"Nic śmiesznego": film bardzo polski

"Nic śmiesznego": film bardzo polski
Źródło zdjęć: © film polski

13.10.2016 12:11

Gdy dwadzieścia lat temu „Nic śmiesznego” w reżyserii Marka Koterskiego trafiło do kin, przeszło praktycznie bez echa. Głównie z powodu słabej dystrybucji i braku jakiejkolwiek reklamy. A szkoda, bo krytyka oceniła film bardzo wysoko. Porównywano go nawet do „Zezowatego szczęścia” Andrzeja Munka.

- „Nic śmiesznego" jest przede wszystkim filmem bardzo polskim. O naszym malkontenctwie, o niemożnościach, o marazmie inteligenta, który nie potrafi znaleźć sposobu na życie i czeka, że dobrobyt i szczęście spłyną mu w ręce same. Koterski śmieje się z wszystkiego i wszystkich – pisał jeden z krytyków. - „Nic śmiesznego” to pewnie trochę i rozliczenie z jego własnym życiem, z jego tęsknotami i marzeniami. Rozliczenie bardzo gorzkie, pomimo salw śmiechu, które co chwilę wybuchają na sali.

Film drugie życie dostał dzięki kasetom VHS. Dziś uchodzi za jedną z bardziej lubianych polskich komedii, a cytaty z niego weszły do codziennego użycia.

1 / 6

Woda sodowa

Obraz
© film polski

Główną rolę powierzono Cezaremu Pazurze – ale aktor wyznawał, że niewiele brakowało, a w filmie Koterskiego by nie zagrał.

Miał już wówczas na koncie wiele sukcesów, woda sodowa uderzyła mu do głowy, więc kiedy usłyszał, że zapraszają go na zdjęcia próbne, był oburzony – uważał, że ma taka pozycję, że nie musi już chodzić na przesłuchania. Odmówił.

To producentka, Dorota Ostrowska, nalegała, żeby chociaż przeczytał scenariusz. I po lekturze Pazura szybko zmienił zdanie – natychmiast zadzwonił do Ostrowskiej, pytając, gdzie i kiedy ma się stawić, żeby ubiegać się o rolę.

2 / 6

Filmowe arcydzieło

Obraz
© film polski

Co go przekonało? Szybko zrozumiał, że ma do czynienia z projektem wyjątkowym; w swoim filmiku opublikowanym na kanale YouTube twierdzi, że według niego „Nic śmiesznego” to wręcz arcydzieło.
- Przeczytałem ten scenariusz i zobaczyłem siebie. Każdy ma takie wrażenie, jak czyta arcydzieło - czytasz i widzisz siebie. Skąd ten człowiek wie tyle o mnie? - wspominał.

Dodawał też, że scenariusz został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. - Podobno to wszystko, co jest w filmie, wydarzyło mu się naprawdę. Koterski to wszystko przeżył sam – zdradzał wielki sekret, rzucając tym samym nowe światło na jedną z najlepszych polskich komedii.

3 / 6

„Wsiada pan czy nie?”

Obraz
© film polski

Scenariusz autorstwa Marka Koterskiego jest pełen zabawnych scen i chwytliwych cytatów, które na dobre weszły już do języka codziennego. Pazura opowiadał, że widzom szczególnie zapadła w pamięci scena w windzie.

Adam Miauczyński: No wsiada pan czy nie, na co pan czeka, okrętu się pan spodziewałeś?
Mężczyzna w windzie: Na górę jedzie?

Adam Miauczyński: A gdzie ma jechać? W bok?! I dodawał, że za każdym razem, kiedy ktoś dosiada się do niego w windzie, wybucha śmiechem, wspominając ten epizod.

4 / 6

Ulubiona scena

Obraz
© film polski

On sam, pytany o swoją ulubioną scenę, wspominał jednak tę, kiedy patrzy w oczy pięknej kobiecie i mówi w myślach:
- I rozjarzam się, na mgnienie w uśmiechu z tych, co to trzeba mieć ten polor we krwi, żeby zmieścić, bez pośpiechu, pozdrowienie, mimo energicznego pośpiechu przecież.

Po czym chwyta za słuchawkę i jednym tchem dorzuca:
- No i co ty w mordę pier... bambusie, co ty? W ch... lecisz ze mną, czy się z własnym kut... na łby zamieniłeś...? To ja się właśnie, kur..., pytam co! A potem podchodzi do kobiety, całuje jej dłoń i przedstawia się jakby nigdy nic.

5 / 6

Trudne sceny

Obraz
© film polski

Pazura ze śmiechem wspominał też scenę wysadzania mostu – który musieli wysadzić dwukrotnie.
- Jak kręciliśmy scenę z mostem i wysadzaliśmy most, był duży wiatr. No, i poleciało na Kampinos. Dlatego jest mniejszy ten Park Kampinoski niż kiedyś – żartował.
Najwięcej problemu sprawiły mu jednak sceny erotyczne.

- Najbardziej upokarzająca scena erotyczna, to była wtedy, kiedy on - tak było napisane w didaskaliach - że wchodzi w nią „i już” – mówił.

Ale problematyczna okazała się także inna scena, jak sam to określał, z „prykaniem” - kiedy miał „wejść do łazienki, odciągnąć pośladek i pryknąć”, a potem „wypędzić bąka z kostiumu”. Reżyser zaś zza kamery imitował „prykanie”, a aktor ledwo mógł wytrzymać ze śmiechu.

- Wyobraźnia zaczęła działać, lekkie zmęczenie... Nie dałem rady, nie uciągnąłem tego. Raz w życiu nagraliśmy scenę bez reżysera, bo to było nie do przejścia – opowiadał.

6 / 6

Późny sukces

Obraz
© film polski

Pazura twierdzi, że „Nic śmiesznego” to film „zaczarowany” - przy każdym seansie zauważa się coś nowego; coś innego zwraca uwagę.

Projektem udało się zainteresować wielu znanych aktorów – jednak film nakręcono za jedną czwartą normalnego budżetu. Twierdził, że producentka musiała mieć niezwykłą siłę przekonywania, skoro namówiła wszystkich, by grali za tak niewielkie stawki.

Ale mimo to film był klapą w kinach. Powód? Wyszedł jedynie w dwóch kopiach – dystrybutor powiedział im, że „jeśli się spodoba”, dorobi więcej. Tylko że było to niemożliwe, ponieważ nikt nawet nie zauważył, że „Nic śmiesznego” pojawiło się w kinach, nie było żadnej reklamy ani nawet uroczystej premiery. Dopiero kiedy wyszedł na kasetach VHS stał się hitem i zdobył uznanie, na które zasługiwał.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (137)