Dla dziewczyny z PRL-u wyjazd do Ameryki był szokiem. Dymna nie chciała tam zostać
"Miałam ogromne szczęście, że trafiłam od razu do tak wybitnego grona. Władysław Hańcza był dla mnie niczym bóg aktorstwa, a on do mnie: Władyś jestem! Dopiero po miesiącach odważyłam się mówić mu po imieniu" - opowiada Anna Dymna, wspominając swoją niezwykłą podróż do Ameryki.
Pięćdziesiąt lat mija od debiutu Anny Dymnej w roli Ani Pawlaczki. "Gdybym wiedziała, jaka to będzie rola, jaką przyniesie popularność, nigdy bym w filmie nie zagrała. Ze strachu" – mówiła aktorka, która 20 lipca świętuje urodziny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Legendy Hollywood
Szczęście początkującej
Ledwie obroniła dyplom szkoły teatralnej, gdy Sylwester Chęciński, reżyser "Samych swoich" i "Nie ma mocnych" powierzył jej rolę. Bez castingu, próbnych zdjęć, od razu trafiła na plan. A tam same wielkie nazwiska.
"Miałam ogromne szczęście, że trafiłam od razu do tak wybitnego grona. Władysław Hańcza był dla mnie niczym bóg aktorstwa, a on do mnie: Władyś jestem! Dopiero po miesiącach odważyłam się mówić mu po imieniu".
Ciepło wspomina Hańczę, filmowego Kargula, w wywiadach, książkach. Traktował ją jak wnuczkę. Uczył podejścia do aktorstwa. Sam traktował je zgodnie ze swym charakterem. Siedział na krześle ze swoim nazwiskiem, albo spał, czekając na wejście. Pytał tylko: "Gramy czarno-białe czy w kolorze?", bo kręcili jednocześnie zdjęcia do barwnego filmu i serialu po staremu. Hańcza z duszą sybaryty lubił dobrze zjeść, wypić, porozmawiać, miał gest szeroki jak step. Drugi filmowy "dziadek" – Wacław Kowalski – wszystko robił sam. Wino, sery… Ze skąpstwa, mówili. Jakaż to była sensacja, kiedy Kowalski postawił Ani kawę. Hańcza na drugi dzień przyniósł rozpuszczalną. Kowalski na to: "Ania chodź na batonika". A Hańcza wyciąga czekoladę z orzechami z Peweksu. "Miałam po prostu raj" – komentuje Anna Dymna relacje z "dziadkami".
Do aktorstwa podchodziła intuicyjnie: "Grałam jak zwierzątko, miałam śmiać, to się śmiałam, płakać to płakałam, złościć się też potrafiłam".
Do Chicago na zdjęcia też wyruszyła pod opieką "dziadków". Zaczęło się od rejsu Batorym. Była świadkiem niezwykłych emocji. W porcie w Gdyni żegnały się rodziny na zawsze. Rejs do Amsterdamu wspomina jak bajkę. Dalej samolotem do Chicago. Dla dziewczyny z PRL-u wyjazd w 1973 roku do Ameryki był szokiem.
Pawlaczka za wielką wodą
Dla Dymnej, podobnie jak jej bohaterki, była to pierwsza podróż za ocean. Władysław Hańcza starał się łagodzić stres "wnuczce". Pokazywał, jak można czerpać z życia garściami, wszystkiego spróbować, poznać i tym się cieszyć. Jak zabierał na lody, to codziennie kupowali inne, żeby żadnego z pięćdziesięciu smaków nie pominąć. Hańcza naciągał na wszystko. "Mamy dziesięć dolarów na cały dzień, pięć odkładamy, żeby było za co żyć po powrocie, resztę wydajemy". W sklepie z owocami wybierali kolejno takie, których "Pawlaczka" nie widziała wcześniej na oczy.
Podobnie z filmami. Hańcza wyszukiwał produkcje niedostępne w Polsce. Jeździli do kin na przedmieściach Chicago. Chętnych do podwózki nie brakowało – adoratorzy Ani musieli akceptować towarzystwo "dziadka". A jego żarty nie opuszczały. Któregoś razu zaprosił Anię ze znajomymi na film historyczny - wojenny. "Siedzimy w kinie, zaczyna się akcja, ale jak pani zdjęła biustonosz zorientowałam się, że coś nie tak. Film chyba nie wojenny... Hańcza: »A co, nieładnie walczą?«. Jak ja się wtedy wstydziłam" – opowiada Dymna.
Po raz pierwszy była też w kasynie, zagrała w jednorękiego bandytę. "O Jezu, zepsułam, a to dolary wypadły". Rozbiła bank. Z wielu przygód premierowej podróży do Ameryki jedna mogła zrobić z niej milionerkę. Zdjęcia się przedłużały, musiała do toalety. Chęciński doradził: zapukaj do willi obok, tam Polacy mieszkają. "Zrobiłam co trzeba, a oni nie chcieli mnie wypuścić. Ich córka zginęła. Ty jesteś taka jak ona – mówią. Mamy majątek ogromny. Tylko zostań z nami, oświetlaj swoją młodością nasze ostatnie dni". Jedno "tak" i miałaby miliony w Chicago i willę na Florydzie. A ona: "Nie mogę, w Krakowie zostawiłam męża i kota".
Dziś ma na koncie ponad sto filmów. Wiek nie jest dla niej problemem. "Ani się nie chwalę, ani nie ukrywam. Każdy czas może być dobry – mija i to jest najpiękniejsze, bo doświadczam wciąż czegoś nowego" – mówi Anna Dymna.
Jej obecne filmowe doświadczenie jest symboliczne – łączy się pięknie ze starym. Znowu trafiła na plan komedii wymyślonej przez scenarzystę Andrzeja Mularczyka. Dokładniej – na plan prequela sagi o losach rodzin Kargula i Pawlaka "Sami swoi. Początek". Reżyseruje Artur Żmijewski. Film kręcony jest głównie w skansenie w Tokarni pod Kielcami. Pani Ania grała u Chęcińskiego wnuczkę Kazimierza Pawlaka, a tu jego ciotkę. "Ja tam gram niestety tylko epizod. Jest super towarzystwo. Miałam jeden dzień zdjęciowy. Było przeuroczo. Był koń, był Pawlak młodziutki..." – cieszy się aktorka z nieplanowanej roli.
Adama Bobika, grającego młodego Pawlaka, ujęły bezpośredniość i ciepło Anny Dymnej. A jednocześnie to, że po-trafi zagrać wszystko, bez grymaszenia. "Opowiedziała nam o kawałku historii kina polskiego, jak to było, kiedy grała z Kowalskim i Hańczą. Jest oczywiście świetną aktorką i jednocześnie tak ciepłą osobą. Ja mówię do niej: »Chodź, ciociu, chodź, wypijemy sobie kawkę«. Cudownie gra. Sama w sobie klasa" – komplementował filmową ciotkę Adam Bobik.
Kultowa historia "Samych swoich"
Filmowa historia rodzin Kargula i Pawlaka jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Wśród osób opuszczających swe domy na Kresach, leżących dziś w granicach Ukrainy, był Jan Mularczyk, stryj znakomitego scenarzysty i pisarza Andrzeja Mularczyka, autora scenariusza do kultowej trylogii i prequelu. To właśnie on stał się, wiele lat później, pierwowzorem postaci Kazimierza Pawlaka.
Jan Mularczyk osiedlił się w Tymowej, w okolicy Lubina, na terenie Dolnego Śląska. Miał za sobą bogatą historię życia, a przy tym był wspaniałym narratorem. "Słuchałem opowieści jego życia przez kilka tygodni i spisywałem je w zeszytach, które zachowałem do dziś. W tych opowieściach był i dramat, i melancholia, i humor" – mówi scenarzysta Andrzej Mularczyk.
W nieznanej części historii dwóch rodzin zza Buga cofniemy się do dzieciństwa i młodości uwielbianych bohaterów – poznamy wydarzenia, które miały miejsce zanim przenieśli się do nowej, powojennej Polski. To właśnie ten rozdział sagi miał powstać jako pierwszy, jednak nie sprzyjały mu okoliczności polityczne lat 60. "Nikt by nie pozwolił na produkcję filmu, który w negatywny, trochę prześmiewczy sposób ukazuje bratni naród radziecki" – wyjaśnia Tomasz Kubski, producent filmu.
Wszystkich ciekawi, dlaczego i po co tworzyć ten film. "Odpowiedź jest banalnie prosta: to jest początek całej historii i to miała być pierwsza część kultowej serii. Tak naprawdę trylogia bez części, którą obecnie produkujemy, jest niepełna, uboższa o świat, w którym Pawlak pierwszy raz się zakochał, pierwszy raz miał złamane serce, pierwszy raz walczył o swoje" – mówił producent.
Miażdżony "Jurrasic World", obskurna Warszawa w hicie Prime Video i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: