''Nie ma nic nudniejszego niż stuprocentowy mężczyzna'' - Jacek Bromski o banalności i anatomii zła [WYWIAD]
- Morderca okazuje się ostatnim sprawiedliwym. Mówi: "To ja jestem zły, nie wy". Wkurza mnie, że gówniarze na ulicy nie szanują starszych i że ludzie na siebie warczą- Jacek Bromski opowiada nam o „Anatomii zła”, będącej niezgodą na otaczające nas rzeczywistość.
28.09.2015 13:15
Najnowszy film Jacka Bromskiego to wnikliwe spojrzenie na „rzeczywistość, w której dobro się nie liczy, a w której zło stało się punktem odniesienia”. Fabuła „Anatomii zła” przywołuje najgłośniejsze, nierozwiązane sprawy kryminalne z ostatnich lat. W rolach głównych – laureat Polskiej Nagrody Filmowej – Orła za kreację w „Rysie” Krzysztof Stroiński, laureat Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego i nagrody za debiut festiwalu w Gdyni Marcin Kowalczyk („Jesteś Bogiem”) oraz Piotr Głowacki („Bogowie”), Andrzej Seweryn („Różyczka”), Łukasz Simlat („Pani z przedszkola”), Michalina Olszańska („Jack Strong”) i Anna Dereszowska („Lejdis”). Za zdjęcia do „Anatomii zła” odpowiada Michał Englert, laureat FPFF w Gdyni i festiwalu Sundance („Nieulotne”). Autorem muzyki jest nagradzany kompozytor i producent muzyczny Ludek Drizhal („Uwikłanie”, „Śmiertelna wyliczanka”).
MICHAŁ HERNES: Główny bohater „Anatomii zła” twierdzi, że przeklinanie jest oznaką słabości. Zdarza się panu przeklinać?
JACEK BROMSKI: Raczej rzadziej niż często. Człowiek używa przekleństw, gdy go szlag trafia.
W pańskim filmie Lulek mówi też, że aktorzy tylko udają i g..no wiedzą o życiu. Czy myśli pan podobnie?
Nie zawsze utożsamiam się z postaciami z moich filmów, które wypowiadają takie kwestie. Czasami w ten sposób charakteryzuje się danego bohatera. Weźmy postać graną przez Michalinę Olszańską… Nie jest to osoba, z którą się sympatyzuje. Odzwierciedla raczej psychiczny stan bohatera.
Niesamowitą kreację aktorską stworzył Krzysztof Stroiński.
Musiał zagrać tę rolę wbrew swojemu aktorskiemu emploi. Takie zadanie powinno aktora zafascynować i przestraszyć. Krzysztof był lekko przestraszony, ale poradził sobie z tym wyzwaniem. Chciałem opowiedzieć o otaczającym nas złu. Wymyśliłem więc człowieka, którego zawodem jest bycie mordercą. Jednocześnie ważne są dla niego pewne kodeksy. Ten bohater nie chce się zgodzić na wszechobecne zepsucie. Jako osoba starej daty pamięta, że kiedyś było inaczej, tymczasem młodym ludziom wydaje się, że zawsze otaczał nas syf, brak autorytetów i pogarda dla drugiego człowieka. A to nieprawda. Nawet w komunistycznej opresji nie było takich wątpliwości. Zło spowszedniało, wszyscy się na nie godzą i nikt nie zastanawia się, co jest złe, a co dobre. Chcę, by ludzie to dostrzegli. Zwłaszcza, że na świecie nie istnieją czarno-białe podziały, a gdyby istniały, byłyby nudne. Nie ma nic nudniejszego niż stuprocentowy mężczyzna lub stuprocentowa kobieta.
Czy państwo polskie jest zepsute?
Psuje się cały świat. W wyniku globalizacji kapitalistyczne interesy biorą górę i nikt z nikim się nie liczy. Przykładem rozszerzającego się zła jest afera z Volkswagenem. Takie manipulacje są przerażające.
Tymczasem w pańskim filmie ostatnim sprawiedliwym jest morderca.
On nie godzi się na to wszystko. Mówi: „chwileczkę, to ja jestem zły, nie wy”.
W czasie oglądania „Anatomii zła” trudno uciec od skojarzeń z zamordowaniem generała Papały, dziennikarzy śledczych i głośnej sprawy aresztowania siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabicie cywilów w Afganistanie.
Przeważnie staram się budować rzeczywistość filmową, która niewiele ma wspólnego z autentycznymi wydarzeniami. Na potrzeby tego filmu musiałem jednak znaleźć punkty odniesienia, które pozwoliłby widzowi zrozumieć, że to się dzieje wokół niego. Wkurza mnie, że gówniarze na ulicy nie szanują starszych i że ludzie na siebie warczą. W moim filmie sugeruję, że żołnierz oskarżony o strzelanie do cywili nie był winny. Ta sprawa została rozdmuchana przez dziennikarza. W Stanach Zjednoczonych niemożliwe jest, żeby dziennikarz przeprowadził z żołnierzem wywiad dotyczący tajemnicy wojskowej i później o tym napisał. Zwłaszcza, że takie pomyłki są w Afganistanie na porządku dziennym.
Media odgrywają w pańskiej produkcji ważną rolę.
Uważam, że ponoszą odpowiedzialność za panoszące się zło. Dziennikarze bezmyślnie je popularyzują.
Wierzy pan, że to może ulec zmianie?
Musi, bo inaczej nastąpi koniec świata.
Marzy się panu film o mordercy, który zabija polityków?
(Śmiech) aż tak to nie. Pracuję teraz nad scenariuszem filmu o korupcji, która sięga szczytów władzy. Inspiracją jest afera Amber Gold, ale przede wszystkim powieść „Pochłaniacz” Katarzyny Bondy. Opowiada ona o sprawiedliwym policjancie, którego otaczają układy i korupcja. Przekracza więc granice prawa, żeby położyć temu kres. Jego postępowanie jest dwuznaczne. Nie wiadomo, czy postępuje tak z przyczyn osobistych, czy charakteryzuje go wielka praworządność.
Będzie szczęśliwe zakończenie?
Nie wiem, wciąż pracuję nad scenariuszem.
Czy pana zdaniem film jest w stanie coś zmienić?
Nie, ale może zwrócić uwagę na pewne problemy. Liczę, że ci, którzy nie dostrzegają zła, zaczną się nad nim zastanawiać.
Kocha pan świat?
(Śmiech) nie mam wyboru, a jest coraz gorzej. Martwię się o to, w jakim świecie będą żyły moje dzieci.
Jak przemówić do rozumu politykom?
Ludzie mają obecnie tyle możliwości i alternatyw, że nikt nie idzie do polityki z powołania. Przeważnie angażują się w nią osoby, którym nigdzie indziej się nie udało. Ten problem dotyczy całego świata.
Ma pan poczucie jakiejś misji?
Mam misję, żeby opowiadać ludziom różne historie, które będą chcieli oglądać. Cieszę się, jeśli jednocześnie uda mi się coś w nich przemycić. Miałem cykl „U pana Boga za piecem”, czyli optymistyczne filmy, które robiłem, żeby przypomnieć widzom, że mają jakieś korzenie i że w naturze istnieje wyższy porządek, którego warto się trzymać. Ludzie oglądają te produkcje, żeby poczuć się lepiej. A skoro te filmy są oglądane, może ta misja miała sens i odniosła skutek? „Anatomia zła” związana jest zaś z inną misją, z uderzeniem na alarm.
Większą wściekłość odczuwa pan w stosunku do dziennikarzy czy polityków?
Raczej względem koncernów medialnych, które za wszelką cenę chcą osiągnąć jak największą oglądalność lub wykończyć konkurencje. Niektórzy dziennikarze się temu poddają, ale nie wszyscy. Jeśli zaś chodzi o polityków, w tej chwili trwa wyścig populizmu. Wszystkie partie obiecują rzeczy, które w minionych latach nawet by im nie przyszły do głowy. To cyniczne.
Czy wierzy pan, że kiedyś skończą się wszystkie te afery i układy?
Jeśli uda się zmniejszyć ich skalę, nastąpi postęp, ale to nie jest takie proste. Gdy raz się coś zepsuje, później trudno to naprawić.
Czy mimo wszystko stara się pan być optymistą?
Z natury nim jestem, ale często bywam też przygnębiony.