Michel Hazanavicius: "Nie chciałem zabić Godarda". Rozmawiamy z laureatem Oscara

Powiedzieć, że zrobił film o Godardzie to jakby nic nie powiedzieć. Michel Hazanavicius w "Ja, Godard" odczarował mit największego reżysera francuskiej Nowej Fali. Po premierze Godard, który dziś ma 87 lat, nigdy się do niego nie odezwał.

Michel Hazanavicius: "Nie chciałem zabić Godarda". Rozmawiamy z laureatem Oscara
Źródło zdjęć: © Getty Images
Łukasz Knap

Łukasz Knap: Podbił pan oko Godardowi.
Michel Hazanavicius: Co, proszę?

Godard jest papieżem francuskiej Nowej Fali, ojcem nowoczesnego kina, a pan wszedł mu z kamerą do łóżka, wcyiągnął wszystkie brudy.
Stawia pan sprawę na ostrzu noża, ale ja nie postrzegam swojego filmu jako aktu ojcobójstwa, nie chciałem zabić Godarda. Zresztą nigdy nie czułem się synem Godarda ani jego spadkobiercą. Wszystko zależy od perspektywy. Ci, którzy nie znają Godarda, mogą dzięki mojemu filmowi zrozumieć, kim był i dlaczego stał się tym, kim jest dzisiaj. Ci, którzy go nie lubią, chyba mogą nabrać do niego sympatii. Jeśli ktoś traktuje Godarda jak złotego cielca, nie zniesie tego, że mój film nie składa się z samych pochwał, opowiada o jego życiu prywatnym i pokazuje go w komediowych scenach. Słyszałem oczywiście zarzuty, że jestem wobec Godarda złośliwy i pokazałem go jako antypatycznego dupka, ale inni mówili, że wreszcie ktoś pokazał Godarda jak człowieka, a nie pomnik. Staram się nie narzucać widzowi zdania.

*Trochę idealizuje pan swoją rolę. Jako reżyser jest pan odpowiedzialny za to, w jakim świetle jest pokazany bohater. *
Przyjąłem perspektywę Anne Wiazemsky, jego żony, która napisała książkę o ich życiu. Nie oceniam Godarda ani jako człowieka, ani jako artysty. Nie czuję się do tego uprawniony, bo nie jestem historykiem. Godard we wspomnieniach jego żony wydał mi się fascynującą postacią, ze wszystkim swoimi cieniami i blaskami. To przede wszystkim piękna historia miłosna.

Sprawdził pan fakty, o których pisze Anne Wiazemsky? Trudno oczekiwać, że po rozwodzie była obiektywna w ocenie związku ze swoim byłym mężem.
Nie jestem dziennikarzem. Chciałem pokazać nie tyle prawdę o nim, ile prawdę, jaka wyłania się z książki. Wziąłem przy tym pod uwagę burzliwe czasy, w których rozgrywa się akcja. Przeczytałem wiele książek o Godardzie, rewolucji z 1968 roku, starałem się być tak blisko prawdy, jak to możliwe. Nie było moim celem podważenie autorytetu, ale nie zrobiłem filmu na kolanach. Film nie jest realistyczny, są w nim sceny wymyślone, to nie dokument, ale rodzaj gry z prawdziwą postacią.

Prowadzi pan także grę z obrazem rewolucji obyczajowej 1968.
Można tak powiedzieć, ale zastrzegam, że w moim filmie nie znajdzie pan śladu ironii wobec tamtych czasów. Nie wyśmiewam idei protestu, chciałem pokazać rewolucję jako czas niezwykle żywy i płodny. Nie śmieję się rewolucji, ale trochę podśmiewuję się z zaangażowanie Godarda podłączył się do ruchu, którego nie rozumiał. Chciał być znowu młody, ale miał wtedy prawie 40 lat. Przeszedł wtedy dziwną przemianę. Stał się wtedy bardzo radykalny i bezkompromisowy.

Pan nie wierzy w protest?
Wierzę. Myślę, że każdy kto zobaczy mój film, nie będzie mógł pomyśleć inaczej, mam wiele wiary w sprawczość ludzi i siłę haseł.

Dziś jesteśmy świadkami kolejnego etapu rewolucji seksualnej, której tematem jest zasadniczo równość płci. Moja koleżanka po obejrzeniu filmu stwierdziła, że pana film jest seksistowski.
Naprawdę tak powiedziała? Wydaje mi się, że mój film raczej obnaża seksizm, bo opowiada o emancypacji młodej dziewczyny, która dojrzewa do tego, żeby powiedzieć “nie” mężczyźnie, który próbuje ją zdominować. Anne miała osiemnaście lat, gdy poznała Godarda, który wtedy był jednym z najsłynniejszych reżyserów na świecie.
Mogłem zrobić film poprawnie polityczny, w którym Anne byłaby równa Godardowi lub może nawet by go zdominowała, ale to byłoby wielkie kłamstwo. Zresztą, proszę zwrócić uwagę, jak wygląda sytuacja Anne na początku filmu, a jak na końcu. Dziwię się, że ktoś może mieć wątpliwości co do moich intencji - na pewno nie było nią stworzenie mizoginicznego obrazu relacji damsko-męskich.

“Ja, Godard” jest pierwszym pana filmem ze scenami nagości i seksu.
To byś świadomy wybór. Skoro mój film koncentrował się na relacji miłosnej, nie mogłem zignorować faktu, że dorośli kochający się ludzie chodzą razem do łóżka. Co więcej, uczyniłem łóżko jednym z głównych bohaterów filmu. Lata sześćdziesiąte są czasem seksualnej rewolucji i wydało mi się ważne, żeby to pokazać. Chciałbym przy tym podkreślić, że zachowuję parytet w scenach nagości i mężczyzn (śmiech).

A propos, niedawno we Francji wielkim echem odbiła się sprawa listu kobiet w sprawie #metoo. Panu też wydaje się, że ta akcja grozi nam powrotem konserwatyzmu?
Uważam, że akcja #metoo jest bardzo potrzebna. Nie postrzegam tego ruchu jako antymęskiego, nie widzę tu resentymentu, tylko autentyczną chęć zmiany i walkę z nierównością. Stuprocentowo popieram ruch. Za jakiś czas możemy podyskutować o jego skutkach ubocznych, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz wsłuchajmy się w głos kobiet.

Jest pewne podobieństwo między panem i Godardem. Obaj reżyserowaliście swoje żony.
Reżyserowanie Berenice jest dla mnie przyjemnością. Ale nasza relacja jest kompletnie inna od relacji Godarda i Anne. Włożyłem w ten film wiele siebie, ale nie przepracowywałem w nim mojego związku. Nie było mi łatwo napisać sceny zazdrości Godarda o Anne. Przede wszystkim, nie jestem tak zazdrosny jak on.

Obraz
© Materiały prasowe

Nigdy?
Berenice często podróżuje, grywa sceny miłosne i pracuje z bardzo przystojnymi aktorami. Zwariowałbym, gdybym miał być o nią cały czas zazdrosny. Jeśli szukać analogii między mną, a Godardem, to jest ona gdzie indziej. W moim filmie Godard pracuje nad “Chinką”. To był film, który poniósł porażkę i zmusił Godarda do zadanie sobie pytań: jakim jestem reżyserem? dla kogo kręcę filmy? To były pytania, które ja musiałem sobie zadać po nakręceniu “Rozdzielenia”.

Ten film nie był, delikatnie mówiąc, pana sukcesem.
“Artysta” przyniósł mi Oscara, “Rozdzielenie” - film o Czeczenii - pozostawił wszystkich obojętnych. W takiej sytuacji każdy by się zastanowił nad sensem swojej pracy. Wszystkie wątpliwości, które mi wtedy towarzyszyły, znalazłem w książce Anne Wiazemsky. Na czym polega moja artystyczna wolność? Kim jestem? Kim byłem, kiedy miałem 25 lat? Kim jestem dziś, gdy mam 50 lat?

Znalazł pan odpowiedzi na te pytania?
Myślę, że to są pytania, na które nigdy nie znajduje się odpowiedzi. Ale wiem też, że nigdy ne należy o nich zapominać.

Rozmawiał Łukasz Knap

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)