''Magical Girl'': Hokus-pokus [RECENZJA]
Uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić – mówi swoim filmem Carlos Vermut, kreśląc przewrotną panoramę Hiszpanii po zapaści ekonomicznej, której nawet najlepsza magiczna sztuczka już nie odczaruje.
Nagrodzony Złotą Muszlą na festiwalu w San Sebastian thriller Vermuta jest sprytnie zakamuflowaną metaforą kryzysu tożsamości narodowej, która powoli, ale systematycznie odsłania się przed widzem. Opowieść dzieli się na trzy uzupełniające się segmenty: w pierwszym poznajemy ojca (Luis Bermejo) chcącego spełnić życzenie śmiertelnie chorej córki, w drugim – rozchwianą psychicznie kobietę (Bárbara Lennie) z tajemniczą przeszłością, w trzecim zaś – starszego mężczyznę (José Sacristán) opuszczającego zakład karny.
Wszyscy żyją spętani własnymi decyzjami z przeszłości, wszyscy nieświadomie dążą do samozniszczenia. Ich losy połączone są nitką przypadkowych zdarzeń i rozmaitych zależności, a całość zanurzona jest w quasi-noirowej, smolistej aurze tajemniczości. Będzie tu seks, szantaż i zbrodnia. Będzie podziemie seksualnych sadystów. Będą sytuacje bez wyjścia i duchy z przeszłości. A wokół kolejne niedopowiedzenia i wiercące dziurę w głowie sekrety. Vermut drażni się z nami, odsłaniając tylko niektóre z nich, inne pozostawiając bez spodziewanego rozwinięcia.
-
Co dokładnie łączyło kobietę z drugim mężczyzną? Jak trafiła do „branży”? Jakie wydarzenia doprowadziły ją do obecnego stanu? Co kryje się za czarnymi drzwiami? Paradoksalnie, żadna z tych kwestii tak naprawdę... nie ma znaczenia. To ciąg okoliczności, które w trakcie seansu podsycają ciekawość, ale w konsekwencji składać mają się na pewną alegorię.
Bo choć w pierwszym odruchu film Vermuta dałoby się podsumować jako prostą i dosłowną przypowieść o desperacji, ludziach „pod wpływem”, przygniecionych sytuacją materialną i emocjonalną w obliczu kryzysu, o piekle tzw. dobrych chęci i brutalnych tego konsekwencjach, to o właściwej jego treści decyduje zmyślne wykorzystanie detali tła. Pierwszym mocnym tropem interpretacyjnym i zarazem złośliwym żartem jest motyw schowka, w którym przekazywane są pieniądze z szantażu. „I tak nikt jej nigdy nie wypożycza” – mówi szantażysta, nakazując ukrycie okupu w bibliotece publicznej, w książce o… hiszpańskiej konstytucji.
To wstęp do zwartej, bezlitosnej wizji Hiszpanii jako dymiącego krateru po niedawnym kryzysie gospodarczym. Jeśli bowiem spojrzeć na film Vermuta pod kątem zakamuflowanej alegorii, łatwo tę opowieść o bezrobotnym wykładowcy literatury (Bermejo), emerytowanym profesorze matematyki (Sacristán) i zakleszczonej między nimi złamanej mężatce (Lennie) przełożyć na obraz zwichniętego, pogubionego społeczeństwa, rozdartego między uczuciem a rozsądkiem, impulsem a pragmatyzmem, wyborem a koniecznością. W tym kontekście za wspomniane czarne drzwi lepiej chyba nie zaglądać.
Nieprzyjemnej panoramy dopełnia postać chorej na białaczkę dziewczynki, do tego stopnia zafascynowanej japońską kulturą magical girl, że każe się nazywać Yukiko. To właśnie jej irracjonalne pragnienie posiadania drogiej reprodukcji sukienki z ulubionego anime rozpoczyna ciąg nieodwracalnych zdarzeń, to właśnie złowieszcza klamra z nią bez powodzenia wykonującą magiczną sztuczkę sugeruje, że życzeniowe myślenie to pułapka bez dna, a magia pozostaje bezsilna wobec potęgi przypadku. To niespodziewana, brutalna puenta – tak w warstwie dosłownej, jak i tej metaforycznej.