Najpierw zmarła ona, kilka miesięcy później on. Co zabiło tę parę?
Światło dzienne ujrzały nowe dowody w sprawie tajemniczej śmierci małżeństwa *Brittany Murphy i Simona Monjacka. Prawdopodobną przyczynę zgonu podał portal TMZ, ten sam, który rok temu jako pierwszy zamieścił informację o tragicznie zmarłej aktorce.*
27.07.2010 16:20
Przypomnijmy – 20 grudnia zeszłego roku świat obiegła wiadomość o śmierci 32-letniej aktorki Brittany Murphy, znanej z ról w takich filmach, jak "Clueless", "Przerwana lekcja muzyki", "8. mila" czy "Sin City". Wtedy jako oficjalną przyczyną zgonu podano atak serca. Mimo natychmiastowego przewiezienia do szpitala Cedars-Sinai Medical Center i błyskawicznej akcji reanimacyjnej, artystki nie udało się uratować. Rewelacje TMZ potwierdziły BBC, agencja Reutersa, lekarze oraz policja.
Nagła śmierć Murphy, mimo że szokująca z racji jej młodego wieku, zbytnio nie zaskoczyła. Tajemnicą poliszynela był fakt, że aktorka zażywała ogromne ilości środków przeciwbólowych na bazie substancji odurzających, od kiedy poddała się serii operacji plastycznych.
Lekarze, którzy przeprowadzili autopsję artystki, jako przyczynę śmierci podali zatrucie osłabionego organizmu Brittany, która cierpiała również na zapalenie płuc i anemię. W prasie brukowej pojawiły się nawet spekulacje mówiące o tym, że przyczyną wstrzymania akcji serca młodej aktorki był ten sam specyfik, który miał przedawkować Michael Jackson.
Z taką wersją kategorycznie nie zgodziła się matka zmarłej, utrzymując, że Brittany okres nadużywania lekarstw miała już za sobą i właśnie była na drodze wychodzenia z uzależnienia. Dzisiaj pewnie mało kto, poza oddanymi fanami, pamiętałby o kontrowersjach wokół śmierci aktorki, gdyby nie kolejna rewelacja, która obiegła media.
23 maja, niemal dokładnie pięć miesięcy po nagłej śmierci Brittany Murphy, zmarł jej mąż, scenarzysta Simon Monjack. Podobnie jak w przypadku aktorki, lekarze orzekli zgon wywołany najprawdopodobniej przedawkowaniem środków farmakologicznych, które znaleziono w jego posiadłości.
Media podały, że w organizmie 40-letniego mężczyzny wykryto ponoć obecność narkotyków, jednak były to zbyt śladowe ilości, żeby spowodować śmierć. Policja wykluczyła również udział osób trzecich. Jak poinformowało CNN, zapytany o powody śmierci Monjacka, Ed Winter, zastępca głównego koronera, odpowiedział, że są „takie same co u Brittany”.
Pojawiły się komentarze sugerujące, że śmierć dwóch młodych osób, w tak krótkim przedziale czasowym, w dodatku w tym samym domu, nie może być przypadkowa. Rozpoczęto ponowne śledztwo, do którego wraz z policją włączył się departament zdrowia. Wyniki dochodzenia okazały się naprawdę zaskakujące.
Jak podaje wspomniany TMZ.com w domu należącym do zmarłego małżeństwa okryto obecność toksycznej pleśni, która zagnieździła się w wentylacji ich luksusowej willi.
Okazało się, że zarówno Brittany, jak i Simon najprawdopodobniej przez kilka lat wdychali szkodliwe mikotoksyny, które z czasem przeniknęły do ich organizmu, obniżając odporność, infekując płuca i doprowadzając do fatalnego końca. Tę wersję zdaje się potwierdzać również stan zdrowia małżeństwa, które od momentu wprowadzenia się do nowego domu, zaczęło cierpieć na różne dolegliwości. Wiadomo, że przed śmiercią oboje skarżyli się na kłopoty z oddychaniem.
Na ostateczną wersję raportu departamentu zdrowia w Los Angeles musimy jeszcze poczekać, śledztwo trwa.