Tolerancja kluczem do szczęścia?
Czym dla człowieka jest ojczyzna? Krajem, w którym się urodził, czy może jednak miejscem, w którym odnalazł sens życia i własne miejsce na Ziemi? Czy ojczyzn można mieć kilka? Film niemieckiej reżyserki Caroline Link, nie udziela prostej odpowiedzi na to pytanie. Nie ono jest jednak w nim bezwzględnie najważniejsze. Nigdzie w Afryce to bowiem dramat na tyle złożony, by każdy odnalazł tu dla siebie temat, zmuszający choć do chwili przemyśleń.
Film jest opowieścią o żydowskiej rodzinie, która przed falą faszystowskiej nienawiści ucieka z Niemiec do Afryki. Mimo iż całą historię słyszymy z ust najmłodszej członkini klanu Redlichów, Reginy, która szybko adaptuje do nowej rzeczywistości, główną bohaterką filmu jest jej matka, Jettel. Poznajemy ją jako dość płytką kobietę, obawiającą się jedynie o swoje wygodne życie. Kiedy zapada decyzja o wyjeździe do Kenii, ostatnie pieniądze wydaje na balową sukienkę, zamiast zakupić lodówkę, o którą w licznych listach błaga ją mąż. Przeprowadzka nie wywołuje w niej ulgi związanej z uniknięciem tragicznych skutków faszystowskiego terroru, a raczej przerażenie, związane ze stawieniem czoła totalnej zmianie. Na miejscu rozpakowuje tylko część rzeczy i odmawia nauki lokalnego języka, licząc, że pobyt w rozpadającej się chacie na środku sawanny nie potrwa długo. Hitler rozpoczyna jednak wojnę, która uniemożliwi rodzinie powrót do kraju. Powoli Jettel zaczyna uświadamiać sobie, być może będzie musiała na dobre
zapomnieć o dawnym życiu i przystosować się do skrajnie odmiennych warunków, dalekich od tych , jakie dotychczas wyznaczały jej egzystencję.
Przemiana Jettel z wielkomiejskiej, burżuazyjnej istoty w twardą i zdecydowaną kobietę to jednak nie jedyny wątek filmu. Równie ważne są jej relacje z mężem. Walter szybko adaptuje się do lokalnych warunków, chowając do kieszeni dumę byłego prawnika i przywdziewając rolę zwyczajnego farmera. Nie zapomina jednak o swoich korzeniach i w każdej chwili gotów jest walczyć o swój kraj i tożsamość, której nigdy tak naprawdę się nie wyparł. Różnice w adaptacji do nowych warunków, w stosunku do opuszczonej ojczyzny, mają dramatyczne konsekwencje dla ich związku. Łączące ich uczucie zostaje wystawione na ciężką próbę.
Podejmowane przez bohaterów decyzje mogą czasem szokować, jednak twórcy w żaden sposób nie oceniają swoich bohaterów, pozostawiając to całkowicie w gestii publiczności. Film ma klimat totalnie pozbawiony moralnej oceny, choć wywołuje w widzu niemałe emocje. Nie chodzi w nim bowiem o budowanie nadmiernego sentymentalizmu wzorem opery mydlanej i w tym właśnie tkwi wielka siła jego oddziaływania. Wzmacniają ją na pewno wspaniałe zdjęcia. Daleko jest im od typowego poetyckiego i odrealnionego ukazywania kenijskich krajobrazów i ich mieszkańców. Soczysta zieleń, pustynne bezkresy, burzliwy atak szarańczy czy fragmenty ukazujące tubylcze obyczaje, nie są wysilonym urozmaiceniem fabuły, ale służą dodaniu jej prawdziwości. Ich zadaniem jest również podkreślenie ogromnych różnic istniejących pomiędzy ukazywanymi kulturami i uświadomienie widzom jak ważna jest ich akceptacja. Bo przecież właśnie z nietolerancji zrodziła się II Wojna Światowa i faszyzm, który zmusił filmowych bohaterów do emigracji, wywracając ich
świat do góry nogami.
Głębię fabule nadają jednak odtwórcy głównych ról, którzy umieli ukazać niejednoznaczną moralność granych przez siebie postaci. Bohaterowie nie są tu bowiem ani do końca źli ani dobrzy, są po prostu bardzo ludzcy przeżywając swoje dylematy. Nie darzymy ich ciągłą sympatią, wręcz przeciwnie, bywają momenty, w których najchętniej byśmy się od nich odwrócili. W szczególny sposób targa naszymi emocjami Jettel. Juliane Köhler, znana już pewnie niektórym widzom ze wspaniałej kreacji w filmie Aimee i Jaguar, także i tu potrafiła porwać widza i przeprowadzić go wraz ze swoja bohaterką przez różne psychologiczne stany: złość, desperację, strach czy wreszcie stanowczość w dążeniu do samorealizacji. Ale nie tylko Jettel jest postacią niezwykle wiarygodną. Oszczędna a mimo to podskórnie najeżona emocjami gra innych aktorów wywołuje podobne wrażenie i sprawia, że obcowanie z bohaterami, mimo że trwa ponad 2 godziny, jest prawdziwą przyjemnością.
Gorąco polecam.