"Naga broń": Pamela Anderson bawi do łez. Takich komedii nam potrzeba
Czekaliście na najśmieszniejszą komedię roku? No to chyba się doczekaliście. Trudno nie śmiać się w głos na nowej "Nagiej broni". Neeson i Anderson to komediowe perełki. A cała ekipa podeszła do tematu z pasją, zachowując klimat oryginału i jednocześnie nie tracąc jego lekkości.
Komedie z serii "Naga broń" z Lesliem Nielsenem w roli głupawego policjanta, który wplątywał się w konflikty o globalnym zasięgu, to jeden z symboli lat 90. Seria była parodią i zarazem listem miłosnym do kina policyjnego lat 70. i 80. Widzowie na całym świecie pokochali absurdalny humor i porucznika Franka Drebina, który dowodzi policyjną jednostką specjalną. W polskiej telewizji wszystkie części "Nagiej broni" powracają regularnie i wciąż wywołują salwy śmiechu.
Dlatego, kiedy gruchnęła wieść o tym, że trwają prace nad rebootem serii, choć Leslie Nielsen zmarł w 2010 r., wielu fanów oprócz ekscytacji poczuło niepokój. Zazwyczaj takie odgrzewanie kotleta nie kończy się najlepiej. Zwłaszcza jeśli obsada zostaje wymieniona na nową. Tym razem w główne role wcielili się Liam Neeson i Pamela Anderson, którzy przecież nie kojarzą się z rolami komediowymi. Tymczasem oboje sprawdzili się w tej konwencji znakomicie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na te filmy czekamy. Szykują się prawdziwe hity
Liam Neeson znany głównie z ról twardzieli w filmach akcji, wciela się w "Nagiej broni" we Franka Drebina jr., syna porucznika granego wcześniej przez Nielsena. On również pracuje w jednostce specjalnej. Potrafi w pojedynkę obezwładnić tuzin złoczyńców, robić niepotrzebne salta, gdy trzeba uciec, pochłaniać ogromne ilości hot-dogów oraz perorować na temat wspaniałości zespołu Black Eyed Peas. Drebin inteligencją nie grzeszy, ale nikomu to nie przeszkadza - włącznie z nim samym.
Jak przystało na film z tej serii, pojawia się tu też kobieta. Beth, autorka powieści kryminalnych, chce za wszelką cenę rozwiązać zagadkę śmierci swojego brata, nad którą pracuje również sam Drebin. Razem wpadną na trop globalnego spisku, który ma doprowadzić do zagłady świata, jaki znają.
Zdaje się, że Pamela Anderson w ostatnich latach przeżywa swoje drugie pięć minut. Ale tym razem twórcy traktują ją bardziej serio jako aktorkę, niż za czasów, gdy biegała po plaży w pomarańczowym kostiumie kąpielowym na planie "Słonecznego patrolu". W ubiegłym roku oglądaliśmy ją w przejmującej roli w filmie Gii Coppoli "The Last Showgirl". Teraz pokazała, co potrafi zrobić z komediową rolą. Doskonale wyczuła klimat produkcji, wcielając się w seksowną, uroczą, a zarazem sprawczą i przezabawną bohaterkę. Scena, w której jej postać daje występ wokalny, by odwrócić uwagę pewnego milionera, należy do najzabawniejszych momentów w całym filmie.
Skoro mowa o muzycznych występach w celu odwrócenia uwagi – dla tych, którzy znają serię z Nielsenem, pewnie brzmi to znajomo. I rzeczywiście w nowej "Nagiej broni" jest bardzo dużo żartów i motywów, które pojawiały się w poprzednich filmach. Nie są jednak dosłowną kopią tego, co już znamy, ale raczej puszczeniem oka do fanów Drebina. Problemy, z jakimi mierzą się bohaterowie – autonomiczne pojazdy, wszechobecne kamery, telefony mające wpływ na wszystko - są bardzo współczesne.
Film z Neesonem i Anderson jest absurdalny i głupawy - ale jednocześnie samoświadomy i do tego stopnia zabawny, że tylko mądre głowy mogły wpaść na taki rodzaj żartów. Oglądając go, ma się wrażenie, że cała ekipa to fani oryginalnych produkcji z serii "Naga broń". Podeszli do tematu z niezwykłym wyczuciem i pasją, dając nam świetny reboot. Mam nadzieję, że to pierwsza część z wielu, które jeszcze powstaną. Takich komedii nam potrzeba.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
Tragiczna historia "Supermana", Christophera Reeve’a, obrzydliwe sceny w horrorze "Together" i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: