannes). Publiczność na całym świecie kojarzy go zarówno jako czarny charakter - od Le Chiffre’a w "Casino Royale" po Hannibala Lectera w serialu "Hannibal" - jak i aktora o ogromnej wrażliwości, potrafiącego zagrać postaci pełne emocjonalnych sprzeczności.

Charakterystyczna twarz, charyzma i umiejętność balansowania między subtelnością a intensywnością sprawiły, że Mikkelsen stał się ikoną współczesnego kina, uwielbianą zarówno przez krytyków, jak i widzów. Teraz w polskich kinach oglądać można "Ostatniego wikinga" w reżyserii Andersa Thomasa Jensena, z którym Mikkelsen współpracował już przy "Bękarcie" i "Jeźdźcach sprawiedliwości". Okazuje się, że dawniej daleko było im do przyjaźni, a ich pierwsze spotkanie zakończyło się rękoczynami!

Najgorętsze premiery filmowe nadchodzących tygodni

Jan Tracz: W "Ostatnim wikingu" twój bohater Manfred zmaga się z zaburzeniem dysocjacyjnym tożsamości. To jego próba ucieczki od traum z dzieciństwa i otaczającej go rzeczywistości. Manfred prosi, aby nazywać go "John". Okazuje się, że chodzi o Johna Lennona. 

Mads Mikkelsen: Do Manfreda podszedłem jak do małego dziecka. Dla mnie on ma jakieś 5-6 lat i w taki sposób starałem się go pokazać. On ma w sobie coś infantylnego, jak i narcystycznego. Dzieci zresztą takie są – zawsze liczy się wyłącznie ich racja. No i potrafią być szczere do bólu. Manfred nigdy nie gryzie się w język, nawet jeśli sytuacja tego wymaga.

Wasz film sugeruje, że możemy być kimś (lub czymś) więcej niż tylko jedną osobą.

"Ostatni wiking" sprowadza się do kwestii tożsamościowych. Tak naprawdę możemy wierzyć, że jesteśmy kimś więcej. To wszystko zależy od nas. Człowieka nie można opisać jednym określeniem. To zdecydowanie za proste. Każdy ma prawo stać się tym, kimkolwiek zapragnie być. Sam zaczynałem jako tancerz. Jednak moje serce od początku należało do sztuki i aktorstwa: pójście do szkoły teatralnej było jedynie kwestią czasu. Ale wcześniej zajmowałem się musicalami oraz baletem. 

Tańczysz jeszcze? 

Broń Boże – mam już 60 lat.

Tyle że dopiero w listopadzie zmieni ci się liczba z przodu.

Mam nadzieję, że będzie mi dane dotrwać do tego momentu! (śmiech).

Myślisz o tym, że się starzejesz? Czy może wiek to dla ciebie tylko i wyłącznie liczba?

Kiedyś zupełnie nie zwracałem na to uwagi. Dziś widzę jednak, że przeżyłem już ponad połowę swojego życia. Wobec takiego stanu rzeczy nie można przejść obojętnie. Bo ja w gruncie rzeczy lubię to swoje życie: choćby kocham spędzać czas ze swoimi dziećmi oraz wnukami. I dziś wiem, że muszę podchodzić do tej kwestii wieku nieco bardziej realistycznie.

Czy "na starość" masz jeszcze jakieś aktorskie marzenia?

Nigdy takowych nie miałem. Zawsze towarzyszy mi takie poczucie, że tytuł, nad którym aktualnie pracuję, musi być najlepszym filmem w historii kina. Jeśli się nie uda, to trzeba spróbować jeszcze raz. I tak w kółko, aż do upadłego (śmiech). Staram się nie mieć żadnych ambicji, bo wtedy mogę się miło zaskoczyć. 

To zapytam inaczej: co w scenariuszu powoduje, że czujesz coś w rodzaju ekscytacji?

Zakładam, że wiele moich decyzji zawodowych sprowadza się do kwestii budżetów poszczególnych filmów. W Stanach Zjednoczonych miałem możliwość wzięcia udziału w projektach, o których w Danii mogliśmy jedynie pomarzyć. One pozwalały mi spełniać jakieś niezrealizowane fantazje z dzieciństwa. A kiedy miałem już dosyć występowania w blockbusterach, to wracałem do swoich duńskich korzeni, aby przypomnieć sobie, jak to jest grać w czymś nieco bardziej złożonym.

Wróćmy do "Ostatniego wikinga". Czy jako aktor masz poczucie, że czasem jesteś zupełnie inną osobą? Łapiesz się na tym, że przestajesz być tym samym Madsem Mikkelsenem, z którym właśnie rozmawiam?

Mój zawód polega na tym, abym wcielał się w innych ludzi, najczęściej zupełnie różnych ode mnie. Gdybym nie był aktorem, to pewnie zwracałbym uwagę na jakieś odstępstwa w swojej osobowości. A tak to mamy do czynienia z naturalną koleją rzeczy. Za to mi płacą (śmiech).

Z reżyserem "Ostatniego wikinga" - Andersem Thomasem Jensenem - pracujecie od ponad dwudziestu lat. 

Z Andersem znamy się jak łyse konie i dziś faktycznie jesteśmy dobrymi kumplami. Ale to nie zawsze tak wyglądało! 

Podobno wasze pierwsze spotkanie zakończyło się bójką.

Powiem tyle - Anders ma niewyparzoną gębę. Przy pierwszym spotkaniu potrzebowaliśmy jedynie pięciu minut, aby zacząć się ze sobą bić. To musiało się tak skończyć (śmiech).

Pokłóciliście się o dziewczynę? O ulubionego reżysera?

Kto wie! Trzy tygodnie później zadzwonił do mnie z pytaniem, czy chciałbym zagrać w jego kolejnym filmie. Od razu się zgodziłem. 

Czy po latach wciąż potraficie się zaskakiwać? Uczyć się od siebie nawzajem?

Kiedy dziś Jensen przychodzi do mnie z nowym pomysłem, to od razu zamieniam się w słuch. Wiem, że Anders z automatu - głównie przez nieoczywistość swoich scenariuszy - postawi nas w nietypowych sytuacjach, w których będziemy musieli się aktorsko odnaleźć. W ten sposób bardzo organicznie uczymy się czegoś nowego. Być może potrafiłbym więcej eksperymentować i być śmielszy w szukaniu swojej roli przy innych twórcach; w końcu dziś wiem, czego Anders ode mnie oczekuje i po prostu to robię. Ale na pewno nie pozwoliłbym sobie na tak szaloną interpretację Manfreda, gdyby nie Anders i Nikolaj Lie Kaas, wcielający się w mojego ekranowego brata Ankera.

Anders Thomas Jensen, Nikolaj Lie Kaas, Sofie Grabol et Mads Mikkelsen
Anders Thomas Jensen, Nikolaj Lie Kaas, Sofie Grabol i Mads Mikkelsen na festiwalu w Wenecji © Licencjodawca | LAURENT KOFFEL

Wasz film lawiruje między czarną komedią a dramatem rodzinnym. Śmiałeś się w trakcie kręcenia którejś ze scen?

W "Ostatnim wikingu" jest taka sekwencja, w której mój Manfred oraz jego brat przechadzają się po szpitalnym korytarzu. Kiedy po raz kolejny Anker nie chce nazywać swojego starszego brata "John", to w ułamku sekundy mój bohater decyduje się wyskoczyć przez szpitalne okno! Kręciliśmy tę scenę na jednym ujęciu oraz bez żadnych cięć. Po prostu przechadzamy się, prowadzimy dialog i nagle… Mikkelsen wyskakuje przez okno! Przyszłym widzom polecam zwrócić uwagę na to, w jaki sposób to robię. Ręce miałem wtedy przy ciele i skakałem "na główkę" (śmiech). Czułem się wtedy niczym Buster Keaton! Rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób powinniśmy pokazać, jak dokładnie Manfred komunikuje się z Ankerem. Stwierdziliśmy, że czasem słowa to za mało. Aby udowodnić Ankerowi, że czuje się przez niego pokrzywdzony, Manfred decyduje się na nieco drastyczne kroki. Wcześniej nigdy nie nakręciłem tego typu sceny.

A kiedy się wzruszałeś?

Bodaj przy jednej z filmowych rozmów, kiedy obaj bracia szykują się już do snu. Warto podkreślić, że Manfred i Anker doprawdy troszczą się o siebie nawzajem. Sęk w tym, że nie potrafią do siebie dotrzeć ani znaleźć wspólnego języka. Anker pyta Manfreda, dlaczego chce, aby nazywano go "John". Głosem Manfreda tłumaczę mu, że "wszyscy lubią Johna Lennona". W tym momencie mój bohater zaczyna zdawać sobie sprawę, że on faktycznie nie jest jednym z Beatlesów. Nawet i jego własny brat nie może go znieść! Niemniej Manfred jest uparty i będzie brnął w to kłamstwo dalej. Podobał mi się ten moment, empatyzowałem wówczas z moją postacią.

"Ostatni wiking"
"Ostatni wiking" © Licencjodawca

Czy komedia jest dla ciebie większym wyzwaniem niż np. dramat?

To zależy od roli i scenariusza. Komedia nie może być dla mnie wyłącznie suchym rzucaniem żartów na lewo i prawo. Nawet w "Ostatnim wikingu" pod płaszczykiem czarnego humoru prezentujemy widzom kompleksową i nomen omen tragiczną historię dwóch braci pokrzywdzonych przez życie i straumatyzowanych jeszcze na etapie dzieciństwa. Dla mnie to poetycka opowieść, do której wkrada się sporo szaleństwa. I dlatego reagujemy na nią takimi falami śmiechu. Sam potrzebuję nieco ambiwalencji, kiedy gram w takim filmie. Nie jestem aktorem komediowym, więc nie odnajduję się w zero-jedynkowych narracjach, opierających się wyłącznie na gagach. Być może dlatego jednym z moich ulubionych filmów jest "Król komedii" Martina Scorsese z 1982 roku. Tam główny bohater nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest psychopatą. Śmiejemy się z niego, choć wiemy, że raczej nie powinniśmy.

Potrafiłbyś zagrać Manfreda po angielsku?

Nie, to byłoby dla mnie niemożliwe. Szybkość i sposób, w jaki on mówi, bazują na duńskim języku i samym scenariuszu. Dynamika Manfreda jest wyjątkowa właśnie dlatego, że powstał w tych konkretnych warunkach. Z drugiej strony przy wypowiadaniu angielskich kwestii zawsze muszę zastanowić się dwa razy, a to pozwoliło mi stać się bardziej uważnym, kiedy gram w rodzimych produkcjach. Przyznam szczerze, że pomijając te językowe niuanse, to nie czuję się innym aktorem, kiedy gram po angielsku. W obu językach zrobiłem filmy w wielu gatunkach i dziś ta granica się dla mnie w pełni zaciera. Pozmieniały się moje aktorskie "parametry", ale wciąż jestem tym samym Madsem.

Brat Manfreda postanawia pomóc mu w założeniu zespołu będącego reinkarnacją czwórki z Liverpoolu. Anker ma w tym swój ukryty cel. Z różnych przyczyn, których również nie chcemy zdradzać czytelnikom, wasi podrabiani Beatlesi grają jednak Abbę. Zanim wyłączę dyktafon: wolisz The Beatles czy Abbę?

Dorastałem z Abbą. Do pociągu zwanego "The Beatles" wskoczyłem znacznie później. Zabrzmię jak polityk uciekający od odpowiedzi, ale wydaje mi się, że w życiu każdego człowieka znajdziemy czas dla obu zespołów. Jeśli jednak miałbym wybierać, to stawiam na Abbę (śmiech).

Wybrane dla Ciebie
Johnny Depp wraca do blockbusterów? Zagra kultową postać
Johnny Depp wraca do blockbusterów? Zagra kultową postać
Dzięki temu filmowi przeszedł do historii. Udało mu się oszukać cenzurę
Dzięki temu filmowi przeszedł do historii. Udało mu się oszukać cenzurę
Numer jeden w Polsce. "To najlepszy film jaki w tym roku widziałem"
Numer jeden w Polsce. "To najlepszy film jaki w tym roku widziałem"
Spotkał Seagala. Zwrócił uwagę na jeden szczegół
Spotkał Seagala. Zwrócił uwagę na jeden szczegół
Iskra czy wypalenie? Hitowa komedia romantyczna Netfliksa już tak nie grzeje
Iskra czy wypalenie? Hitowa komedia romantyczna Netfliksa już tak nie grzeje
Zwraca uwagę nie tylko brak krzyża. Tak wygląda nagrobek Tyma
Zwraca uwagę nie tylko brak krzyża. Tak wygląda nagrobek Tyma
Stellan Skarsgård o kolegach syna. "Okrutne, ignoranckie dzieciaki"
Stellan Skarsgård o kolegach syna. "Okrutne, ignoranckie dzieciaki"
Jak za dawnych czasów. Powrócił wielki przebój z lat 80.
Jak za dawnych czasów. Powrócił wielki przebój z lat 80.
Seksistowski atak paparazzi. Megan Fox o ciemnej stronie sławy
Seksistowski atak paparazzi. Megan Fox o ciemnej stronie sławy
Coppola bankrutem? Reżyser wyprzedaje swój majątek
Coppola bankrutem? Reżyser wyprzedaje swój majątek
Tom Hanks jest zakochany po uszy. Opublikował zdjęcie ukochanej
Tom Hanks jest zakochany po uszy. Opublikował zdjęcie ukochanej
"Miałem powody, ale Cię nie zabiłem". Aktorka nie przeprosi za kontrowersyjny wpis
"Miałem powody, ale Cię nie zabiłem". Aktorka nie przeprosi za kontrowersyjny wpis