Amerykanie "szkalują Polskę i Polaków". Widzieliśmy nową komedię HBO
Po premierze "Amerykanina w marynacie" w Polsce zawrzało. Prawicowi komentatorzy dostrzegli w filmie zaciekły atak na Polskę i Polaków. Sprawdziliśmy.
Jedna z najnowszych filmowych premier HBO GO to komedia "Amerykanin w marynacie". Film w reżyserii Brandona Trosta, na podstawie scenariusza Simona Richa, to opowieść oparta na schemacie przeniesienia w czasie, doskonale znanym z literatury i filmu. Choćby z francuskiej komedii "Goście, goście" z Jeanem Reno z 1993 r.
Herschel Greenbaum, bohater nowego filmu, w którym podwójną rolę gra Seth Rogen, to biedny Żyd, który żyje na początku XX w. w sztetlu na wschodzie Europy. Jak wielu Żydów w tamtym czasie trafia do USA, gdzie przez przypadek zostaje "zakonserwowany" w tytułowej marynacie i budzi się na dzisiejszym Brooklynie.
Najgłupsze wypowiedzi gwiazd o koronawirusie
Jak daleko doszła ludzkość
Jak w przypadku innych dzieł tego typu, choć bohaterem jest ktoś z przeszłości, ostrze satyry skierowane jest w kierunku dzisiejszych czasów. Bo gość sprzed lat to świetny probierz obecnych zjawisk społecznych i fenomenów kulturowych.
Wiele z nich okazuje się dla niego nie do pomyślenia, co jest znakomitym dowodem na to, jak daleko posunęła się ludzkość przez ostatnie sto lat. Zaskoczenie z jakim bohater reaguje na sprawy, które dla współczesnych ludzi wydają się całkowicie naturalne i uzasadnione, jest w tym filmie znakomitym źródłem humoru.
Taka formuła filmu dała autorom możliwość wyśmiania wielu współczesnych zjawisk. Czasem zajmują się kwestiami bardzo poważnymi, takimi jak wolność słowa, poprawność polityczna czy oddolny aktywizm.
Czasem zaś kpią z zabawnych błahostek, jak choćby w scenie, w której bohater, ubrany jak przystało na ubogiego Żyda przed wieku, okazuje się bardzo vintage'owo modny w oczach hipsterów z Williamsburga.
"Amerykanin w marynacie" - zwiastun
Komedia niemal subtelna
Nie można oglądać tego filmu bez wpisania go w szerszy kontekst osób i twórczości jego autorów, a zwłaszcza producentów: Setha Rogena i Evana Goldberga.
Obaj jasno deklarują, że mają żydowskie pochodzenie, obaj od lat realizują komedie, wyśmiewające najróżniejsze współczesne absurdy. To często filmy prowokacyjne, niegrzeczne i niepoprawne politycznie.
Najlepszy dowód to ich wspólne dzieło z 2014 r., pt. "Wywiad ze słońcem narodu". Rogen i Goldberg zadarli za jego sprawą z reżimem z Korei Północnej, co wywoływało międzynarodową aferę. W porównaniu z tamtym filmem, "Amerykanin w marynacie" to film niemal subtelny.
Jego początkowe sceny opowiadają w syntetyczny sposób historię dużej części amerykańskich Żydów. Twórcy oddają tym samym hołd swoim przodkom, którzy 100 lat temu docierali do Nowego Jorku, uciekając przed prześladowaniami w carskiej Rosji.
Ze swego rodzaju tkliwością pokazują sceny kozackiego pogromu czy traumatycznego przejścia przez proces kontroli nowo przybywających emigrantów na Ellis Island.
Nienawidzi wszystkich, nie tylko Polaków
Po premierze filmu w Polsce zawrzało. Prawicowi komentatorzy dostrzegli w filmie zaciekły atak na Polskę i Polaków. Doprawdy, trudno nie uznać, że jedynym powodem do wysuwania takich wniosków jest przewrażliwienie, a może zwykłe niezrozumienie, o co chodzi w tym filmie.
Bo, owszem, jest tu scena, w której bohater filmu mówi, że "Polacy to najgłupsi ludzie na świecie", ale to tylko część jego poglądów sprzed 100 lat, zupełnie nie pasujących do dzisiejszych czasów.
Greenbaum równie mocno, co Polaków nienawidzi kobiet, czarnych czy homoseksualistów. Polacy są tu tylko jedną z mniejszości, których - czego prawicowi komentatorzy najwyraźniej nie chcą zrozumieć – obrażać dziś, nie pozwala tak przez nich znienawidzona polityczna poprawność.
Trolle polskie czy rosyjskie?
Innym powodem uznania filmu za antypolski może być błąd dotyczący miejscowości, z którego pochodzi główny bohater.
Bo, owszem, w filmie nazywa się Schlupsk. Ale trzeba nie wiedzieć o historii nic, żeby - jak to błyskawicznie zrobili prawicowi internauci - utożsamić ją ze Słupskiem.
To miasto w czasach pokazanych w filmie nazywało się Stolp, miało brukowane ulice i całkiem rozwinięte mieszczaństwo. Żydzi, którzy tam mieszkali, w większości byli mniej lub bardziej zamożnymi kupcami, mocno zasymilowanymi z pruskim społeczeństwem. A Kozacy nijak nie mogli tam dotrzeć, żeby dokonać pogromu.
Nie można też raczej utożsamiać z Polską dzisiejszego Schlupska, do którego na końcu filmu dociera bohater – to ewidentnie miasto w jakiejś mocno prowincjonalnej części Rosji.
Owszem, jego obraz w filmie zdecydowanie nie jest pozytywny, ale o to pretensje mogłyby mieć raczej trolle z Rosji. No, chyba że to właśnie one opanowały prawicową część polskiego internetu.
"Szkalowanie" Polski
To nie pierwszy przypadek w ostatnim czasie, kiedy czujne widzki i widzowie protestują przeciwko sposobowi pokazywania Polski i polskich spraw w filmach.
Najgłośniejsza była sprawa niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Negatywne reakcje wywołał sposób pokazania w nim żołnierzy Armii Krajowej, ich antysemityzmu i współuczestnictwa w mordowaniu Żydów. Sprawa trafia nawet do sądu.
Innych przykładów poszukiwała ostatnio Reduta Dobrego Imienia - Liga Przeciw Zniesławieniom. Jej członkinie i członkowie przeprowadzili obszerny program badawczy, w ramach którego obejrzeli prawie 600 filmów i seriali.
Doszukali się zaledwie kilku przypadków zniesławienia. Jednym z nich była widoczna w kadrze filmu "Księgowy z Auschwitz" mapa rozmieszczenia obozów koncentracyjnych na terenie podpisanym jako Polska.
Ciekawe czy Reduta rozpocznie działania prawne wobec Rogena i Goldberga, producentów "Amerykanina w marynacie"? Pytanie tylko, czy jej członkinie i członkowie będą chcieli "umierać za Słupsk".