Film "Kulturyści" znany szerzej pod oryginalnym tytułem "Pumping Iron" sprawił, że kulturystyka przestała być niszowym "niby-sportem" uprawianym przez nielicznych dziwaków. Ten dokument z 1977 roku wywołał w USA i Europie Zachodniej modę na doskonalenie muskulatury. Jak grzyby po deszczu powstawały siłownie, a kulturyści zaczęli brylować w mediach głównego nurtu. Mowa tutaj zwłaszcza o dwóch spośród nich – urodzonym 9. listopada 1951 Lou Ferrigno (najmłodszy w historii zdobywca tytułu Mister Universe) i cztery lata starszym Arnoldzie Schwarzeneggerze.
To właśnie do ich rywalizacji sprowadza się fabuła filmu. Gdy "Pumping Iron" stał się jedną z sensacji sezonu, obaj sportowcy zyskali międzynarodowy rozgłos. Chorobliwie ambitny Schwarzenegger potrafił doskonale wykorzystać swoją szansę, z czasem przestał być kojarzony z podnoszeniem ciężarów i stał się ikoną Hollywood, w efekcie czego dwukrotnie wybrano go gubernatorem Kalifornii. Nieśmiały i znacznie mniej przebojowy Ferrigno nigdy nie zdołał pozbyć się łatki byłego kulturysty, pojawiającego się w filmach wyłącznie ze względu na muskulaturę. Jednak statusu, który osiągnął, i tak może mu pozazdrościć większość sportowców próbujących swoich sił w przemyśle rozrywkowym.
Podstawą filmu "Kulturyści" była wydana w 1974 książka pt. „Pumping Iron: The Art and Sport of Bodybuilding” pióra Charlesa Gainesa. Autor licznych fotografii, stanowiących integralną część wydawnictwa, George Butler, zachęcony jego sukcesem zdecydował się zdyskontować powodzenie książki, kręcąc film dokumentalny opowiadający o tym malowniczym, a nieznanym szerokiemu kręgowi odbiorców, światku. Butler oraz drugi reżyser Robert Fiore skupili się na przygotowaniach do najbardziej prestiżowych zawodów kulturystycznych (Mr. Olympia), które w 1975 roku odbywały się w stolicy Republiki Południowej Afryki, Pretorii.
Wybór kulturystów mających znajdować się w centrum uwagi był niemal oczywisty. Arnold Schwarzenegger już wtedy miał status najbardziej utytułowanego zawodnika w dziejach tego sportu, w czasie zdjęć do filmu przygotowywał się do walki o piąty z rzędu tytuł najlepszego kulturysty świata. W poprzednich konkursach nie znalazł godnego konkurenta, sytuacja jednak uległa zmianie. Lou Ferrigno miał na koncie dwa tytuły amatorskiego mistrza tej dyscypliny. Gdy zadeklarował chęć udziału w zawodach Mr. Olympia, z miejsca został uznany przez specjalistów za zawodnika mającego realną szansę na zdetronizowanie Schwarzeneggera.
Prawda kontra fikcja
Trudno wyobrazić sobie bardziej filmowy temat niż rywalizacja uznanego mistrza i niedoświadczonego pretendenta do tytułu. W klasycznym wariancie tej historii, młody adept powinien cechować się bezczelnością i brakiem respektu dla starszego czempiona. W tym przypadku sytuacja wyglądała jednak zgoła inaczej. Urodzony w Nowym Jorku Lou Ferrigno z powodu przebytych w dzieciństwie chorób niedosłyszał, przez co uchodził za nieśmiałego, zamkniętego w sobie introwertyka, który znajdował azyl w siłowni. Na dodatek darzył Arnolda Schwarzeneggera wielkim szacunkiem. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę, że “Austriacki Dąb” był w tamtym okresie wzorem dla większości młodych adeptów kulturystyki. Filmowcy wzięli jednak sprawy w swoje ręce i odpowiednio podrasowali materiał wyjściowy.
Tylko naiwni idealiści wierzą, że filmy dokumentalne oddają rzeczywistość w stosunku 1:1. W wielu przypadkach wydarzenia bywają inscenizowane przez twórców, aby dodać opowieści dramatyzmu. Tak też było w przypadku “Kulturystów”. Ponieważ nie było możliwości, aby ze spokojnego Ferrigno zrobić czarny charakter, Gaines i Butler, chcąc dodać wyrazistości konfliktowi zdecydowali się Schwarzeneggera uczynić tym złym. Przyszły gwiazdor filmowy z chęcią wyraził zgodę. Wiedział, że takie podejście może przysporzyć mu popularności, której zdobycie odgrywało ważną rolę w jego ambitnym biznesplanie. Nie miał więc oporów, żeby przed kamerą być uszczypliwym wobec przeciwników i ostentacyjnie demonstrować swoją wyższość. Schwarzenegger próbował podkopywać ich pewność siebie, zgrywał maszynę bez uczuć. Oczywiście znając jego późniejszy stosunek do żony i liczne zdrady, nie można go posądzić o nadmierną wrażliwość i skłonności do introspekcji, ale tak antypatyczne zachowanie przed kamerą było w dużej mierze efektem zimnej
kalkulacji.
Po latach Schwarzenegger sam przyznawał, że w tamtym okresie nieco za bardzo wczuł się w rolę czarnego charakteru. Zwłaszcza, że niedosłyszący, mający problemy z wymową Lou Ferrigno zazwyczaj nie był w stanie odbijać piłeczki. Mimo swojej niebywałej muskulatury, sprawiał wrażenie zagubionego i zjadanego przez tremę chłopca. Twórcy filmu wychodzili jednak z założenia, że również jego wątkowi można dodać nieco dynamiki i filmowego dramatyzmu. Dlatego też, zdecydowali się na poprzestawianie akcentów w relacjach z ojcem, który w prawdziwym życiu mimo nadopiekuńczości zasadniczo nie wtrącał się do treningów. W “Kulturystach” został sportretowany zaś niemal jako pełnoprawny trener, który bez przerwy zadręcza syna radami i pouczeniami.
Można spierać się, czy takie zabiegi w dążącym do obiektywizmu kinie są dopuszczalne, ale w przypadku “Kulturystów”, z pewnością zdały egzamin. Dzięki klarownej strukturze i wyraźnie zaznaczonemu konfliktowi, opowieść o hermetycznym światku nabrała cech uniwersalnych, przez co jest wciągająca nawet (a może zwłaszcza) dla osób, które nie mają wiele wspólnego z podnoszeniem ciężarów i kulturystyką. Nawet po latach film sprawdza się jako doskonały przykład dokumentu, który trzyma w napięciu niczym pełnoprawna fabuła.
Kulturyści wychodzą z jaskiń
Współcześnie “Kulturyści” nie są postrzegani jedynie jako ciekawostka z początków kariery Schwarzeneggera, lecz jako klasyk kina sportowego. W 1975 roku nikt nie traktował osób poświęcających długie godziny na rzeźbienie mięśni poważnie. Nagroda dla zawodnika wygrywającego prestiżowe zawody Mr. Olympia wynosiła jedynie 2500 dolarów. Kulturystka uważana była za zajęcie niegodne prawdziwego mężczyzny, a najwięksi gwiazdorzy kina akcji, Clint Eastwood i Charles Bronson rzadko zdejmowali koszulki przed kamerą. Nic więc dziwnego, że twórcy filmu borykali się z poważnymi problemami finansowymi i przez długi czas nie byli w stanie zdobyć środków niezbędnych do sfinalizowania procesu postprodukcji. “Kulturyści” mieli swoją premierę dopiero dwa lata po zakończeniu zdjęć. Szybko okazało się, że twórcy podjęli dobrą decyzję stawiając na dramaturgię kosztem faktów. W 1977 roku film został wielkim przebojem, zmienił podejście do omawianej tematyki i przyniósł sławę zarówno Arnoldowi Schwarzeneggerowi jak i Lou Ferrigno.
Oczywiście głównym beneficjentem sukcesu “Pumping Iron” i boomu na podnoszenie ciężarów był przyszły gubernator Kalifornii. Miał już wtedy aktorskie epizody na koncie i status legendy kulturystyki, ale do tego momentu nie był znany szerszej publiczności, a utrzymywał się w głównej mierze dzięki prowadzonej wraz z kolegą firmie budowlanej. Charyzma i pewność siebie, którą zaprezentował, sprawiła, że Schwarzenegger zyskał powszechną rozpoznawalność, z gwiazdy niszowego sportu przeobraził się w pupilka mediów. Musiało jednak minąć niemal pięć lat, zanim do kin trafił “Conan Barbarzyńca”, pierwszy prawdziwy przebój z jego udziałem.
Lou Ferrigno nie miał tyle szczęścia. Widzowie oglądający “Kulturystów” współczuli mu, ale znacznie bardziej interesowali się dalszymi losami bardziej utytułowanego konkurenta. Oczywiście zyskał też pewną popularność, ale nie mogła się ona równać ze sławą Austriaka. Wydawać by się mogło, że niedosłyszący kulturysta został wykorzystany przez filmowców, którzy potrzebowali przeciwnika dla Schwarzeneggera, aby dopiąć scenariusz. Później, gdy ten wspinał się na szczyty kinowej popularności, Ferrigno musiał zadowolić się jedynie rolą w serialu “Hulk”, gdzie wcielił się w tytułowego zielonego, siejącego zniszczenie, superbohatera. Z drugiej jednak strony rola ta przynosiła mu dużą popularność, w ten nietypowy sposób Ferrigno również zdobył sławę i trafił “pod strzechy” (np. reprezentant Brazylii w piłce nożnej, Hulk zawdzięcza swój pseudonim podobieństwu do niego), czego nie można powiedzieć o dziesiątkach bardziej utytułowanych kulturystów, którzy nie mieli tyle szczęścia, aby zostać ofiarami Arnolda
Schwarzeneggera.
Dzisiaj, gdy na ekranach święcą triumfy filmy o superbohaterach, postać pierwszego odtwórcy roli Hulka otaczana jest dużą czcią przez fanów tego rodzaju kina. Niewykluczone więc, że Lou Ferrigno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w temacie aktorstwa. Może uda się mu nawet wziąć rewanż na swoim odwiecznym rywalu, zwłaszcza, że obecnie akcje Arnolda Schwarzeneggera są notowane rekordowo nisko na hollywoodzkiej giełdzie.
Lou Ferrigno w dzieciństwie i obecnie (fot. EastNews)
Autor: Piotr Han