Krzysztof Komeda. Hollywoodzką karierę polskiego jazzmana przerwała tragedia
Był wybitnym pianistą i artystą jazzowym, którego nazwisko rozsławiło polską muzykę filmową. Uznanie i rozpoznawalność przyniósł mu motyw przewodni z "Dziecka Rosemary" Romana Polańskiego, czyli kultowa kołysanka. Obiecującą karierę Krzysztofa Komedy w Hollywood przerwał tajemniczy wypadek i przedwczesna śmierć.
Krzysztof Trzciński, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko Komedy, przyszedł na świat 27 kwietnia 1931 roku w Poznaniu. Był muzycznym samoukiem, z wykształcenia – laryngologiem. Szczęśliwie obrał ścieżkę kariery podyktowanej muzyczną pasją. Umiejętności gry na fortepianie rozwijał już od 4. roku życia. Jako pionier jazzu nowoczesnego w Polsce założył Komeda Sextet, współpracował też z grupą jazzową Melomani.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Legendy Hollywood
Z polskiego podwórka do Hollywood
Rozwój kariery zawdzięczał w głównej mierze przyjacielowi, Romanowi Polańskiemu. W 1958 roku Komeda napisał muzykę do jego etiudy "Dwaj ludzie z szafą", a współpraca przetrwała przez dwie kolejne dekady. Napisał też podsycające aurę tajemniczości kompozycje do święcącego triumfy wśród międzynarodowej krytyki "Noża w wodzie" (1962). Po muzykę Komedy sięgali inni legendarni twórcy polskiego kina – Andrzej Wajda ("Niewinni czarodzieje") czy Janusz Morgenstern ("Do widzenia, do jutra").
W 1968 roku Roman Polański ściągnął Krzysztofa Komedę do Los Angeles. Polski reżyser pracował nad owianym legendą horrorem "Dziecko Rosemary" dla studia Paramount i zastrzegł w kontrakcie, że muzykę ma skomponować Polak. Dla Komedy była to ogromna szansa. Szybko zachłysnął się hollywoodzkim życiem. Uczestniczył w przyjęciach gwiazdorskiej śmietanki, woził się luksusowymi autami, przebywał w najdroższych hotelach. Nagła popularność sprawiła, że pogubił się nieco na życiowej drodze, ale w żadnym stopniu nie umniejszyła jego nowoczesnej wizji muzyki filmowej.
W "Dziecku Rosemary" Krzysztof Komeda stworzył swoje najważniejsze dzieło – motyw przewodni filmu, czyli kołysankę pod oryginalnym tytułem "Sleep Safe and Warm". Melodie nucone przez główną aktorkę Mię Farrow szturmem podbiły rozgłośnie radiowe. Komedzie wróżono wielką karierę. Niestety zdążył jeszcze napisać muzykę tylko do jednego filmu – "Riot" Buzza Kulika z Genem Hackmanem. Krótkie, ale znaczące pasmo sukcesów przerwał tragiczny w skutkach wypadek.
Tragiczne pasmo śmierci
Jak już wspominaliśmy, hollywoodzka atmosfera pochłonęła Krzysztofa Komedę bez reszty. Imprezował z Polańskim, ale też z pozostałymi artystami z Polski przebywającymi w Los Angeles. Pewnej feralnej, grudniowej nocy 1968 roku wracał upojony alkoholem do domu w towarzystwie pisarza Marka Hłaski. W pewnym momencie został przez niego zepchnięty ze skarpy. Niektóre źródła donoszą o ostrej wymianie zdań, która miała zaistnieć między mężczyznami, inne – o nieprzemyślanym żarcie autora.
Po przewiezieniu do szpitala Komedzie opatrzono ranę na głowie i wykonano badania. Nie znaleziono wewnętrznych obrażeń, więc wypuszczono go do domu. Ale stan kompozytora pogarszał się z dnia na dzień. Tracił przytomność, uskarżał się na silne bóle głowy. W końcu, po wielu miesiącach od zdarzenia, zdiagnozowano u niego krwiaka mózgu. Żona Komedy, Zofia, zadecydowała o przewiezieniu ukochanego do kraju na leczenie. Niestety było już za późno. Krzysztof Komeda zmarł w warszawskim szpitalu 23 kwietnia 1969 roku na cztery dni przed 38. urodzinami.
Niespełna dwa miesiące później odszedł Marek Hłasko. Przyczyną jego niespodziewanej śmierci była zabójcza mieszanka leków i alkoholu. Przyjaciele i bliscy artysty debatowali nad możliwym samobójstwem albo nieszczęśliwym wypadkiem. Prawdą jest, że Hłasko obwiniał się o stan Komedy i jego śmierć. Zgubną ucieczkę od wyrzutów sumienia znalazł w używkach. Zofia Komedowa wyznała, że pisarz powiedział jej na krótko przed śmiercią Komedy: "Jeśli Krzysio odejdzie, ja pójdę za nim".
Roman Polański był jednym z przyjaciół Krzysztofa i Marka, którzy dotkliwie przeżyli ich tragiczne odejście. Największy cios od losu był jednak dopiero przed nim. Kilka tygodni później, 9 sierpnia 1969 roku, z rąk bandy Charlesa Mansona zginęła jego żona, aktorka Sharon Tate. W chwili brutalnego zabójstwa była w dziewiątym miesiącu ciąży.