"Małe stłuczki": Niewinni czarodzieje
Są filmy, które „spływają” po widzu, zostawiając widowiskowy, ale ulotny filtr wrażeń i takie, które wsiąkają pod skórę delikatnie, ale ich wspomnienie utrzymuje się długo, niczym zapach dobrych perfum. „Male stłuczki”, fabularny debiut duetu reżyserskiego Aleksandry Gowin i Ireneusza Grzyba, należy definitywnie do tej drugiej kategorii.
Kasia (Agnieszka Pawełkiewicz) i Asia (Helena Sujecka) razem mieszkają i pracują. Zajmują się czyszczeniem mieszkań po zmarłych łodzianach, a zdobyte w ten sposób przedmioty spieniężają. Piotr (Szymon Czacki) jest świeżym rozwodnikiem, który zarabia pakując pudełka... w pudełka. Kiedy traci pracę, dziewczyny wciągają go na pokład, a z duetu robi się trójkąt, powiązany niezdefiniowanymi, magnetycznymi więzami, których jednak nigdy na własność nie anektuje Eros. Kasia i Piotr są tu poniekąd podwładnymi Asi, czarodziejki, która wprowadza w życie piękno, od początku jednak uczciwie uprzedzając jednak, że nie potrafi i nie chce kodyfikować relacji, jakie nawiązuje z ludźmi. Zmysłowa, zakazuje siebie dotykać, jednocześnie w pełni akceptuje kiełkujący w swoim kierunku, jałowy afekt dwójki przyjaciół, którzy mimo jasnych zasad szybko padają ofiarą związkowego grzechu numer jeden – projektowania na druga osobę własnych oczekiwań wbrew jasnym sygnałom, jakie otrzymują.
05.09.2014 10:39
Na planie polskich produkcji filmowych ostatnich lat to produkcja absolutnie unikalna zarówno pod względem wrażliwości i wyobraźni, jak i realizacyjnie. Urokliwie dziwacznym dialogom i świetnie napisanym postaciom towarzyszy delikatna, filuterna muzyka Enchanted Hunters i zdjęcia nagrodzonej w Koszalinie Ity Zbroniec-Zajt: łagodne, ale nie zacierające impetu tej wyjątkowej filmowej historii o przyjaźni, miłości, dorastaniu i utracie. „Małe stłuczki” to obraz, który mogłabym w ramach testu emocjonalnej kompatybilności wyświetlać nowo poznanej sympatii, zamiast próbować malować obraz swoich uczuć słowami.
Trudno mówić tu o klasycznie rozumianej akcji, wydarzenia płyną, nawarstwiają się, delikatne jak bańki mydlane i równie ulotne... Widać ogromną staranność twórców, którzy jak rzadko kiedy w polskim kinie, oprócz drobiazgowo skonstruowanej całości scenariusza włożyli też ogromną energię w wykreowanie scen, które obroniłyby by się bez całości kontekstu.
W tym filmie pojawia się jedna z najpiękniejszych, nieoczywistych scen pocałunku jaką pamiętam, eksplodująca pożądanie mimo niespełnienia. Imponuje dojrzałe, pomysłowe i tez pełne humoru wykorzystanie scenografii, lokacji i gadżetów (samochód jest osobnym bohaterem!), specjalną rolę w marzeniach bohaterów pełnią skały i borsuki, a na ekranie znajdzie się tez miejsce dla emerytowanej baleriny… Siła inercji „Małych stłuczek” pochodzi z przypadkowych zderzeń uczuć, tymczasowej intensywności chwil istnienia niesymetrycznie rozrzuconych po ugorze codziennej szarości. Ujęte w miękkie, efemeryczne kadry, zlewają się w realistyczną, ale i magiczną delikatną indie-popową piosenkę o miłości, samotności i niespełnieniu, która zabrzmi tonami bliskimi każdemu wrażliwcowi rozumiejącemu nierozerwalny związek absurdu z pięknem i rozczarowania z zachwytem.