"Jeźdźcy sprawiedliwości". Reżyser obnaża: "Mężczyźni męscy z wyglądu są zazwyczaj małymi mięczakami"
Markus jest wojskowym, który wraca do swojej córki, gdy jego żona ginie w wypadku kolejowym. Żałobę przerywa pojawienie się w drzwiach jego domu tajemniczej grupy ludzi, którzy przekonują go, że jego ukochana wcale nie zginęła w wypadku. Markus decyduje się więc szukać sprawiedliwości na własną rękę.
Tak przedstawia się fabuła najnowszego filmu Andersa Thomasa Jensena "Jeźdźcy sprawiedliwości" z Madsem Mikkelsenem w roli głównej (już w kinach). - Brutalność wbrew pozorom jest dla nas czymś niezwykle naturalnym. W mężczyźnie są pewne instynkty, których się nie powstrzyma. W Skandynawii próbujemy teraz zabić te instynkty, przekonujemy społeczeństwo, że nie powinno się robić pewnych rzeczy - mówi reżyser w rozmowie z Wirtualną Polską.
Artur Zaborski: Markusa, głównego bohatera twojego filmu, przestają cieszyć codzienne rzeczy. Podobno dużo jest w tej postaci z ciebie?
Anders Thomas Jensen: Rzeczywiście, doświadczyłem czegoś podobnego, gdy przechodziłem kryzys wieku średniego. Gdy się z nim mierzyłem, zacząłem zadawać sobie pytania, o co w tym wszystkim właściwie chodzi. Po co my tu jesteśmy? Jaki jest tego wszystkiego sens? - pytałem siebie. Czułem się trochę jak osoba, która zgubiła swoją drogę, która już nie zauważa w swoim życiu wartości i więzi międzyludzkich.
A relacje międzyludzkie są naprawdę tym, co nadaje naszemu życiu znaczenie. Pracujesz, zarabiasz pieniądze, możesz kupić jedzenie, twoje dzieci dorastają. To są działania, które nadają twojemu życiu sens. Ale jeśli masz depresję czy też zespół stresu pourazowego tak jak Markus, przestajesz dostrzegać te wartości. Wszystko staje się zwykłe i bez znaczenia. Taka była właśnie postać, którą chciałem zbadać i przedstawić.
Markus znaczenie życia próbuje znaleźć m.in. w internecie, gdzie natrafia na kawalkadę dość głupawych teorii na temat życia i świata.
Jednym z wątków filmu jest to – i naprawdę w to wierzę – że wśród szukających tych teorii są osoby, które się jakoś zagubiły i próbują odnaleźć sens. I dla osób z zewnątrz, które widzą w swoim życiu znaczenie i dostrzegają więzi z innymi, jest to niezrozumiałe.
Natomiast tamci, którzy desperacko próbują znaleźć wartości, są zamknięci w swoim własnym świecie. Jest kilka rzeczy, które można zrobić. Kiedy jesteś w dołku, masz do wyboru tabletki, alkohol, religię, zemstę albo nieprawdopodobną teorię spiskową.
Markus przez to, że ma silne relacje z bliskimi, bardzo cierpi, gdy ich traci. Nie pokazujesz go jednak wyłącznie w depresji, wprowadzasz do "Jeźdźców sprawiedliwości" sporo humoru.
Chciałem połączyć ze sobą gatunki. Już jakiś czas temu miałem pomysł, aby zrobić dramat połączony z czarną komedią. Zależało mi, aby sprawdzić, czy taki miks cieszyłby się dobrą oglądalnością. Chciałem zachować nie tylko emocje, ale także humor. To o tyle ciekawe, że gdy tworzysz bohatera, który jest męski, to będzie on próbował ukryć swoje uczucia i emocje.
To bardzo częsta cecha u facetów. Ale w końcu ten mężczyzna doświadcza dramatycznego momentu i następuje w u niego przełom - łamie się, zaczyna płakać, pokazuje swoją wrażliwą stronę, którą tak naprawdę chce mieć. W ten sposób postrzegam męskość. Nie jest sekretem, że często właśnie ci najsilniejsi i z wyglądu najbardziej męscy faceci są w środku małymi mięczakami. Ja to po prostu pokazuję na ekranie. Cała idea filmu jest oparta na utracie siły, ale zachowaniu instynktu samozachowawczego.
Który to instynkt powoduje, że przekracza się wiele granic…
Brutalność wbrew pozorom jest dla nas czymś niezwykle naturalnym. W mężczyźnie są pewne instynkty, których się nie powstrzyma. W Skandynawii próbujemy teraz zabić te instynkty, przekonujemy społeczeństwo, że nie powinno robić się pewnych rzeczy. Zawsze opowiadam pewną historię. Widziałem dziewczynę i młodego chłopaka kłócących się ze sobą na ulicy. Byli pijani. I chłopak wciąż mówił do niej "Odejdź! Odejdź! Przestań!". A dziewczyna mówiła: "Masz małego". I wszyscy to obserwowali, myśląc, że on ją w pewnym momencie uderzy.
Każdy mężczyzna mógłby tak zrobić, jeśli kobieta mówiłaby do niego w taki sposób. I oczywiście ten chłopak ją uderzył. Wszyscy na niego naskoczyli, nazywając nienormalnym, a ja pomyślałem, że to bardzo smutne, bo ona naprawdę podważała jego męskość. Mężczyźni często znają granicę i czują, gdy posuną się za daleko podczas konfrontacji, natomiast kobiety czasami tego nie widzą i mówią jeszcze więcej. Oczywiście on nie miał prawa jej uderzyć, absolutnie nie twierdzę, że było inaczej. Natomiast jest to tak oczywiste, że gdy rzuca się takie słowa, zawsze coś się ruszy w każdym mężczyźnie. I ja po prostu lubię doprowadzać moich bohaterów do tego momentu na ekranie.
Trudno mi sobie nawet wyobrazić taką scenę na ulicach Danii. Wasz kraj jawi mi się jako wyjątkowo spokojny.
Dania jest tak cholernie nudna, nic się tu nie dzieje. Można umrzeć albo w wypadku samochodowym, albo na raka. Nie ma żadnych katastrof naturalnych, więc nie można nawet nakręcić filmu katastroficznego. Filmowcom bardzo trudno jest uwiarygodnić śmierć bohatera. Przynajmniej teraz bierzemy udział w wojnach, więc można bohatera wysłać do wojska. Wydaje mi się, że my z tej nudy piszemy te wszystkie dramaty rodzinne.
Wymyślamy te szalone historie, bo nic się u nas nie dzieje. Branża filmowa w Danii jest inna niż na przykład w Niemczech czy innych państwach, bo jesteśmy małą społecznością. Czytam 15 różnych duńskich scenariuszy w roku i inni scenarzyści robią to samo, mając wśród tekstów moje scenariusze. Wszyscy się znamy. I odkryliśmy, że jeśli jedno z nas zrobi świetny międzynarodowy film, to my wszyscy z tego korzystamy. Nie jesteśmy dla siebie konkurencją. Właściwie to uważam, że to sprawia, że jesteśmy naprawdę silni. To dobre środowisko. Ale też nie chcę być naiwnym - wiem, że może to wynikać z tego, są spore fundusze przeznaczone na produkcje.
Samotnicy ponoć łatwiej znieśli lockdowny w czasie pandemii. A jak ty sobie z nimi poradziłeś?
Całkiem nieźle, bo miałem odpowiednie nastawienie.
Jakie?
Byłem i jestem przekonany, że pandemia jest bardzo przejściowym czasem. Nie wiem, czy będzie trwała dwa, czy trzy lata, ale jestem pewien, że w ciągu trzech czy czterech lat wrócimy do normalności, w której nie będziemy myć co chwilę rąk i w końcu o wszystkim zapomnimy. Moja córka ma teraz 16 lat. Zapytałem ją ostatnio, czy wie, co to tsunami. Odpowiedziała, że nie. Więc to jest piękne w ludziach, że żyjemy dalej. W przeszłości były już inne pandemie. Ale zobaczymy, może będziemy tu siedzieć za pięć lat w maseczkach i rękawiczkach. Mam nadzieję, że jednak tak nie będzie.