Maria Seweryn długo udowadniała własną wartość. "Trudno jest się przebić przez silne osobowości"
Za sprawą rodziców po raz pierwszy zagrała w filmie, gdy miała cztery lata. Wydaje się więc, że sławne nazwisko teoretycznie powinno ułatwić jej start. Tymczasem, jak powiedziała nam w rozmowie, dzieci sławnych rodziców muszą starać się bardziej.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Maria Seweryn jest idealistką. Angażuje się w projekty, w które wierzy, nawet jeśli nie będą głośnymi hitami, a jej samej nie przyniosą spektakularnego rozgłosu. Od paru miesięcy bierze udział w zdjęciach do filmu o dwunastu kobietach, które w 1908 r. zmieniły rzeczywistość. Umożliwiły bowiem wszystkim Polkom prawo do brania udziału w wyborach. Dzięki nim uzyskałyśmy ten przywilej szybciej niż w innych krajach.
Kamila Gulbicka, Wirtualna Polska: Znów pani zaangażowała się w działalność na rzecz praw kobiet. Dlaczego to takie ważne?
Maria Seweryn: Naszym obowiązkiem jako osób publicznych jest przecież zabieranie głosu, ale nie każdy się do tego nadaje. Nie jestem osobą, która siada w fotelu panelowym i z łatwością wypowiada się na społeczne tematy. Nie czuję się do końca kompetentna, by wypowiadać się na takie tematy. Natomiast zawsze marzyłam o aktorskiej formie wypowiedzi i cieszę się, że nareszcie do tego doszło. I że mogłam to zrobić, wcielając się w tak ważne postaci, jak Maria Dulębianka, Kazimiera Bujwidowa czy Maria Turzyma.
Pani zdaniem sto lat praw wyborczych to dużo czy mało?
Wydaje mi się, że dużo. To jest aż cztery, pięć pokoleń kobiet! Słyszała pani te słynne cytaty? Czy to nie zadziwiające, że wszystko nadal jest aktualne? Niewiele się zmieniło. Ciekawe, że wciąż pokutuje w nas przeświadczenie, że możemy mniej. Dulębianka nie mówi: "Bądźmy wolne”, ale "Odważmy się być wolnymi”. I ten lęk nie minął, wciąż jest obecny.
Zobacz też: Maria Seweryn coraz bliżej z ojcem
Jest pani matką dwóch córek. Jedna jest już dwudziestoletnią kobietą, druga nastolatką. Jak wychowywać młode dziewczyny, aby wyrosły na silne kobiety, które będą chciały brać czynny udział w życiu społecznym i politycznym?
Kształcić i edukować. Każda z nas powinna poznać historię "Siłaczek”, bo nikt nas tego nie uczy. Poznałam ich historię dzięki scenariuszowi Marty Dzido. Wszystkie te kobiety łączyło jedno – potrzeba wykształcenia, konieczność zdobycia wiedzy. One przeczuwały, że aby stanąć do walki o swoje prawa, muszą się wykształcić. Brak wiedzy jest największą słabością. Tak łatwo tracimy siły, gdy czujemy się głupsi i niedouczeni - brakuje nam argumentów w dyskusji - wtedy pojawiają się emocje, agresja, a to osłabia jeszcze bardziej. Wiele historycznych bohaterek sprzedało cały majątek, by móc wyjechać za granicę, aby się wykształcić. Polska nie dawała wówczas takiej możliwości. Wiedza to jedyna broń. Jesteśmy słabsze, tak łatwo nas przestraszyć i zniszczyć - taka jest natura kobiety.
To prawda. I smutne jest to, że nikt nas nie uczy historii "Siłaczek". Szkoła wciąż przekazuje wartości patriarchalne lub martyrologiczne
No tak, o tym rozmawiamy, trzeba to zmienić. Osobiście dopiero od niedawna mam odwagę przekazywać innym młodym dziewczynom to, w co sama wierzę. Żeby słuchały siebie - swoich myśli i ciała; żeby pozwoliły intuicji siebie prowadzić. Moim córkom mówię: zapomnijcie, że kiedyś prosiłam was, byście były grzeczne. Bądźcie proszę niegrzeczne.
Wygląda pani na silną kobietę. Trudno uwierzyć, że kiedyś nie miała pani odwagi być przykładem dla innych dziewczyn. W końcu wychowywali panią silni i znani rodzice.
Pewności siebie nie otrzymuje się w pakiecie od rodziców. Parę razy życie mnie doświadczyło. Parę razy upadłam, ale wstawałam o własnych siłach. Paradoksalnie, będąc wychowywanym przez dwie tak silne osobowości, może być trudno się przebić i przemówić własnym głosem. Myślę wręcz, że czasem to wymaga jeszcze większego nakładu pracy niż w sytuacji, gdy nikt cię nie porównuje do sławnego rodzica. Takim dzieciom często stawia się poprzeczkę o wiele wyżej niż innym. To nie jest oczywiste, ale też nie jest regułą oczywiście.
Jak się pani odnajduje w reżyserii? To musi być piekielnie trudna praca.
Uwielbiam! Mam talent organizacyjny, umiem patrzeć szeroko, całościowo. Zawód aktora pewnie przygotował mnie do roli reżysera. Nie jestem przecież reżyserem wizjonerem, ale kocham opowiadać o człowieku. Emocje - w pracy reżysera to ogromnie ważne.
Nad czym teraz pani pracuje?
Aktualnie z Robertem Gonerą przygotowujemy przedstawienie "Trucizna” w krakowskim teatrze "STU”. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Dawno nie zetknęłam się z tak pięknym, głębokim tekstem. Poza tym to, co pani przed chwilą oglądała, to kadry do filmu dokumentalnego "Siłaczki” Marty Dzido, która próbuje zdążyć z dokończeniem go do 28 listopada, gdy będziemy obchodzić 100-lecie praw wyborczych kobiet w Polsce. Premiera filmu odbędzie się w kinie Muranów. Wiem też, że zgłaszają się inne niezależne kina, będzie więc można obejrzeć film być może w całej Polsce. Ważne jest byśmy wszyscy nagłośnili to wydarzenie. Tak jak powiedziałam wcześniej, szkoła nie uczy nas historii Siłaczek, a to przecież ich walce zawdzięczamy tak wiele.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.