Colin Farrell – czego (być może) nie wiesz o niepokornym Irlandczyku
Colin Farrell to ceniony aktor i oryginalna osobowość. Grywał w blockbusterach i w filmach niezależnych, w epickich superprodukcjach i u Woody’ego Allena. Co wiemy, a czego być może nie wiemy o irlandzkim aktorze, który podbił Hollywood?
Colin James Farrell przyszedł na świat 31 maja 1976 roku w Castleknock, spokojnej dzielnicy na przedmieściach Dublina. Daleko od świata show-biznesu. Ojciec, Eamon Farrell, w młodości grał jako profesjonalny piłkarz w drużynie Shamrock Rovers FC – jednym z najbardziej utytułowanych klubów irlandzkich. Po zakończeniu kariery sportowej prowadził sklep ze zdrową żywnością, starając się utrzymać rodzinę. Matka, Rita, zajmowała się rodziną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Legendy Hollywood
Farrell wspominał, że w jego domu nie słuchano muzyki klasycznej, nie chodzono do teatru, a rozmowy o sztuce były rzadkością. Ta "pustka kulturalna", paradoksalnie, stała się motorem jego późniejszych dążeń – stwarzała przestrzeń do marzeń i tęsknoty za czymś więcej niż codzienność na przedmieściach Dublina.
W Gormanston College jego buntownicza natura zaczęła się w pełni ujawniać. Młody Colin zaczął eksperymentować z różnymi formami ekspresji artystycznej, nie wiedząc jeszcze, że jego przyszłość to aktorstwo, a nawet Hollywood.
Chciał być członkiem boysbandu
W połowie lat 90., gdy miał około 19 lat, spędzał wieczory w dublińskich klubach, gdzie jego naturalna charyzma i umiejętności taneczne przyciągały uwagę. Pewnego wieczoru w jednym z lokalnych klubów nocnych zauważył go Louis Walsh – wpływowy menedżer muzyczny. Właśnie formował nową grupę pop-rockową, która miała stać się jedną z najpopularniejszych irlandzkich grup wszech czasów – Boyzone.
Walsh, zafascynowany prezencją sceniczną, Colina, zaprosił go na przesłuchanie. Farrell, pełen pewności siebie i młodzieńczej arogancji, przyjął zaproszenie, wierząc, że jego naturalna charyzma i urok osobisty wystarczą, by załapać się do zespołu. A że nie umiał śpiewać – to nieistotny szczegół, jak sądził.
Podczas przesłuchania zaśpiewał "Careless Whisper" George'a Michaela. Jego pierwszy występ był na tyle słaby, że zszokowani jurorzy poprosili o powtórzenie piosenki. Może chłopaka zjadły nerwy? Nie, po prostu rzeczywiście nie umiał śpiewać, co udowodnił drugim, katastrofalnym wykonaniem. Upokorzenie zabolało. Jednak, jak sam Farrell później przyznawał, odrzucenie przez Boyzone skierowało go na właściwą ścieżkę.
Jego sobowtór był przestępcą
W wieku 18 lat Colin przeżył prawdziwy koszmar, który brzmi jak scenariusz z hollywoodzkiego thrillera. Irlandzka policja aresztowała go pod zarzutem próby zabójstwa, bazując wyłącznie na opisanym wyglądzie sprawcy. Okazało się, że prawdziwy przestępca był niesamowicie podobny do młodego Farrella.
Podobieństwo było tak uderzające, że świadkowie bez wahania wskazali Colina podczas rozpoznania. Obaj mężczyźni mieli charakterystyczne krzaczaste brwi, pieprzyk w tym samym miejscu na twarzy, podobną strukturę kości policzkowych, a co więcej – prawdziwy sprawca również mówił z irlandzkim akcentem typowym dla okolic Dublina. Nawet postawa ciała i sposób poruszania się były zbliżone.
Godziny spędzone na komisariacie były dla Colina prawdziwą traumą. Przesłuchania, badanie alibi, konfrontacja ze świadkami – nic przyjemnego. Dopiero po kilkunastu godzinach intensywnego śledztwa policja ustaliła prawdziwą tożsamość sprawcy i wypuściła Colina na wolność.
Miał skłonności do autodestrukcji
Colin Farrell przyznał, że "był pijany lub naćpany od czternastego roku życia". Alkohol i narkotyki stały się jego sposobem na radzenie sobie z presją dorastania, a później z nagłą sławą.
Gdy jego kariera nabrała rozpędu dzięki rolom w filmach takich jak "Kraina tygrysów" czy "Raport mniejszości", jego problemy z substancjami psychoaktywnymi znacznie się nasiliły. Hollywood okazało się idealnym środowiskiem dla jego autodestrukcyjnych skłonności. Noce spędzone na imprezach, nadużywanie kokainy, heroiny i przepisywanych leków przeciwbólowych stały się codziennością.
W 2005 roku Colin, wówczas już młody ojciec, udał się na odwyk do ośrodka leczenia uzależnień w Malibu. Musiał zmierzyć się nie tylko z fizycznym uzależnieniem, ale także z głębokimi problemami emocjonalnymi. Terapia i przede wszystkim miłość do syna pomogły mu przetrwać najtrudniejsze momenty. Od tamtej pory utrzymuje trzeźwość, a w 2018 roku profilaktycznie wrócił do ośrodka leczenia, by wzmocnić swoje mechanizmy obronne.
Po "Aleksandrze" spodziewał się wiele, ale nie porażki
Rok 2004 miał być przełomowy w karierze Colina Farrella. Oliver Stone, legendarny reżyser filmów takich jak "Pluton" czy "Wall Street", powierzył mu tytułową rolę w epickiej superprodukcji "Aleksander". Film opowiadający historię macedońskiego władcy miał budżet wynoszący 155 milionów dolarów i był jednym z najbardziej ambitnych projektów dekady.
Dla Farrella była to szansa życia – możliwość wcielenia się w jedną z najbardziej fascynujących postaci historii, współpraca z uznanym reżyserem i gwiazdorską obsadą (Anthony Hopkins, Angelina Jolie i Val Kilmer) brzmiały jak spełnienie najśmielszych aktorskich marzeń. Aby tego nie zmarnować, Colin uczył się jazdy konnej, fechtunku, studiował historię starożytną i pracował nad charakteryzacją.
Film jednak odniósł spektakularną porażkę. Zarobił jedynie 167,3 miliona dolarów na całym świecie, co przy koszcie produkcji i promocji oznaczało straty sięgające dziesiątek milionów dolarów. Krytycy bezlitośnie rozprawili się z filmem, zarzucając mu pretensjonalność, słabą narrację i nieudolne przedstawienie postaci historycznej.
Dla Farrella porażka "Aleksandra" była ciosem. Młody aktor spodziewał się triumfu, a przeżył publiczne upokorzenie. Presja mediów, krytyka ze strony branży i świadomość, że ponosi część odpowiedzialności za niepowodzenie tak drogiego projektu, wprowadziły go w głęboką depresję.
Był jednym z największych skandalistów Hollywood
Swego czasu Colin Farrell był jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci Hollywood. Tabloidy rozpisywały się o jego życiu prywatnym - związkach z największymi gwiazdami show-biznesu, nocnych eskapadach, publicznych awanturach. Wszystko to wpływało na image aktora, uznawanego za "niegrzecznego chłopca" i playboya.
Spotykał się z Britney Spears w szczytowym momencie jej kariery, miał burzliwy romans z Angeliną Jolie podczas kręcenia "Aleksandra", brukowce łączyły go z Carmen Electrą, Nicole Narain czy Demi Moore.
Jego problemy z alkoholem i narkotykami nie były żadną tajemnicą. Używki czyniły go nieprzewidywalnym, a jego zachowanie na planach filmowych bywało problematyczne. Reżyserzy i producenci zaczęli postrzegać go jako "ryzykowną inwestycję", mimo talentu.
Media uwielbiały jego spontaniczne wybuchy podczas wywiadów, kontrowersyjne wypowiedzi i brak filtra. Z jednej strony ta autentyczność czyniła go fascynującą postacią, z drugiej wcale mu się nie służyła w branży. Czas pokazał, że nawet hollywoodzki bad boy może się zmienić. I to na lepsze.
Ojcostwo to jego źródło siły
Narodziny Jamesa w 2003 roku były dla Colina Farrella momentem, w którym aktor postanowił wziąć się w garść. Radość z ojcostwa została szybko przyćmiona przez niespodziewaną diagnozę – lekarze stwierdzili, że chłopiec cierpi na zespół Angelmana, rzadką chorobę genetyczną wpływającą na rozwój neurologiczny. Choroba objawia się opóźnieniem rozwoju intelektualnego, problemami z mową, zaburzeniami równowagi i koordynacji ruchowej. Prognozy lekarzy były pesymistyczne – sugerowali, że James może nigdy nie nauczyć się chodzić ani mówić. Dla młodego ojca, który sam zmagał się z własnymi demonami, była to przytłaczająca perspektywa.
Jednak Colin odkrył w sobie wojownika. Czytał wszystko, co znalazł o zespole Angelmana, szukał najlepszych specjalistów, eksplorował różne metody terapii. Jego miłość do syna stała się katalizatorem własnej przemiany – skoro miał być dla Jamesa wzorem i opiekunem, musiał najpierw uporządkować własne życie.
Cud nastąpił tuż przed czwartymi urodzinami Jamesa, gdy chłopiec postawił swoje pierwsze kroki. Colin opisywał ten moment jako najbardziej magiczny w swoim życiu. W 2009 roku Colin został ojcem po raz drugi. Jego syn Henry, którego matką jest Alicja Bachleda-Curuś, był zdrowym dzieckiem, ale Colin już wiedział, że ojcostwo to nie tylko radość, ale przede wszystkim ogromna odpowiedzialność.
W 2024 roku aktor założył Colin Farrell Foundation – organizację non-profit poświęconą wspieraniu dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Colin jest też ambasadorem kilku organizacji zajmujących się pomocą osobom z niepełnosprawnościami. Regularnie występuje na konferencjach naukowych i galach charytatywnych, dzieląc się swoją historią i podnosząc na duchu innych rodziców.
Sekta i "Syreny" wśród hitów Netfliksa, mocne sceny w "I tak po prostu", genialne "Mountainhead" i wielka wojna gigantów w kinach. Co dzieje się w "Mission Impossible" i ile tam Marcina Dorocińskiego? O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: