''Ixjana. Z piekła rodem'': Czy bracia Skolimowscy zdobędą uznanie polskich widzów?
Zobaczcie, jak Anna Bielak ocenia film, który wyrósł z legendy genialnego polskiego klanu.
23 listopada 2012 roku jest premiera najnowszego filmu braci Skolimowskich – „Ixjana. Z piekła rodem”.
Michał i Józef w swojej dotychczasowej karierze przeważnie współpracowali z legendarnym ojcem, Jerzym Skolimowskim. Wraz z rozpoczęciem prac nad „Ixjaną” bracia postanowili odciąć przysłowiową pępowinę i samodzielnie zasiąść na reżyserskich krzesłach.
Niestety wraz z zakończeniem zdjęć doszło do osobistej tragedii w rodzinie Skolimowskich. W wieku 42 lat odszedł jeden ze współtwórców „Ixjany” - Józef. Obraz dedykowany jest jego osobie. Wraz z długo oczekiwaną premierą nasuwa się jedno pytanie: czy prywaty dramat nie przesłoni wartości artystycznej samego dzieła?
* Zobaczcie, jak Anna Bielak ocenia film, który wyrósł z legendy genialnego polskiego klanu. Czy na „Ixjanę” warto wybrać się do kina? Będziecie zaskoczeni!*
Zgniły owoc
Film braci Skolimowskich przypomina ekspresjonistyczny obraz namalowany przez artystę lubującego się w spirytualizmie i szatańskim kiczu.
"Ixjana. Z piekła rodem" może się niektórym kojarzyć z wczesnymi produkcjami Andrzeja Żuławskiego, innym z dziełami surrealistycznych szaleńców z drugiej połowy lat trzydziestych.
Bez względu na rodzaj porównania, druga produkcja Michała i Józefa Skolimowskich pozostaje filmem niespełnionym.
Choć jest jak owoc, który zgnił zanim dojrzał, znajdą się jednak widzowie, którzy będą rozkoszowali się jego gorzkim smakiem.
Narkotykowe wizje
Poeci są w tym najlepsi - bo najwrażliwsi, najbardziej neurotyczni, najgłębiej przeżywający wszelkiego rodzaju emocje.
Pisarz Marek (Sambor Czarnota) pozornie znajduje się na uprzywilejowanej pozycji względem tej, którą zajmuje jego wielu niespełnionych kolegów po fachu. Znany wydawca właśnie wydał jego debiutancką książkę. Ta okazała się bestsellerem. Tylko co z tego? Młody pisarz dosłownie pada ofiarą lęków, o których w swoim dzienniku kuracji odwykowej pisał Jean Cocteau. Zniechęca się do literatury, pragnie wyjść jakoś poza nią i zacząć żyć własnym dziełem. W rezultacie owo dzieło go zjada i zaczyna żyć, podczas gdy on umiera.
Marek nie pamięta, co działo się na balu maskowym w willi wydawcy, gdzie spędził ostatnią noc maja. Zmieszał wówczas alkohol i narkotyki. Ma bujną wyobraźnię, niewiele wspomnień.
Montaż "Ixjany..." jest poszarpany, niekiedy mało logiczny, doskonale przez to zespolony z wewnętrzną narracją rozgorączkowanego, zagubionego artysty.
Koszmary i diablica
Markowi migają przed oczami sytuacje, których nie rozumie - jego przyjaciel Artur (Borys Szyc) biega po parku w białej marynarce ze złotymi guzikami; piękna wróżka Ixjana (Magdalena Boczarska) zdaje się być niewierną diablicą.
Poczucie ciągłej zdrady wierci mężczyźnie dziurę w brzuchu. Marek ma zresztą fizjonomię typowego artysty znajdującego się w głębokim stadium depresji. W widzach efekt notorycznego rozdrażnienia, z którym zmaga się bohater, potęguje wizualna strona filmu.
Świata "Ixjany..." nie widzimy przez różowe okulary, ale seledynowe i jaskrawe, czerwone filtry.
Koszmar, przeżywany przez pisarza, infekuje narrację filmu powodując narastanie objawów psychotycznych.
Czy było warto?
Film braci Skolimowskich chciałby być przestrzenią transgranicznych przeżyć, spiżarnią lęków, traum i zbrodniczych namiętności.
Jest jednak doświadczeniem zbyt wykalkulowanym, by uwodzić tym, co w szaleństwie najpiękniejsze - nieprzewidywalnością.
O "Ixjanie..." lepiej się też pisze, niż się ją ogląda. To zaś grzech przeciw oniryzmowi, który twórców zdaje się pociągać najbardziej. Cocteau chciał, by język przebudzenia zdawał się martwy w porównaniu z żywym językiem snu. Apelował o to, by sen, zamiast wyświetlać swe okrutne gagi - montował film w nas samych i pozostawiał go nam.
Co zaś zostaje po seansie "Ixjany..."? Seria zakurzonych cytatów i intelektualnych frazesów. Można nimi żonglować do woli. Tylko co z tego?
Ocena: 4/10 Anna Bielak
(kk)