Bolesław Kamiński: mizerna postura, ogromny talent. Kim był liliput z "Hydrozagadki"?
- Jak wyglądali ci ludzie? - Zwyczajnie, jeden był w turbanie, drugi na czarno. Tylko ten trzeci wydawał mi się dziwny: liliput, przebrany za górala? Udawał dziecko!
Kultowy cytat z kultowego filmu – mowa naturalnie o "Hydrozagadce" Andrzeja Kondratiuka, która od lat zajmuje szczególne miejsce w sercach polskich widzów. Wspomnianym liliputem z rozmowy był zaś nie kto inny jak Bolesław Kamiński, mężczyzna o mizernej wprawdzie posturze, ale za to obdarzony ogromnym talentem dramatycznym.
Nigdy jednak nie było mu dane zaprezentować całej skali swoich umiejętności. Wzrost, który początkowo wyróżniał go spośród innych aktorów i ściągnął na niego uwagę branży, z czasem stał się jego przekleństwem. Wepchnięto go do szufladki, z której nigdy nie zdołał już się uwolnić.
Wzrost to nie wszystko
Urodził się 117 lat temu, 20 lutego 1900 roku, w Łodzi. Choć mężczyźnie obdarzonemu tak niskim wzrostem nikt nie wróżył świetlanej przyszłości w zawodzie aktora, Bolesław Kamiński udowodnił, że ma ogromny hart ducha i zamierzał rezygnować z realizacji swoich marzeń.
W 1921 roku rozpoczął naukę w lwowskiej szkole dramatycznej Franciszka Frączkowskiego przy konserwatorium, stamtąd zaś rychło trafił na scenę, pokazując wszystkim, że wzrost wcale nie jest najważniejszy.
Kariera na scenie
Wkrótce Kamiński wrócił do rodzinnej Łodzi, miasta, z którym czuł się silnie związany. Tam próbował zahaczyć się na dłużej w którymś z teatrów.
Szło mu różnie, bo choć miał w sobie prawdziwą pasję i nadrabiał zaangażowaniem, niski wzrost znacznie ograniczał jego aktorskie możliwości.
W 1925 roku nawiązał współpracę z warszawskim kabaretem Qui Pro Quo, w którym występowały największe ówczesne gwiazdy – w tym Eugeniusz Bodo, Hanka Ordonówna, Mieczysław Fogg, Mira Zimińska czy Adolf Dymsza.
Zabrakło dla niego ról
Do filmu trafił w 1958 roku, debiutując u Janusza Nasfetera w „Małych dramatach”, niewielką rólką pomocnika kierownika lunaparku.
Jego dalsza ekranowa kariera nie była, niestety, imponująca. Kamińskiemu, aktorowi charakterystycznemu, nie dano zabłysnąć, trzymano go stale na drugim planie.
Rzadko zresztą zapraszano go przed kamery i zagrał raptem w kilku filmach – można zobaczyć go w „O dwóch takich, co ukradli Księżyc”, telewizyjnym „Pavoncello” czy miniserialu „Jagoda w mieście”.
Pomocnik droktora Plamy
Szybko się okazało, że dla Kamińskiego, „liliputa”, branża faktycznie nie była łaskawa. Widziano go najchętniej w rolach charakterystycznych i komediowych, karykaturalnych i przerysowanych, coraz głębiej wpychając aktora do ciasnej szufladki.
Zapewne gdyby nie reżyser Andrzej Kondratiuk i jego komediowa „Hydrozagadka”, dziś niewielu widzów kojarzyłoby Kamińskiego – dopiero rola pomocnika Plamy (Zdzisław Maklakiewicz), uznawana za najlepszą w całej jego skromnej karierze filmowej, pomogła mu zaistnieć w świadomości szerszej publiczności.
Sceniczny talent
Nie udało mu się wprawdzie z filmem, ale to nie zniechęciło go do kontynuowania artystycznych poszukiwań.
Scena wciąż była mu przyjazna i to tam mógł udowodnić, że faktycznie posiada nieprzeciętny talent. Publika ceniła go nie tylko jako wybitnego komika, ale i prawdziwie uzdolnionego piosenkarza kabaretowego. Zachwycano się również skeczami, w których Kamiński udatnie parodiował Charliego Chaplina.
W 1966 za swoje zasługi otrzymał Odznakę 1000-lecia.
62-letnie dziecko
Wzrost był zarówno jego błogosławieństwem jak i przekleństwem.
Był niski, więc wyróżniał się spośród innych aktorów, dzięki czemu mógł przyciągnąć uwagę i zaistnieć w branży. A ponieważ potrafił się z siebie śmiać, przekuł swoją „wadę” w zaletę, doskonale odnajdując się w programach kabaretowych.
Równocześnie jednak wielu twórców nie traktowało go poważnie, a warunki fizyczne Kamińskiego przekreślały jego szansę na zaistnienie w „normalnym” repertuarze teatralnym – świadczy o tym chociażby fakt, że kiedy zaproponowano mu angaż w spektaklu „Niemcy” na podstawie dramatu Leona Kruczkowskiego, 62-letni aktor otrzymał rolę... „żydowskiego dziecka”.
Zmarł 15 lutego 1992 roku, w Łodzi, gdzie został pochowany. Miał 92 lata.