"Focus": Gra pozorów [RECENZJA]
Gwiazda Willa Smitha ostatnio dość mocno przygasa i o dziwo, nie stara się on nadmiernie z tym walczyć. Albo robi sobie długie przerwy od aktorstwa albo pojawia się w tak przeciętnych, choć całkiem przyjemnych w obyciu, produkcjach jak "Focus". Jeśli ktokolwiek będzie w stanie zapamiętać ten film na dłużej, to chyba tylko i wyłącznie ze względu na partnerującą mu zjawiskową, uroczą i naturalnie wypadającą przed kamerą Margot Robbie.
Smith wciela się w dystyngowanego złodzieja i oszusta w stylowym garniturze o imieniu Nicky, który zarabia pieniądze na kradzieży, zarówno tej najzwyklejszej (portfele, biżuteria) jak i tej bardziej wyrafinowanej (imponujące przekręty planowane wiele tygodni wcześniej). W pewnym momencie poznaje on Jess (Margot Robbie), która dopiero stawia swoje pierwsze kroki w tym fachu i pod jego czujnym okiem zaczyna poznawać kolejne tajniki „zawodu”. Jak można się domyślić, między dwojgiem rodzi się uczucie, co niezmiernie komplikuje sytuację.
Fabuła jest więc dość prosta, przewidywalna i schematyczna, aczkolwiek jest to problem jedynie połowiczny. „Focus” ogląda się dobrze, gdyż jest solidnie zagrany (jak zawsze luzacki Will Smith oraz równie swobodnie czująca się przed kamerą Robbie, którą obiektyw po prostu kocha), porządnie sfilmowany. Tak jak w wielu filmach o oszustach tak i tutaj nie brakuje mylenia tropu u widzów – co rusz pojawiają się zwroty akcji (raz bardziej, raz mniej wyszukane i prawdopodobne), których nie zawsze (przynajmniej w założeniu twórców) się spodziewamy. Są też piękne widoki, w których dzieje się akcja filmu – świetne zdjęcia udanie oddają ducha Nowego Orleanu czy Buenos Aires. Z dystansu wygląda to wszystko nieskazitelnie i aż chce się patrzeć na pięknych ludzi w pięknych miejscach. „Focus” ma jednak problem ze scenariuszem, a bardziej nawet z postaciami. O ile Smith i Robbie dają z siebie wszystko, i jak pisałem wcześniej, są naturalni i najogólniej mówiąc dobrze się prezentują razem, to nie czuć między nimi chemii,
trochę tak jakby każde z nich grało w innym filmie. Smith właściwie powtarza po trochu z każdej swojej poprzedniej roli, a Margot gra niejako lekko stonowaną wersję postaci z „Wilka z Wall Street”, który otworzył przed nią drzwi do gwiazdorstwa. Wątek romansowy, mający być chyba jednym z głównych akcentów „Focus” nie wypada więc dobrze.
Wątek lekko komediowy ma się już lepiej. Luz i dystans do samych siebie pary głównych bohaterów robi swoje. Dialogi i scenki rodzajowe między nimi można z pewnością zaliczyć do udanych, aczkolwiek i tak pod tym względem film „kradnie” im Adrian Martinez wcielający się w przyjaciela Nicky’ego, którego zbereźne teksty po prostu rozbrajają.
Wspomniane przeze mnie wcześniej zwroty akcji, chwilami są niezłe, ale gdy widz, wejdzie już w konwencję to dość szybko zacznie przewidywać kolejne. Choć przyznaję bez bicia, że te na samym końcu są naprawdę niezłe i niespodziewane, i po prawdzie, chwilami dość naciągane, choć to akurat mniej istotne.
"Focus" nie jest więc filmem, który znajdzie się w Top 10 2015 roku, ale też nie jest na tyle zły by odradzać wybrania się do kina. Ci, którzy to zrobią powinni spędzić całkiem przyjemnie te 100 minut z okładem, oczywiście o ile nie będą oczekiwać nie wiadomo jakich fajerwerków.