To miał być jego dzień triumfu. Okazał się być jednym z najsmutniejszych
Nawet wielcy faceci, którzy odnieśli niepodważalny sukces, potrafią nosić w sobie rany, które kiedyś zadali im najbliżsi. Sylvester Stallone ma dziś 79 lat, a nadal nie potrafi mówić spokojnie o swoich rodzicach.
W 1977 roku film "Rocky" Sylvestra Stallone otrzymał aż 10 nominacji do Oscara. To prawdziwy sukces dla aktora, który sam napisał scenariusz do filmu i walczył zaciekle o jego realizację. Podczas oscarowego wieczoru aż trzykrotnie ze sceny padło słowo "Rocky", obraz otrzymał nawet statuetkę dla najlepszego filmu.
Stallone triumfował tej nocy, którą dziś wspomina w ten sposób: - Początkowo wygrana była jak wulkaniczna erupcja, a potem zrobiło się bardzo smutno.
"Kultura WPełni". Kawulski o antynagrodach: "Dla mnie to festiwale frustratów"
W swoim najnowszym wywiadzie z CBS News Sylvester Stallone wspominał tę wyjątkową noc, ale to były gorzkie przemyślenia. Okazuje się, że jego rodzice nie pojawili się na gali, mimo tak imponującej liczby nominacji do Oscara dla dzieła ich syna.
- Jesteś tu, na Oscarach, chcesz, żeby zobaczyli cię ludzie, których kochasz, a którzy cię odrzucili, a oni i tak nie chcą przyjść - powiedział wyraźnie poruszony. - I w tym momencie dociera do ciebie, że nigdy, przenigdy się z tym nie pogodzisz. I myślisz sobie: czego jeszcze potrzeba? Naprawdę, co jeszcze, do cholery, musisz zrobić, żeby móc powiedzieć: "Jestem tutaj. Udało mi się"?
Kiedyś w innym wywiadzie Stallone wyznał, że po rozwodzie swoich rodziców jako 11-letni chłopiec zamieszkał z ojcem. Mężczyzna, który czterokrotnie się żenił i miał pięciu synów, stosował przemoc fizyczną i psychiczną. Aktor przyznał, że z czasem, jako zbuntowany nastolatek, zaczął spodziewać się lania.
- Kiedy mój ojciec zaczynał gwizdać, wiedziałem, że to zaraz nastąpi.
Bycie w dzieciństwie ofiarą przemocy fizycznej i psychicznej kształtuje człowieka na całe życie i dobrze o tym wie Sly: - Dzieci są miękkie jak glina. Naprawdę. Można je ukształtować, można je odcisnąć, można je zranić, albo strącić ze stołu, i wtedy już nigdy nie wyglądają tak samo - powiedział w wywiadzie i przyznał smutno: - Ja wciąż to w sobie noszę. I chciałbym, żeby tak nie było. Modlę się, robię wszystko, ale to zawsze we mnie jest.