"Krzyżacy": kulisy powstawania najsłynniejszych scen
„Krzyżacy” Aleksandra Forda, adaptacja powieści Henryka Sienkiewicza, wciąż uznawani są za najbardziej dochodowy film w całej historii polskiej kinematografii – w ciągu kilku miesięcy obejrzały go aż 2 miliony widzów; do 1987 roku przed ekranami zgromadził ponad 32 miliony.
Pierwszy pokaz odbył się 15 lipca 1960 roku, w 550. rocznicę bitwy pod Grunwaldem, ale oficjalna premiera miała miejsce 2 września 1960 roku.
„Krzyżacy” od samego początku wzbudzali ogromne emocje i podzielili krytykę (byli nawet polskim kandydatem do Oscara, lecz nominacji nie uzyskali); furorę robili aktorzy, wcielający się w głównych bohaterów, a także anegdoty z planu – a tych było naprawdę wiele.
Ford i jego ekipa nie ukrywali, że musieli zmagać się z licznymi trudnościami – psującym się jedzeniem, agresywnymi zwierzętami i aktorami, którzy nieustannie łamali sobie kończyny.
Niegrzeczny niedźwiedź
Jedną z najsłynniejszych scen jest ta, w której Zbyszko grany przez Mieczysława Kalenika bierze udział w polowaniu na niedźwiedzia. Naturalnie – nie obeszło się bez problemów. Niedźwiedź, wypożyczony z cyrku, został przywiązany do drzewa stalową linką, ale to i tak nie uchroniło Kalenika przed atakiem zwierzęcia.
- Prace nad filmem zaczęły się od mojej sceny walki z niedźwiedziem? A dlaczego tak? Bo jak ten niedźwiedź by mine rozszarpał, mogliby wziąć innego Zbyszka – żartował w wywiadzie z Adą Romanowską. - Ford przyszedł, podrapał się po wąsach i był zadowolony. Ale operator mówi, że ma jeszcze trochę taśmy. Mówi: „Mietek, Mietek! Ja jeszcze zrobię zbliżenie twojej głowy i niedźwiedziego łba”. Podszedłem wtedy do miśka i przestraszyłem się go. Dopiero! On to wyczuł, a że mańkut był, więc łupną mnie lewą łapął. I to z jaką siłą mnie walnął! Ważyłem wtedy 82 kg i przeleciałem około dziesięć metrów w powietrzu. Potem niedźwiedź uciekł — zerwał stalową linkę i poszedł do lasu. Kobiety, które zbierały jagody, o mały włos nie dostały zawału. Bo niedźwiedź w lesie?
Wypadki na planie
Na tym pech Kalenika się nie skończył. Choć ze starcia z niedźwiedziem wyszedł cało, w scenach z koniem nie miał już takiego szczęścia.
- Gdy pewnego razu jechał na plan filmowy, koń, którego dosiadał pośliznął się i upadł na bok – opowiadał w „Tygodniku Ciechanowskim” Tadeusz Czarnecki, asystent reżysera. - Ponieważ aktor był w zbroi, nie zdążył na czas wyciągnąć nogi i doznał niedużego złamania nogi. Potem przez pewien czas z tego powodu miał nogę w gipsie i był fotografowany tylko z jednej, zdrowej strony.
Kalenik nie był jedynym poszkodowanym.
- Były też inne wypadki, ale żaden z nich nie był śmiertelny – dodawał Czarnecki. - Co najwyżej ktoś od czasu do czasu trafił do szpitala. Było też na planie podczas bitwy grunwaldzkiej jedno zderzenie koni w pędzie. Aż poszła im z nosów krew, ale przeżyły. Trzeba pamiętać o tym, że w tamtych czasach nie było zwyczaju korzystania z usług kaskaderów.
Bunt statystów
Problemy pojawiły się też przy kręceniu scen uczt – albo statyści pożerali błyskawicznie stojące na stołach frykasy, albo jedzenie szybko się psuło.
- Pierwszego dnia, kiedy przywieźli te upieczone cielaki i prosiaki, jeszcze przed kręceniem sceny, statyści, a było ich tam ze dwie setki, rzucili się żreć to mięso, bo pachniało wspaniale. Kierownicy produkcji wrzeszczeli, że odbiorą im dniówkę. Statyści się przestraszyli – opowiadał Ryszard Ronczewski w „Gazecie Wyborczej”. Kolejny problem pojawił się kilka dni później.
- Na kręcenie scen trzeba czekać, w atelier od reflektorów było gorąco, a mięso wciąż tam stało. Kręcili dopiero trzeciego dnia, kiedy ono już woniało. Mówią do statystów: macie to jeść. Wybuchł bunt. Statyści, że do ust tego nie wezmą, bo śmierdzi – dodawał. - Musieli upiec jeszcze raz mięso i tym razem kręcili pierwszego dnia.
"Ty, Jagiełło..."
Do buntu o mało nie doszło też podczas kręcenia scen uczty na Wawelu – wówczas ekipa znacznie się już wycwaniła i zrezygnowała z podawania prawdziwego jedzenia.
- Stoły były zastawione suto: dziczyzna, drób, bażanty, tylko że, jak to w filmie, z papier mâché – opowiadał Emil Karewicz, ekranowy Jagiełło. - Wszyscy udawali jedzenie, oczywiście za wyjątkiem króla, który jadł prawdziwego kurczaka. Podawano mi go do każdego ujęcia, a ujęć było sporo. Król nie mógł jeść napoczętego kurczaka, więc ciągle dostawałem nowego. Koledzy, grający polskich rycerzy i Krzyżaków, byli straszliwie głodni, bo kręciliśmy od rana, już sporo godzin. W brzuchach im burczało. W końcu jeden z Krzyżaków nie wytrzymał i powiedział: „Ty, Jagiełło, bądź człowiekiem, rzuć chociaż skrzydełko”...
Dwa nagie miecze
Karewicz zdradzał też, jak powstała scena, w której rycerze krzyżaccy przynoszą mu dwa nagie miecze.
- Miecze błyszczą, koń się płoszy, a ja przy każdym ujęciu zlatuję na ziemię - wspominał w „Super Expressie”. - Wstyd mi się przyznać, ale musieliśmy nakręcić tę scenę ze mną siedzącym na koźle zbitym z desek, bo tylko w ten sposób mogłem dostojnie wypowiedzieć kwestię: "Biorę te miecze jako wróżbę zwycięstwa".
Krowi lincz
Henryk Czarnecki wspominał, że Ford niezwykle dbał o szczegóły i chciał, by wszystko było jak najbardziej realistyczne – choć nie zawsze mu się to udawało.
- Ford chciał mieć na planie polskie bydło rasy czerwonej, bo takie w tamtych czasach na naszych ziemiach żyło. Biało-czarne holenderki pojawiły się w Polsce znacznie później, bodajże na początku XVIII wieku. Czerwone bydło na plan miało być dowiezione z jakiegoś PGR-u, ale z jakichś przyczyn nie dojechało – opowiadał asystent reżysera w „Tygodniku Ciechanowskim”. - Wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby łaciate krowy rasy holenderskiej pomalować na czerwono. To był szaleńczy pomysł. Bo po pomalowaniu jednej krowy na czerwono pozostałe szybko dostrzegły w niej odmieńca i siłą zaczęły wypychać ze stada. Czym prędzej trzeba było ją zabrać, aby nie dopuścić do krowiego linczu. Krowa ocalała, ale w filmie opowiadającym o czasach średniowiecze pojawiły się krowy z innej epoki.
Statysta z zegarkiem
O błędach w „Krzyżakach” krążą już legendy – ale okazuje się, że nie wszystkie słynne filmowe wpadki faktycznie się wydarzyły.
- Często można usłyszeć, że w jednej ze scen „Krzyżaków” w dalekim tle widać pochodzącą z całkiem innej epoki historycznej ciężarówkę. To nieprawda. Ciężarówkę widać, ale w innym, choć też nakręconym na podstawie prozy Sienkiewicza filmie — „Panu Wołodyjowskim” - twierdził Czarnecki. - Można także usłyszeć, że w dalekim planie „Krzyżaków” można wypatrzyć druty linii energetycznej. To też nie jest zgodne z prawdą. Linia przed zdjęciami została położona, a słupy zamaskowane wiatrakami.
Przyznawał jednak:
- Prawda jest natomiast, że na ręku jednego ze statystów kamera wypatrzyła zegarek, którego w żadnym wypadku nie powinien na planie nosić.